Przejęcie przez Republikanów większości w Izbie Reprezentantów, niższej izbie amerykańskiego Kongresu, oznacza w praktyce koniec realizacji programu prezydenta Joe Bidena i napięte negocjacje nad budżetem i limitem zadłużenia. Według zapowiedzi Republikanów, będzie też oznaczać parlamentarne śledztwa m.in. w sprawie syna prezydenta, a być może także impeachment.

Kiedy we wtorek 8 listopada, w dniu wyborów, prezydent Joe Biden został zapytany, jaka będzie dla niego rzeczywistość, jeśli Republikanie uzyskają kontrolę nad Kongresem, odpowiedział krótko: "będzie trudniejsza". I choć wybory ostatecznie potoczyły się dla Demokratów nadspodziewanie dobrze - stracili w Izbie Reprezentantów wyjątkowo niską liczbę mandatów i mogą zwiększyć przewagę w Senacie - to i tak utrata większości w Izbie Reprezentantów zwiastuje dla Bidena ciężką drugą połowę jego kadencji.

Ograniczone pole Bidena w polityce wewnętrznej

Choć amerykański prezydent ma szerokie uprawnienia m.in. w kwestii polityki zagranicznej, w polityce wewnętrznej jego pole manewru jest ograniczone, jeśli ma przeciwko sobie Kongres.

Nawet gdy prezydent Biden miał do czynienia z Kongresem w całości pod kontrolą Demokratów, ze względu na minimalną większość Demokratów i zasady głosowań w Senacie, w praktyce musiał ograniczyć swoje legislacyjne ambicje. Mimo że udało mu się zrealizować kilka kluczowych obietnic, m.in. pakiet rekordowych inwestycji w infrastrukturę, walkę ze zmianą klimatu, czy wsparcie gospodarki po pandemii, to negocjacje trwały długo i wymusiły na prezydencie znaczne kompromisy.

Co oznacza dla Bidena przejęcie Izby Reprezentantów przez Republikanów

Po tym, gdy w styczniu do władzy dojdzie republikańska większość w Izbie Reprezentantów, sytuacja Bidena będzie jeszcze trudniejsza, a przez resztę kadencji przeprowadzenie jakichkolwiek inicjatyw będzie dla prezydenta bardzo trudna, jeśli nie niemożliwa. To Republikanie będą decydować, jakie projekty trafią pod obrady Izby; będą też mieć silniejszą pozycję w kształtowaniu budżetu i w zawsze napiętych negocjacjach dotyczących podniesienia limitu zadłużenia. W przeszłości w analogicznych sytuacjach - m.in. za kadencji Baracka Obamy i Donalda Trumpa - dochodziło do tzw. shutdownów, czyli zamrożenia działania instytucji państwa poza tymi najbardziej podstawowymi. Brak zgody na podniesienie limitu zadłużenia może natomiast skutkować widmem technicznego bankructwa. Choć podczas obecnej kadencji Kongresu Republikanie w Senacie dwukrotnie zgadzali się na podwyższenie limitu, byli za to mocno krytykowani przez Donalda Trumpa i prawe skrzydło partii.

Z drugiej strony, Biden zachowa prawo weta, co sprawi, że Republikanie nie będą w stanie realizować głównych punktów swojego programu, m.in. ograniczania wydatków socjalnych. Przyszły spiker Izby Kevin McCarthy zapowiedział, że pierwszym projektem ustawy, jakim się zajmie, będzie ten dotyczący restrykcji imigracyjnych.

Przejęcie kontroli przez Republikanów w Izbie Reprezentantów da im również narzędzia do prowadzenia parlamentarnych śledztw i przesłuchań przed komisjami, które od dawna zapowiadali politycy partii. Głównym ich przedmiotem będą praktyki biznesowe syna prezydenta Bidena - Huntera (dochodzenie w jego sprawie dotyczące potencjalnych przestępstw podatkowych prowadzi prokuratura federalna), ale zapowiadane są także dochodzenia m.in. w sprawie genezy pandemii i roli doradcy medycznego prezydenta dr Anthony'ego Fauciego, wycofania wojsk USA z Afganistanu oraz kryzysu na południowej granicy.

"Spodziewamy się najgorszego: przesłuchań przed komisjami każdego tygodnia, impeachmentu co dwa tygodnie" - powiedział PAP, pół żartem, pół serio działacz Demokratów. Przyznaje jednak, że mniejsza od spodziewanej przewaga Republikanów w Izbie może ograniczyć zapędy partii i znacznie je utrudnić.

Do takiej sytuacji doszło m.in. dzięki rozdarciu Partii Republikańskiej przez jej skrajne skrzydło związane z byłym prezydentem Donaldem Trumpem. Co więcej, to zwycięstwa umiarkowanych kandydatów w stosunkowo liberalnych okręgach - głównie w Nowym Jorku i Kalifornii - zadecydowały o uzyskaniu przez Republikanów większości. To z kolei sprawia, że znaczna liczba nowych kongresmenów może być bardziej skłonna do współpracy z Demokratami i mniej chętna do politycznych walk, jak impeachment.

"Rządy Republikanów będą czystym chaosem. Ta większość będzie niezarządzalna. I trzeba pamiętać, że przy różnicy kilku mandatów każda śmierć czy odejście kongresmena może zachwiać układem sił" - zaznacza rozmówca PAP.

Część polityków Republikanów już zapowiadała też, że będzie starała się doprowadzić do impeachmentu prezydenta Bidena; wniosek w tej sprawie już złożyła m.in. kongresmenka Marjorie Taylor Greene. Kierownictwo partii nie przesądziło jeszcze, czy tak się stanie. Nawet jeśli do tego dojdzie, praktyczny efekt będzie niewielki, bo choć do formalnego postawienia prezydenta w stan oskarżenia wymagana jest tylko zwykła większość w Izbie, to do skazania go potrzeba 2/3 głosów w Senacie.

Sytuację prezydenta znacznie poprawia fakt, że Demokraci zachowają kontrolę nad Senatem - a mają szansę ją nawet zwiększyć, jeśli wygrają wyborczą dogrywkę o ostatni z nierozstrzygniętych mandatów w Georgii. Jeśli ostatecznie będą mieli 51 zamiast 50 miejsc, zmniejszy to wpływ demokratycznego senatora Joe Manchina z ultrakonserwatywnej Zachodniej Wirginii. Manchin był często główną przeszkodą hamującą legislacyjne ambicje Bidena. Senat ma też kluczową rolę w zatwierdzaniu prezydenckich nominacji na sędziów federalnych, członków gabinetu prezydenta oraz stanowisk dyplomatycznych.

Być może jednym z niewielu obszarów, w którym obie partie będą w stanie dojść do kompromisu, będzie sprawa wojny na Ukrainie. Część z najbardziej niechętnych Ukrainie kandydatów Republikanów przegrała w wyborach, ale liczba przeciwników pomocy Ukrainie w Kongresie najpewniej wzrośnie. Jednak mimo zapowiedzi o końcu wypisywaniu "czeków in blanco" dla Ukrainy, kierownictwo Republikanów zapewniało, że wsparcie dla Ukrainy - przynajmniej to militarne - będzie kontynuowane. Politycy i działacze partii zapowiadają jednak, że wydatki na te cele będą ściślej kontrolowane i ograniczona może zostać pomoc finansowa.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)