Dzisiejsza debata kandydatów na najwyższy urząd we Francji może okazać się decydująca. Pięć lat temu słaby występ Le Pen uznany został za przyczynę jej późniejszej porażki.

Najnowsze sondaże nie są dla kandydatki Zjednoczenia Narodowego łaskawe. Wszystkie badania przeprowadzone po pierwszej turze wyborów prezydenckich wskazują na zdecydowane zwycięstwo urzędującego prezydenta. Choć tuż przed 10 kwietnia przewaga Macrona mieściła się w granicach błędu statystycznego, dziś badanie Ipsos daje urzędującemu prezydentowi nawet 10 proc. głosów więcej.
Le Pen podkreśla, że tym razem do debaty z przewodniczącym La République en marche jest lepiej przygotowana. ‒ Mam nadzieję, że będzie to prawdziwa konfrontacja idei, a nie kolejne inwektywy i fake newsy, które słyszałam w ciągu ostatniego tygodnia ‒ mówiła w Normandii. Czas między pierwszą turą wyborów a dogrywką oboje z Macronem poświęcili na podróże po Francji. Łączy ich wspólny cel: przekonać do siebie wyborców skrajnie lewicowego przywódcy Niepokornej Francji Jeana-Luca Mélenchona, na którego 10 kwietnia zagłosowało niemal 22 proc. obywateli. Wybory wygra bowiem ten, kto zdoła zebrać głosy spoza swojego obozu.
Macron zapowiedział już powołanie ministra odpowiedzialnego za „misję uczynienia Francji pierwszym państwem przemysłowym, które zaprzestanie zużycia ropy, gazu i węgla”. Obiecał też, że kolejny premier w jego rządzie będzie zajmował się planowaniem ekologicznym. To koncepcja, którą spopularyzował Mélenchon. W ten sposób urzędujący prezydent chce dotrzeć do młodych wyborców lewicy. W pierwszej turze zarówno Mélenchon, jak i Le Pen wyprzedzili go w tej grupie wiekowej. Przewodniczący Niepokornej Francji zwyciężył wśród wyborców poniżej 25. r.ż., a Le Pen wygrała wśród osób w wieku od 25 do 34 lat. Podczas gdy w państwach anglosaskich prawicowi populiści osiągali dobre wyniki wyborcze dzięki starszym wyborcom, we Francji mamy do czynienia z odwrotną dynamiką: Macron staje do drugiej tury przeciwko nacjonalistce po tym, jak w pierwszej zdołał ją zdeklasować dzięki głosom osób powyżej 60. r.ż.
Popularność Le Pen wśród młodych to zasługa udanej kampanii, która skupiła się na kwestiach związanych z kosztami utrzymania, a także jej nowego, zdecydowanie łagodniejszego stylu. Le Pen odwiedzała m.in. społeczności o niskich dochodach, którym opowiadała o rosnących w całej Francji cenach, czym zaskarbiła sobie sympatię najmłodszych wyborców. Z kolei Macron, który jeszcze w 2017 r. reprezentował nadzieję na zmiany, zdążył ich przez ostatnie pięć lat rozczarować. Według Mathieu Gallarda z Ipsos wysokie poparcie dla Macrona wśród emerytów w drugiej turze jeszcze bardziej wzrośnie. W rozmowie z France 24 przekonywał też, że prezydent ma duże szanse na pokonanie skrajnie prawicowej kandydatki nawet wśród młodych wyborców. Jego zdaniem największy problem miałoby stanowić uzyskanie przewagi wśród wyborców pomiędzy 35. a 59. r.ż.
Z sondażu przeprowadzonego wśród ponad 200 tys. członków partii Francja Niepokorna wynika z kolei, że 66 proc. w niedzielę nie zagłosuje w ogóle. Na Macrona głos miałoby oddać 33 proc. osób, a na jego kontrkandydatkę 16 proc. Drugą turę zignorować planują przede wszystkim młodzi. Zdaniem wielu z nich Macron i Le Pen nie reprezentują ich głosów w kluczowych kwestiach, takich jak ochrona środowiska. W zeszłym tygodniu na kilku uniwersytetach w Paryżu wybuchły wielkie demonstracje studenckie, w których studenci jasno wyrazili swoją niechęć do obu kandydatów.
