Pomysł zastraszenia Zachodu przez Rosję bronią masowego rażenia po raz pierwszy pojawił się tuż po szczycie NATO w Bukareszcie w kwietniu 2008 r. Sojusz był wówczas bliski przyznania Gruzji i Ukrainie Planu Działań na rzecz Członkostwa, a Władimir Putin wygłosił słynną mowę, w której stwierdził, że Ukraina to terytorium, a nie państwo, po czym w sierpniu tego samego roku najechał Gruzję.
Wiosną 2008 r. Igor Dżadan, ekspert ze stajni Gleba Pawłowskiego, który wówczas doradzał Kremlowi, zaprezentował hipotetyczną operację wojskową pod kryptonimem „Mechaniczna pomarańcza”. Opisał ją w magazynie „Russkij żurnał”. Miała ona polegać na zdetonowaniu ładunku nuklearnego w stratosferze nad Prypecią, by zastraszyć Ukrainę i zmusić ją do kapitulacji. Pierwsze, mniej radykalne punkty tego planu zostały co do joty zrealizowane w 2014 r. na Krymie. W 2015 r. Reuters pisał, że NATO realnie obawia się wariantu atomowego. Miało być mu poświęcone spotkanie ministrów obrony Sojuszu w Brukseli w lutym 2015 r.
Dziś te obawy wracają, przy czym liczba wariantów, które są na stole, jest większa. W ubiegłym tygodniu przedstawiciel Pentagonu mówił, że USA mają „wskazania, iż Rosja może użyć broni chemicznej lub biologicznej w Ukrainie, jednocześnie oskarżając o to USA”. – Musimy brać pod uwagę, że możliwe jest użycie przez Rosję broni chemicznej lub biologicznej albo zorganizowanie operacji pod obcą flagą, aby tej broni użyć – komentowała rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki. Jej obawy potwierdził brytyjski premier Boris Johnson. Taki wariant sugerował też szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow, który żądał zwołania Rady Bezpieczeństwa ONZ „w sprawie działań USA na terenie Ukrainy związanych z bronią biologiczną”. Rosyjska propaganda rozpisuje się o pracach nad taką bronią, które rzekomo były prowadzone nad Dnieprem.
Z kolei szef wywiadu wojskowego Ukrainy prezentował pod koniec tygodnia dwa warianty wykorzystania przejętej przez Rosjan elektrowni atomowej w Czarnobylu. Pierwszy ma zakładać podpalenie lasów wokół elektrowni, skażonych po katastrofie w 1986 r. Drugi – ostrzelanie składu odpadów radioaktywnych. – Ostrzał artyleryjski magazynów zawierających odpady promieniotwórcze doprowadziłby do tego samego, co pierwszy ze wskazanych wariantów prowokacji. W obu scenariuszach Rosja odpowiedzialnością za katastrofę zamierza obarczyć Ukrainę – przekonywał Kyryło Budanow.
Scenariusze z użyciem broni masowego rażenia – chemicznej, biologicznej lub atomowej – krążą po Kijowie od pierwszego dnia wojny. Postrzegane są jednak jako gra na przerażenie przeciwnika. – Rosjanie, strasząc wariantem ABC, dążą do kapitulacji Ukrainy. Zachód z kolei kreśli kolejny krąg piekła, do którego wchodzi Władimir Putin. Na dziś obie strony mają z tego pewne korzyści – przekonuje rozmówca z kręgu polskich władz, który analizuje ten problem. – Użycie broni masowego rażenia wydaje się mało prawdopodobne, lecz mało prawdopodobna wydawała się też inwazja na pełną skalę. Rosjanie sfrustrowani brakiem postępów mogą po prostu wejść w inną logikę. Długotrwała obrona będzie wymuszała coraz bardziej radykalne kroki – przekonuje wysokiej rangi przedstawiciel polskich służb specjalnych.
Osoby, z którymi rozmawialiśmy w Kijowie, jako najbardziej realny przedstawiały wariant użycia broni chemicznej na niewielką skalę, aby zlikwidować najtrudniejsze punkty oporu, np. w oblężonym Mariupolu. – Rosjanie mają doświadczenia syryjskie. Do uderzeń doszło w zasadzie na przedmieściach Damaszku. To już jest przepracowane i przeanalizowane – mówi nasze źródło. Baszar al-Asad po raz pierwszy użył broni chemicznej w 2012 r. w oblężonym mieście Hims. Zrzucone bomby zawierały lekki gaz bojowy (3-Chinuklidynobenzylan). Jego działanie objawia się suchością w gardle, osłabieniem mięśni i wzmożonym tętnem.
Efektem jest rozstrój psychiczny i intensywne halucynacje, a stan ofiary przypomina schizofrenię. Halucynacjom towarzyszą zaburzenia mowy, utrata zdolności koncentracji i orientacji w czasie i przestrzeni. Broni chemicznej używano również w Adrze i Aleppo. Jako środek bojowy posłużył wówczas znacznie groźniejszy sarin. Jak pisał „Le Monde”, wspierany przez Rosję reżim stosował „dyskretne dawki”, aby nie narazić się na odwet Zachodu. Objawy zastosowania tego typu broni miał zresztą fotoreporter tego dziennika. Do najbardziej spektakularnego ataku doszło w sierpniu 2013 r. w Ghucie. Al-Asad wystrzelił na miasto pociski rakietowe z umieszczonym w głowicach sarinem. Zginąć miało nawet 1821 osób.
Dżadan w 2008 r. analizował wariant aneksji Krymu z precyzyjnym opisem tego, co Rosja faktycznie zrealizowała sześć lat później. Szerszy wariant operacji „Mechaniczna pomarańcza” zakładał interwencję lądową na południowym wschodzie Ukrainy – od Charkowa przez Donbas po wybrzeże Morza Czarnego z przewidywanymi największymi starciami w rejonie Czernihowa i Charkowa. To trafny opis inwazji na Donbas w 2014 r. i jej obecnej kontynuacji, jeśli nie liczyć podejścia rosyjskich wojsk pod Kijów. W najbardziej radykalnym wariancie Dżadan pisał o użyciu broni masowego rażenia, które ułatwiłoby zajęcie stolicy i centralnych części Ukrainy.
„Demonstracyjne powietrzne uderzenie jądrowe w stratosferze w rejonie południowej części bagien nad Prypecią nie wyrządziłoby znaczących szkód, jeśli nie liczyć uszkodzenia linii energetycznych i sprzętów elektronicznych w promieniu 100 km. Byłoby za to widoczne w nienawidzącym Moskali Lwowie, a nawet w Polsce. Od razu otrzeźwiłoby to gorące głowy, jasno demonstrując zdecydowanie Kremla” – czytamy. Zdaniem Dżadana „taki scenariusz stanie się prawdopodobny tylko w przypadku, jeśli wzrośnie zbiorowa ambicja rosyjskiej elity, która obecnie pozostaje relatywnie niewysoka w porównaniu z możliwościami rakiet”. Ukraiński wywiad alarmuje dziś, że to realny scenariusz. ©℗