Za Odrą można się spodziewać większych obostrzeń dla osób niezaszczepionych.

Kiedy minister zdrowia Jens Spahn w wakacje przewidywał, że jesienią pandemia znów przybierze na sile, pewnie nie podejrzewał, jaka będzie skala zjawiska. Przedwczoraj w Niemczech koronawirusa wykryto u 52 tys. osób; to znaczący wzrost, ponieważ jeszcze na początku miesiąca skala zakażeń nie przekraczała 20 tys. dziennie. Angela Merkel określiła kilka dni temu sytuację jako „dramatyczną”.
Sytuacja epidemiczna najgorzej przedstawia się w Saksonii, Turyngii i Bawarii (w tych dwóch pierwszych krajach związkowych odsetek zaszczepionych jest najmniejszy). Liczby nie najlepiej wyglądają także w Badenii-Wirtembergii oraz Brandenburgii. W tych krajach związkowych wykrywa się najwięcej zakażeń SARS-CoV-2, tam także najbardziej obłożone są szpitale.
W całych Niemczech sytuacja w służbie zdrowia jest jednak daleka od krytycznej; pacjenci z COVID-19 stanowią ok. 15 proc. leczonych na oddziałach intensywnej opieki medycznej.
Christian Drosten, jeden z czołowych niemieckich wirusologów, stwierdził niedawno, że jeśli tempo szczepień w kraju się nie zwiększy, to zimą z powodu COVID-19 może umrzeć nawet 100 tys. osób.
W pełni zaszczepionych jest w tej chwili 56,3 mln Niemców, czyli 67,7 proc. ludności kraju, a 58,4 mln (70,2 proc.) jest po pierwszej dawce.
Dzisiaj kanclerz spotka się z premierami wszystkich krajów związkowych, aby dogadać wspólną strategię na nadchodzące tygodnie. Dotychczas to właśnie na tych spotkaniach wykuwał się kierunek działań wymierzonych w wirusa. Termin narady przesuwał się jednak przez wzgląd na trwające rozmowy koalicyjne w Berlinie. Niektórzy politycy chcieli, żeby najnowsza runda konsultacji odbyła się już z nowymi władzami, ale prawdopodobnie w rozmowach weźmie udział przyszły szef rządu Olaf Scholz.
Na razie rząd chce ograniczyć straty związane z czwartą falą za pomocą dawek przypominających. Dotychczas były one w Niemczech dostępne wyłącznie dla osób po 70. roku życia; teraz mają trafić do wszystkich po 18. roku życia. Niespodziewanie rodzi to wyzwanie logistyczne dla krajów związkowych, które w większości pozamykały już duże centra szczepień. Są obawy, że istniejąca infrastruktura nie poradzi sobie z nagłym napływem pacjentów z wszystkich grup wiekowych.
– Teraz, kiedy dysponujemy szczepionką, wszystko, co musicie zrobić, to po prostu po nią sięgnąć. I to szybko. Błagam was, sięgnijcie i wy oraz przekonajcie do tego swoją rodzinę i bliskich znajomych. Jeśli zmobilizujemy się wszyscy, to oszczędzimy temu krajowi sporo kłopotu zimą – mówiła w weekend Merkel.
Nawoływania polityków na niewiele jednak się zdają. W niedawnym sondażu firmy Forsa 65 proc. niezaszczepionych zadeklarowało, że „z pewnością” nie zmieni w tej sprawie zdania, a kolejnych 23 proc. stwierdziło, że „raczej” się nie zaszczepi. Tygodnik „Der Spiegel” w najnowszym wydaniu zawyrokował: sytuacja epidemiczna w Niemczech pogorszyła się tak bardzo przez wzgląd na „koalicję imbecyli”.
Konsultacje na najwyższym poziomie są potrzebne, ponieważ na razie w każdym kraju związkowym obowiązują inne zasady.
Generalnie osoby bez szczepień i które nie przeszły COVID-19 mają wstęp do różnych miejsc publicznych, o ile okażą negatywny wynik testu na koronawirusa (tzw. polityka 3G). Wiele wskazuje jednak na to, że reguła ta zostanie zaostrzona i nie będzie już można okazywać testu. Od poniedziałku tak jest w Berlinie, niebawem swoje reguły zaostrzy także Saksonia. Polityka ta nazywa się 2G (od niemieckich słów na zaszczepiony – geimpft – i ozdrowiały – genesen). Można się spodziewać, że zostanie wkrótce rozszerzona także na resztę Niemiec.
Tym bardziej, że u naszego zachodniego sąsiada zaczyna się sezon świąteczny, a wraz z nim w miastach pojawiają się bożonarodzeniowe targowiska (na ich organizację zezwolono po raz pierwszy od dwóch lat). Władze Hamburga już ogłosiły, że wstęp na nie będą mieli wyłącznie zaszczepieni i ozdrowieńcy. Władze chcą więc wyczerpać wszystkie możliwe opcje, zanim sięgną po lockdown, na który w tej chwili nikt nie ma politycznej zgody.
Zresztą 25 listopada wygasa również prawo, które umożliwia władzom centralnym zamknięcie ludzi w domach. Nadchodząca koalicja nie chce go przedłużać, w związku z czym na tym froncie wiąże sobie ręce. Mówi się za to o wprowadzeniu możliwości sprawdzania statusu szczepienia pracowników przez pracodawców.
Warto przy tym zwrócić uwagę, że Niemcy nie są jedynym krajem europejskim, w którym padają rekordy, jeśli chodzi o liczbę zakażeń. Obecna fala pandemii ciężko doświadcza także Holandię, która od soboty wprowadziła u siebie wiele ograniczeń. Statystyki rosną także za naszą południową granicą – w Czechach wykrywa się dziennie tyle przypadków, ile podczas poprzednich fal.