Sondaże sugerują jednak, że dokładna analiza polityki gospodarczej, społecznej czy zagranicznej kandydatki Zjednoczenia Narodowego oraz rosnąca świadomość co do tego, jak jej ewentualna prezydentura mogłaby wyglądać w praktyce, mogą ostatecznie zachęcić młodych Francuzów ‒ szczególnie z lewej strony ‒ do zagłosowania na „mniejsze zło” w postaci Macrona. W piątek zasygnalizowała to swoim wyborcom Partia Socjalistyczna. Publicznie zadeklarowała swoje stanowisko, posługując się hasłem: „Wszyscy chcemy powiedzieć «merde», ale musimy głosować na Macrona”. Przekonują do tego również ekonomiści, którzy wypowiadają się negatywnie na temat „niespójnych” planów gospodarczych Le Pen, w tym inicjatywy obniżenia wieku emerytalnego do 60. r.ż., co ‒ jak ostrzegł w weekend Jean Tirole, francuski laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii z 2014 r. ‒ miałoby kosztować 68 mld euro więcej, niż szacuje kandydatka i doprowadzić do „trwałego zubożenia kraju”.
Na niekorzyść Le Pen grają również jej ostatnie wezwania do „strategicznego zbliżenia” z Moskwą, obietnica usunięcia istniejących turbin wiatrowych, a także propozycja zakazu noszenia hidżabu w miejscach publicznych. Z tego ostatniego jej zespół zaczął się po pierwszej turze wycofywać, twierdząc, że „nie jest to jej priorytetem” w walce z ekstremizmem. Wszystko dlatego, że we Francji mieszka największa w Europie Zachodniej populacja muzułmanów, a ponieważ w pierwszej turze 69 proc. głosowało na Mélenchona, ich głosy mogą odegrać w najbliższą niedzielę bardzo ważną rolę.
Czarne chmury nadciągają także z Brukseli. Według informacji francuskiego magazynu „Mediapart” unijny urząd ds. zwalczania nadużyć finansowych (OLAF) przesłał francuskim władzom raport dotyczący niewłaściwego wykorzystywania unijnych funduszy przez Marine Le Pen oraz członków jej ugrupowania w czasie, gdy kandydatka na urząd prezydenta Francji zasiadała w Parlamencie Europejskim. Le Pen sprawowała mandat europosłanki z ramienia Frontu Narodowego od 2004 r. nieprzerwanie do 2017 r., kiedy mandat do PE zamieniła na mandat deputowanej do francuskiego Zgromadzenia Narodowego. OLAF, według francuskiego magazynu, zobowiązał Le Pen do zapłaty prawie 140 tys. euro, jej ojca Jeana-Marie Le Pena do zapłaty ponad 300 tys. euro oraz kilku jeszcze europosłów Frontu Narodowego do zapłaty mniejszych kwot. Ugrupowaniu Le Pen zarzuca się niewłaściwe dysponowanie ponad 600 tys. euro z puli przeznaczonej na wydatki polityczne posłów do PE w ramach sprawowania mandatu. Według omawianego przez francuskie media sprawozdania OLAF, niektóre wydatki europosłów ugrupowania Le Pen miały być fikcyjne i dyskontowane na rzecz spółek związanych z przedstawicielami partii. Choć raport zdaniem „Mediapart” miał trafić do francuskiej prokuratury już 11 marca, to prawnik kandydatki na urząd prezydenta Francji Rodolphe Bosselut określił działanie OLAF jako „polityczne” i związane z toczącą się kampanią wyborczą. Francuska prokuratura potwierdziła natomiast, że „analizuje” raport unijnego urzędu. ©℗