Trzy lata temu Wołodymyr Zełenski przeprowadził najbardziej błyskotliwą i najnowocześniejszą kampanię wyborczą w historii wolnego świata. Teraz jego ekipa wykorzystuje doświadczenia do wojny informacyjnej z Rosją. I o ile na realnym froncie Rosjanie pozostają w ofensywie, choć coraz słabszej, na froncie internetowo-medialnym przegrywają z Ukraińcami z kretesem.

Wszyscy te filmy kojarzymy. Prezydent Zełenski stoi z najbliższymi współpracownikami i udowadnia, że wszyscy są w Kijowie, żeby przewodzić krajowi w trudnej walce z Rosją. Prokurator generalna Iryna Wenediktowa apeluje do Czerwonego Krzyża o pomoc w odwiezieniu do Rosji ciał poległych żołnierzy, bo jest ich tyle, że nie ma gdzie ich przechowywać. Rząd zakłada infolinię, na którą mogą dzwonić krewni rosyjskich wojskowych, by dowiedzieć się, czy ich bliscy zginęli albo zostali wzięci do niewoli na froncie ukraińskim. Na bilbordach w miastach zagrożonych przez rosyjską ofensywę wiszą bilbordy „Rosjanie, wracajcie do siebie” albo „Wania, czy twoja matka wie, że zabijasz Ukraińców?”. Furorę robi rozmowa obrońców wyspy Zmijinyj na Morzu Czarnym, zakończona zwrotem „rosyjski okręcie wojennym, wyp…”.
To „wyp…” jest kolportowane na mnóstwo sposobów. W ten sposób Ukrzaliznycia (ukraińskie PKP) odpowiedziała rosyjskim kolejom na pytanie, co się stało z połączeniami z Rosją, które zostały wysadzone, żeby uniemożliwić dostarczanie okupantom sprzętu i żywności drogą kolejową. W nieco bardziej parlamentarny sposób zwrócił się do białoruskiego kolegi szef ukraińskich pograniczników Serhij Dejneko. „Republika Białorusi wspólnie z Federacją Rosyjską prowadzi wojnę przeciwko Ukrainie, sprzeniewierzając się zasadom prawa międzynarodowego, elementarnym normom ludzkiej moralności i wartości, jaką jest życie” – napisał, a w miejscu zwyczajowego „z poważaniem” umieścił zwrot „z pogardą”. Ukraińcy atakują rosyjskie strony internetowe i radiowe ramówki. Umieszczają antywojenne treści i zdjęcia poległych Rosjan w recenzjach restauracji na Google’u, żeby przełamać rosyjską blokadę informacyjną. MSW instruuje publicznie, jak w domowych warunkach wykonać koktajl Mołotowa.
Do tego nowości wzmacniające zarazem ukraińskie morale i zachodnią sympatię wobec Ukrainy. O „duchu Kijowa”, pilocie strącającym kolejne wrogie samoloty nad stolicą. O poruszających dialogach z komunikatorów, które odbywają rosyjscy żołnierze z matkami przed bezsensowną śmiercią na wojnie z ponoć bratnim narodem. Jest wśród nich swoisty wojenny infotainment: Cyganie, którzy ukradli Rosjanom pojazd opancerzony, i bezdomni zbierający w Dnieprze butelki, by przekazać je terytorialsom na koktajle Mołotowa (nazywane też – w ramach wyśmiewania rosyjskiej propagandy – „banderowskimi smoothie”). Nie wiadomo, czy są one prawdziwe, bo i nie da się tego zweryfikować, ale – mówiąc kolokwialnie – w warunkach wojny obronnej robią robotę.
Motywują Ukraińców do walki, napełniają ich przekonaniem o zwycięstwie, zwiększają zainteresowanie zachodniej opinii publicznej, a może i demotywują choć część przeciwników. Efekty widać w internecie. Te filmy również wszyscy znamy. Emerytka radząca rosyjskiemu żołnierzowi, by schował do kieszeni nasiona słonecznika, żeby – jak już zgnije w ukraińskiej ziemi – był z niego choć jakiś pożytek. Kobieta odmawiająca wylegitymowania się przed patrolującym jej wioskę okupantem, która argumentuje, że ukraińska konstytucja nie zobowiązuje jej do okazywania dokumentów „byle komu”. Ludzie w Berdiańsku, śpiewający hymn narodowy pod lufami rosyjskich automatów. Kiedy Ukraina zwycięży – a większość Ukraińców nie ma wątpliwości, że tak się stanie – anonimowi bohaterowie wojny informacyjnej powinni trafić na pomniki. Będzie to także ich zasługa.