Demokraci prawdopodobnie stracą Izbę Reprezentantów, ale w wyborach osiągnęli zaskakująco dobre wyniki. Po porażkach trumpistów po prawej stronie rośnie pozycja Rona DeSantisa.

Wybory w USA: Senat na pewno pozostanie pod kontrolą demokratów

Senat na pewno pozostanie pod kontrolą demokratów. Los Izby Reprezentantów wciąż jest w grze, ale faworytami są republikanie – tak wyglądała sytuacja w Stanach Zjednoczonych, gdy zamykaliśmy ten numer DGP. Nawet jeśli partia Donalda Trumpa odbije izbę niższą, będzie miała w niej przewagę zaledwie kilku, maksymalnie kilkunastu głosów. Dokładne liczby poznamy po przeliczeniu wystarczającej liczby kart wyborczych z Kalifornii. Niezależnie od rezultatów z Zachodniego Wybrzeża i tego, że łącznie od przyszłego roku na Kapitolu republikanie będą mieli więcej parlamentarzystów niż obecnie, ich rezultat wyborczy jest powszechnie uznawany za klęskę.
Przed wtorkiem mało co dawało demokratom nadzieję na uniknięcie klęski. Ich strategów niepokoiło to, że tematem numer jeden dla elektoratu była według sondaży gospodarka i najwyższa od 40 lat inflacja. Prócz tego nie sprzyjały im niskie notowania prezydenta Joego Bidena, który od zeszłorocznego wycofania się wojsk USA z Afganistanu nie może odbić się powyżej poziomu zaufania oscylującego wokół 40 proc. Po stronie Bidena nie stała też historia; wybory środka kadencji zazwyczaj kończyły się porażkami partii prezydenckich. Mimo to nie było przepowiadanej przez znaczną część sondaży „czerwonej fali” republikańskiej.

Wybory w USA: Skąd tak dobry wynik demokratów?

