Wprowadzone późną jesienią i zimą obostrzenia pozwoliły osłabić przebieg pandemii na Starym Kontynencie. Wraz z pojawieniem się szczepionek i nadchodzącą wiosną na horyzoncie coraz częściej pojawia się jednak pytanie o luzowanie obostrzeń. Odpowiedź nie jest jednak jednoznaczna.

W najlepszej sytuacji znajduje się Wielka Brytania, gdzie akcja szczepień wystartowała najwcześniej i gdzie pierwszą dawkę preparatu otrzymało już ponad 15 mln ludzi (to więcej niż jedna czwarta populacji w wieku 18 i więcej lat). W związku z tym premier Boris Johnson zapowiedział, że w przyszłym tygodniu przedstawi mapę drogową powrotu do normalności.
Szef brytyjskiego rządu na razie jest jednak daleki od tryumfalizmu – postawa, którą podzielają jego współpracownicy. Główny doradca ds. medycznych Chris Whitty wskazał na przykład, że chociaż akcja szczepień przebiega sprawnie, to jeszcze nie znalazła odzwierciedlenia w liczbach opisujących pandemię. – W Izraelu widać to już gołym okiem, u nas – jeszcze tylko w prognozach. Możemy policzyć ten efekt, ale znacznie lepiej będzie, jeśli też zobaczymy go na własne oczy – stwierdził ekspert.
W innej sytuacji znajdują się państwa po drugiej stronie kanału La Manche, gdzie akcja szczepień przebiega wolniej, skutkiem czego ostrożniejsze jest również podejście do luzowania obostrzeń. Na przykład w Niemczech zapadła decyzja, aby lockdown przedłużyć na razie do początku marca. Kanclerz Angela Merkel zapowiedziała też, że kolejne obostrzenia będą luzowane powoli, krok po kroku – i tylko, jeśli nie będą prowadzić do wzrostu liczby zakażeń.
Do końca lutego potrwa również lockdown w Belgii, gdzie władze zdecydowały się nawet wprowadzić godzinę policyjną (w Brukseli i Walonii między 10 wieczór a 6 rano, a we Flandrii – między północą a 5 rano). Po ten środek sięgnął także rząd Holandii, chociaż od wczoraj premier Mark Rutte ma z nim niespodziewany problem (i nie chodzi o gwałtowne protesty społeczne). Sąd uznał bowiem, że godzina policyjna została wprowadzona bezprawnie. Co do zasady jednak Holandia na razie nie ma planów, aby się otwierać.
Ostrożność dominuje nawet tam, gdzie liczby uzasadniałyby odrobinę optymizmu. W tym tygodniu duńscy epidemiolodzy poinformowali, że liczba R – a więc wskaźnik, który opisuje, czy pandemia przybiera na sile, czy słabnie – po raz pierwszy od sześciu tygodni spadła poniżej jednego. W tym samym komunikacie przestrzegli jednak, że jest jeszcze za wcześnie, aby nazywać to „trendem”. W związku z tym na razie do końca miesiąca Kopenhaga nie planuje znosić żadnych obostrzeń, chociaż w lutym do szkół wróciła część dzieci. W podobny sposób wstrzymują oddech władze Irlandii.
W innych krajach rozpanoszenie się brytyjskiego wariantu koronawirusa doprowadziło wręcz do nawoływań do wprowadzenia kolejnego lockdownu. Tak jest np. we Francji i we Włoszech. Wirusolog Andrea Crisanti, członek rady konsultacyjnej doradzającej włoskiemu rządowi, stwierdził wręcz, że powrót najcięższych obostrzeń jest nieunikniony, jeśli Włochy chcą uniknąć tragedii. Wariant brytyjski według tamtejszych epidemiologów odpowiada już za 17 proc. infekcji. Podobny odsetek odnotowano nad Sekwaną – a konkretnie w Paryżu i okolicach.
Do końca miesiąca potrwa również lockdown w Portugalii – kraju, który pandemię przez większość 2020 r. przeszedł relatywnie suchą stopą, ale został przez koronawirusa brutalnie potraktowany w styczniu (w którymś momencie sytuacja była tak zła, że pacjentów z COVID-19 trzeba było na leczenie wysyłać do innych krajów). Powrotu do normalności nie można się również spodziewać w sąsiedniej Hiszpanii, gdzie pomimo konsekwentnie malejącej liczby zakażeń odsetek łóżek zajmowanych przez pacjentów covidowych na oddziałach intensywnej opieki medycznej utrzymuje się wokół 40 proc. Główny epidemiolog kraju wręcz przestrzegł przed luzowaniem obostrzeń, bo to może doprowadzić do czwartej fali – „a tego byśmy nie chcieli”, stwierdził.