Kraj stoi w obliczu jednego z największych kryzysów gospodarczych na świecie od ponad 150 lat. Klasa polityczna jest sparaliżowana i niezdolna do działania. Unia grozi sankcjami

Unia Europejska jest gotowa udzielić wsparcia Libanowi, ale najpierw jego władze muszą rozpocząć reformy w kraju i zawrzeć umowę z Międzynarodowym Funduszem Walutowym (MFW). – Tylko pilne porozumienie z MFW uratuje kraj przed finansowym upadkiem. Nie ma czasu do stracenia – mówił Josep Borrell, wysoki przedstawiciel kierujący unijną dyplomacją, podczas sobotniej wizyty w Bejrucie. Mówił też o unijnych sankcjach, które miałyby wywrzeć nacisk na libańską klasę polityczną, której od prawie roku nie udało się powołać nowego rządu.
Bank Światowy prognozuje, że kryzys gospodarczy i finansowy w Libanie znajdzie się w pierwszej dziesiątce, a najprawdopodobniej w pierwszej trójce największych kryzysów na świecie od połowy XIX w. W zeszłym roku gospodarka Libanu skurczyła się o jedną piątą, a rosnące w szybkim tempie inflacja i bezrobocie sprawiają, że co drugi Libańczyk realnie żyje już dzisiaj w biedzie. – PKB Libanu spadł z niemal 55 mld dol. w 2018 r. do ok. 33 mld dol. w 2020 r., podczas gdy PKB per capita skurczyło się o ok. 40 proc. – pisała organizacja w swoim niedawnym raporcie. – Tak brutalny skurcz zwykle wiąże się z konfliktami lub wojnami – odnotowała. Wartość libańskiego funta spada, a inflacja osiągnęła w ubiegłym roku 84,3 proc. To nie koniec zapaści, bo w tym roku według prognozy gospodarka może się skurczyć o kolejne 9,5 proc.
Życie paraliżują także coraz dłuższe i bardziej nieobliczalne przerwy w dostawach prądu. Libanowi kończą się zagraniczne rezerwy, za które kupowana jest ropa. A bez niej libańskie elektrownie nie mogą pracować. Trudno jest też o dostęp do paliw. Portal Deutsche Welle opisał historię nauczycielki Taghrid Taki, która narzeka na problemy z dojazdem do pracy. – Zdobycie benzyny zajmuje bardzo dużo czasu. Musimy zarezerwować miejsce w kolejce przed stacją benzynową i najczęściej udaje nam się zatankować tylko kilka litrów. Spóźniamy się do szkoły, bo kolejki są za długie – mówiła.
Ale na lekcje przychodzi także coraz mniej uczniów. Transport publiczny poza Bejrutem praktycznie nie istnieje, więc libańskie rodziny same muszą się troszczyć o dowiezienie dzieci do szkoły. Wielu rodziców przestaje być na to stać. Tymczasem władze libańskie zamierzają skończyć z dopłatami do paliw, co gwarantowało dostęp do nich wielu obywatelom. Przekonują Libańczyków do zmiany środka transportu, ale nie wiadomo w zasadzie na jaki. Bank Światowy ostrzegł, że postępujący kryzys może oznaczać, że większość wykształconych Libańczyków w najbliższych latach opuści kraj w poszukiwaniu pracy za granicą. Z kolei ci, którzy pozostaną, mogą rezygnować z kształcenia swoich dzieci. Libańczycy być może będą musieli od najmłodszych lat zacząć zarabiać na utrzymanie siebie i swoich rodziców.
W Libanie żyje też duża liczba syryjskich uchodźców, którzy znajdują się w jeszcze w trudniejszej sytuacji niż Libańczycy. ONZ podaje, że oficjalnie w Libanie jako azylanci zarejestrowanych jest niemal 870 tys. Syryjczyków, ale ich całkowita liczba może sięgać 1,5 mln osób. W ekstremalnej biedzie żyje 90 proc. z nich, podczas gdy jeszcze dwa lata temu odsetek ten był szacowany na 55 proc.
Syryjscy uchodźcy to jeden z powodów, dla których Unia Europejska pozostaje zaangażowana w sytuację w Libanie. Kraj ten od czasu zakończenia wojny domowej w latach 1975‒1990 pozostawał relatywnie stabilnym państwem na Bliskim Wschodzie. Istnieje obawa, że Liban może dołączyć wkrótce do chwiejnych krajów w regionie i w sąsiedztwie UE.
Kiedy libańska gospodarka osuwa się na dno, scena polityczna pozostaje sparaliżowana. Tego, jak bardzo głęboki jest to paraliż, dowodzi to, że od prawie roku nie udało się w Libanie wyłonić nowego gabinetu. Premier Hassan Diab zrezygnował ze stanowiska po wybuchu w porcie w Bejrucie w sierpniu zeszłego roku, ale od tamtej pory sprawuje urząd tymczasowo. W październiku zadanie sformowania nowego gabinetu otrzymał Sad al-Hariri, weteran libańskiej polityki i dwukrotny premier, ale po miesiącach rozmów prezydent Michel Aoun odrzucił zaproponowany przez niego skład rządu. Hariri miał utworzyć rząd ekspercki, ale – jak on sam twierdzi – głowa państwa chciała, by jedna trzecia ministrów pochodziła z powiązanych z Aounem ugrupowań. To dałoby wskazanym przez prezydenta członkom rządu prawo weta. Hariri odmawia.
Libański system polityczny od lat jest postrzegany jako dysfunkcyjny. Miejsca w parlamencie i najwyższe stanowiska są rozdzielane zgodnie z kluczem religijnym. Parytet przez lata gwarantował stabilność w wielowyznaniowym kraju, ale też zabetonował scenę polityczną, tworząc podatny na korupcję i nadużycia system. Pełniący obowiązki premiera Hassan Diab, kiedy przed rokiem składał rezygnację ze stanowiska szefa rządu, oskarżył klasę polityczną o to, że popiera system korupcyjny „większy od samego państwa”.
W UE bardzo zainteresowana sytuacją w Libanie pozostaje Francja z uwagi na związki z tym krajem z epoki kolonialnej. Po wybuchu w porcie w zeszłym roku francuski prezydent Emmanuel Macron odwiedził Bejrut dwukrotnie. Już wtedy stawiał ultimatum libańskim politykom, wzywając do podjęcia niezbędnych w kraju reform i zawarcia umowy z MFW. W kwietniu Paryż nałożył sankcje na libańskich polityków. Zakazem wjazdu miały zostać objęte osoby odpowiedzialne za kryzys oraz podejrzewane o korupcję. Francja nie upubliczniła jednak listy z nazwiskami. Francuski minister spraw zagranicznych Jean-Yves Le Drian poinformował wówczas, że trwają rozmowy z partnerami w UE na temat tego, jak wywrzeć jeszcze większą presję na Liban. Francja liczyła na odbudowanie swojej pozycji w Libanie, a także na Bliskim Wschodzie po tym, gdy zdecydowały się stamtąd wycofać Stany Zjednoczone.
W zeszłym roku gospodarka Libanu skurczyła się o jedną piątą