Co mogło doprowadzić do tak dobrego wyniku demokratów? „The Hill” pisze, że w badaniach opinii publicznej nie doceniono poziomu wzburzenia Amerykanów niedawną decyzją zdominowanego przez konserwatystów Sądu Najwyższego, w praktyce ograniczającą dostęp do aborcji, ani determinacji młodszego elektoratu, tradycyjnie sprzyjającego demokratom i zmęczonego Donaldem Trumpem. Po prawej stronie nie brak głosów krytykujących kandydatów republikanów do Senatu, jak kontrowersyjny lekarz celebryta Mehmet Oz czy były futbolista Herschel Walker, który w 2009 r. zapłacił swojej partnerce za usunięcie ciąży. Po czasie wręcz proroczo brzmią słowa lidera republikanów w Senacie Mitcha McConnella, który w prawyborach wyrażał zaniepokojenie „jakością kandydatów” wspieranych przez Trumpa.
O tym, że może być coś na rzeczy, może świadczyć Georgia. Wielu wyborców podzieliło tu swój głos – w wyborach do Senatu poparło demokratę Raphaela Warnocka, a w wyścigu gubernatorskim zakreśliło kwadrat przy nazwisku republikanina Briana Kempa, który zresztą zwyciężył i pozostanie gubernatorem. Dwa lata temu Kemp postawił się Trumpowi i nie uległ jego presji, by wybory prezydenckie w Georgii nielegalnie odwrócić na jego korzyść. Teraz za swoją niezależność został wynagrodzony przez wyborców. Patrząc na popularność Kempa, demokraci mają nadzieję, że 6 grudnia – na senacką dogrywkę w Georgii – wielu republikanów pozostanie w domach.
Starcie Warnocka z Walkerem nie będzie miało decydującego znaczenia, bo niezależnie od jego rezultatu, to demokraci będą kontrolować Senat. Stało się to pewne w niedzielę nad ranem czasu polskiego, gdy po zliczeniu niemal wszystkich głosów pocztowych z hrabstwa Clark fotel senatora w Nevadzie utrzymała Catherine Cortez Masto. Efekt rywalizacji w tym stanie jest dla republikanów tym bardziej bolesny, że jeszcze „za pięć dwunasta” większość sondaży faworyzowała ich kandydata Adama Laxalta. Być może nie doceniono „maszyny Reida”, czyli wielkiej wyborczej sieci, którą w Nevadzie stworzył dla demokratów Harry Reid, zmarły w 2021 r. wieloletni lider senackiej większości.
W Nevadzie republikanin Jim Marchant, znany z tworzenia ogólnokrajowej sieci wsparcia kandydatów trumpistów, poniósł też porażkę w wyborach na sekretarza stanu. Taki obrót spraw oznacza, że w żadnym kluczowym stanie sekretarzem nie został wybrany polityk otwarcie głoszący tezy o sfałszowaniu wyborów prezydenckich dwa lata temu. To istotne, bo stanowi sekretarze odgrywają ważną rolę przy zatwierdzaniu wyników rywalizacji o Biały Dom. Przed 2020 r. było to zadanie głównie symboliczne, ale w erze Trumpa przestało takim być. Demokraci zdali sobie z tego sprawę, wysyłając bezprecedensowe kwoty na wsparcie ich kandydatów na sekretarzy stanu w Arizonie, Michigan, Minnesocie czy Nevadzie. Wszędzie z sukcesem. O ich triumfie można mówić także na polu stanowych legislatyw. Kilka udało się odbić – w Pensylwanii po raz pierwszy od 2008 r. – a co więcej, prawdopodobnie żadnej nie stracą, co będzie pierwszą taką sytuacją dla prezydenckiej partii w wyborach środka kadencji od 1934 r. W Michigan po raz pierwszy od wyborów w 1982 r. będą mieli pełną kontrolę – obie izby oraz gubernatora.
Na poziomie federalnym rezultaty wtorkowego głosowania bez wątpienia wzmocnią pozycję Bidena, który według spekulacji już za kilka miesięcy może ogłosić swój start w rywalizacji o Biały Dom w 2024 r. W porównaniu z okresem 2020–2022 będzie miał prawdopodobnie bardziej ograniczone przez Kongres możliwości, także w sprawie Ukrainy, ale nawet jeśli republikanie przejmą Izbę Reprezentantów, dalej będzie mógł bez większych przeszkód nominować sędziów i kontrować legislacyjne pomysły opozycji. A w przypadku gdy ta zdecyduje się wszcząć w Izbie Reprezentantów śledztwa, np. w sprawie funduszy dla Ukrainy czy działań resortu sprawiedliwości dotyczących Trumpa, demokraci mogą odpowiedzieć własnymi w Senacie. – Dzięki temu, że Amerykanie wybrali do Senatu demokratów, powstała zapora gwarantująca, że nie będzie zakazu aborcji, cięć Medicare, Medicaid i programów społecznych, ani radykalnej republikańskiej polityki – komentował lider demokratycznej większości w Senacie Chuck Schumer.
Łyżką dziegciu jest dla demokratów Floryda, gdzie fenomenalny wynik osiągnął Ron DeSantis, potencjalnie największy rywal Trumpa w walce o nominację republikańską w wyborach w 2024 r. W starciu o fotel gubernatora nowa gwiazda amerykańskiej prawicy znokautowała demokratę Charliego Crista różnicą prawie 20 pkt proc. Ośrodek YouGov opublikował w weekend sondaż, z którego wynika, że 42 proc. republikanów i wyborców skłaniających się ku temu ugrupowaniu w przypadku prezydenckiej nominacji woli DeSantisa niż Trumpa. Jedynie 35 proc. jest za byłym prezydentem. Nawet konserwatywne gazety wydają się dystansować od Trumpa; na pierwszej stronie „New York Post” w środę zamieszczono zdjęcie DeSantisa z rodziną z podpisem „DeFuture” (DePrzyszłość).

Trump wraca do polityki?

Mimo druzgocących wyników bliskich mu ideowo kandydatów Trump nie zamierza podobno rezygnować z własnych ambicji. Swój wyborczy start ma według spekulacji medialnych ogłosić we wtorek na Florydzie. Po wyborach Trump wzmógł krytykę DeSantisa, narzekając, że gubernator nie jest wobec niego lojalny, i kpiąc, że jest „świętoszkowaty”. Do tej pory 44-latek nie odpowiadał na podobne prowokacje. Rywalizacji o władzę po prawej stronie sceny z zadowoleniem przygląda się Biden. – Zabawne będzie patrzeć, jak ze sobą walczą – powiedział prezydent o rychłej bitwie DeSantis kontra Trump. ©℗
Niektóre sukcesy są spektakularne. Partia urzędującego prezydenta po raz pierwszy od 1934 r. nie straciła ani jednego stanowego parlamentu