Wyniki niedawnych wyborów pokazały głębokie podziały w bułgarskim społeczeństwie. W mediach społecznościowych komentowano, że jedna trzecia Bułgarów jest za zmianą, jedna trzecia – przeciw, a jednej trzeciej jest wszystko jedno. W praktyce partia GERB Bojka Borisowa, byłego komunistycznego policjanta i ochroniarza, która zdominowała scenę polityczną od 2009 r., nadal jest największą partią wparlamencie.
Wyniki niedawnych wyborów pokazały głębokie podziały w bułgarskim społeczeństwie. W mediach społecznościowych komentowano, że jedna trzecia Bułgarów jest za zmianą, jedna trzecia – przeciw, a jednej trzeciej jest wszystko jedno. W praktyce partia GERB Bojka Borisowa, byłego komunistycznego policjanta i ochroniarza, która zdominowała scenę polityczną od 2009 r., nadal jest największą partią wparlamencie.
Zaskoczeniem była skala porażki socjalistów z BSP. W ciągu ostatniej dekady stan posiadania tej partii skurczył się z 80 do 43 posłów. Jedynie Ruch na rzecz Praw i Wolności (DPS), partia bułgarskich Turków, zdobył nieznacznie więcej mandatów niż do tej pory i zamiast 26 wprowadził do parlamentu 30 posłów. Te trzy partie są postrzegane jako przedstawiciele status quo. W powszechnym odczuciu to one ponoszą odpowiedzialność za dramatyczny stanrzeczywistości.
Nacjonaliści, stanowiący nierozłączną część krajobrazu, tym razem nie weszli do parlamentu, a fala społecznego protestu dała mandaty trzem ugrupowaniom: Jest Taki Naród (ITN) muzyka i showmana Sławiego Trifonowa (51 posłów), Demokratycznej Bułgarii (DB) z 27 posłami oraz partii Powstań, Precz z Mafią (ISMW) z 14 posłami. Do stworzenia rządu niezbędne jest poparcie 121 posłów w 240-osobowym parlamencie, lecz szanse na jego sformowanie sąminimalne.
Kampania sprowadzała się do licytacji przeciw dotychczasowemu premierowi, w której wzięły udział wszystkie ugrupowania z wyjątkiem GERB i DPS. W ciągu ostatniej dekady każda partia, która wchodziła we współpracę z GERB, ponosiła porażkę w następnych wyborach. Przekonali się o tym politycy z DB, która podzieliła ten los po drugiej kadencji Borisowa. Dzisiejsza konfrontacja nie dotyczy jednak nie tylko składu elit rządzących, ale przyszłości modelu, który przyczynił się do tego, że Bułgaria jest praworządnościowym pariasem i najbiedniejszym członkiemUE.
Linia podziału przebiega między partiami status quo a partiami protestu, których za Alexisem de Tocqueville’m uznać można za obrońców starego porządku i rewolucjonistów. Zgodnie z logiką de Tocqueville’a GERB, DPS i BSP to zbrodniczy ancien régime. Jako partie władzy zawłaściły państwo, nadużywając wpływu na wymiar sprawiedliwości i doprowadzając do kartelizacji gospodarki. Partie protestu są podzielone. Bardziej radykalne DB i ITN wykluczają jak dotąd perspektywę jakiejkolwiek formy sojuszu z obrońcami status quo, podczas gdy ISMW jest otwarte na współpracę zsocjalistami.
W ciągu ostatnich 20 lat Bułgaria stała się krajem głębokiego rozdźwięku między proeuropejską, reformatorską narracją władz a powszechną korupcją, nepotyzmem, drenażem finansów publicznych i funduszy unijnych, zapaścią demograficzną i dominacją oligarchów. W istocie mamy do czynienia z wewnętrzną okupacją państwa rządzonego przez niekompetentne marionetki. Podczas ostatnich wyborów jedna trzecia głosów była skierowana przeciw partiom kojarzonym ze status quo. W ten sposób Bułgaria weszła w okres kolejnej rewolucji, tym razem antypostkomunistycznej, skierowanej przeciwbezprawiu.
ITN, który zdobył większość głosów protestu, jest oparty na mieszance populistycznych i nacjonalistycznych sloganów oraz krytyce Borisowa. Ale problem partii Trifonowa polega na tym, że w jej szeregi wstąpili również ludzie o wątpliwej przeszłości, mający powiązania z tajnymi służbami. ISMW zostało zaś zinfiltrowane przez byłych socjalistów. Rozdźwięki uwidoczniły się już w pierwszych dniach po wyborach, kiedy gotowość dawnej socjalistki Mai Manołowej do koalicji z BSP została zakwestionowana przez Nikołaja Chadżigenowa, jednego z liderówprotestów.
W 240-osobowym parlamencie partiom protestu do zwykłej większości brakuje co najmniej 29 głosów. Jedyną szansą na zdobycie tych głosów jest koalicja z socjalistami lub DPS. Ponieważ DPS jest uosobieniem patologii, alternatywą mogliby być socjaliści, którzy w poprzednim parlamencie byli przynajmniej w formalnej opozycji do Borisowa. Ten wariant jest odrzucany przez DB i ITN. Kompromis pomógłby w uniknięciu nowych wyborów, do czasu których GERB będzie miał szansę wykorzystać atuty wynikające z kontroli nad aparatem państwowym. Jednak wydarzenia z ostatnich dni wskazują, że dylematy prowadzą w stronę drugiegorozdania.
GERB nazajutrz po głosowaniu zwrócił się do prezydenta o mandat do utworzenia rządu mimo braku chętnych do koalicji. Borisow na swojego następcę wystawił byłego szefa MSZ Danieła Mitowa. Dość niespodziewanie podobny ruch wykonała partia Trifonowa, proponując na urząd premiera szachistkę Antoanetę Stefanową. O ile ruch Borisowa był spodziewany, o tyle decyzja Trifonowa jest zaskoczeniem. Trifonow liczy zarazem, że w przyspieszonych wyborach uzyska jeszcze lepszy wynik po zmianie ordynacji wyborczej, której mógłby dokonać parlament. Jeśli GERB ani ITN nie utworzą rządu, trzecią partią do tego uprawnioną będzie BSP, która może wejść w koalicję z partiami protestu albo z dotychczasowymreżimem.
Pat umożliwi prezydentowi powołanie rządu tymczasowego. Na przestrzeni ostatnich 30 lat to rozwiązanie było niemal powszechne. Zazwyczaj korzystały na nim siły, które dominowały w poprzedniej kadencji. Kluczową rolę odegra prorosyjski prezydent Rumen Radew, który od roku dążył do zbliżenia z protestującymi. Droga do rządu wiedzie przez niełatwe kompromisy między partiami protestu a socjalistami, najsłabszą z partii starego porządku. To ryzykowne, ale jedyne rozwiązanie, jeśli rewolucjoniści wykażą się odrobinąodpowiedzialności.
Jeśli ta szansa zostanie zaprzepaszczona, wyniki nowych wyborów mogą nie być już tak obiecujące, a na popiołach rewolucyjnego dyletantyzmu stary układ odzyska kontrolę. To zabetonuje scenę, a kolejną szansą na demokratyczną rewolucję może być dopiero zmiana pokoleniowa. Bez przemian Bułgaria pozostanie upośledzoną demokracją na peryferiach UE, opanowaną przez patologie i gnębioną postępującym wyludnieniem. Przez 30 lat jej populacja skurczyła się o niemal jedną czwartą. W związku z tym nowe pokolenie rewolucjonistów może się w ogóle niepojawić.
Tekst powstał we współpracy z „Visegrad Insight”, Fundacją Res Publica w ramach projektu na rzecz bezpieczeństwa demokratycznego łączącego najważniejsze tytuły prasowe w EuropieŚrodkowej.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama