Już 11 krajów członkowskich przekazało Komisji Europejskiej swoje plany odbudowy, tymczasem według naszych informacji polski rząd podda je krajowym konsultacjom za kilka tygodni.

Chodzi o pieniądze z funduszu odbudowy, który ma pomóc w wychodzeniu europejskim gospodarkom z pandemicznego kryzysu. Polska, jako trzeci największy beneficjent, otrzyma 25 mld euro w dotacjach oraz 34 mld euro pożyczek. Najpierw jednak musi przedstawić Brukseli krajowy plan odbudowy, w którym pokaże, w jaki sposób wyda te pieniądze.
Wiceprzewodniczący KE Valdis Dombrovskis poinformował, że 11 krajów członkowskich już złożyło swoje projekty, a kilka innych pokazało jego istotną część. Polski rząd nie ma jeszcze gotowego planu, ale pokazał już szkic.
– Przedyskutowaliśmy z KE wszystkie nasze założenia co do realizacji reform i obszarów wsparcia w KPO. Przekazaliśmy też wstępny zarys planu – mówi wiceminister funduszy i polityki regionalnej Małgorzata Jarosińska-Jedynak. – Brakuje w nim jeszcze określenia wszystkich kamieni milowych i wskaźników, obecnie pracujemy nad nimi wspólnie z innymi resortami i podmiotami zaangażowanymi w realizację reform. Kamienie milowe to będą te istotne elementy, na podstawie których każdemu państwu członkowskiemu będą przekazywane środki na realizację KPO – podkreśla.

Komplikacje i niejasne oczekiwania

Nasi rozmówcy sugerują, że sytuacja wokół KPO w ostatnim czasie się komplikuje. Pierwotnie zapowiadano, że plan zostanie przedstawiony do konsultacji z końcem grudnia. Potem jednak zdecydowano o przesunięciu terminu na 19 stycznia, by KPO zaprezentować równolegle z innym dokumentem – Umową Partnerstwa, która szykuje ramy pod wydatkowanie 76 mld euro na rozwój regionów z nowego europejskiego budżetu. Tak też się nie stało, a dziś w rządzie słychać głosy, że KPO trafi do konsultacji w przeciągu kilku tygodni. – To skomplikowany dokument – przyznaje nasz rozmówca z rządu. I dodaje, że oczekiwania KE oraz same kryteria nie były do końca jasne. – O wiele kwestii musieliśmy się dopytać, np. co dokładnie oznacza to, że fundusz odbudowy ma służyć reformom i jak potem będziemy z tego rozliczani – podkreśla źródło.
Z naszych ustaleń wynika, że wpływ na tempo prac nad polskim KPO mogą też mieć m.in. rozbieżne interesy i ambicje poszczególnych ośrodków w rządzie, a także sposób, w jaki podeszliśmy do tych prac. Jeden z urzędników znający kulisy prac ocenia, że popełniono błąd już na samym początku, kiedy zabierano się do pisania planu. – Przygotowanie go przypisano ministerstwu, w którym co do zasady brakuje strategów. Stąd pomysł, by zaangażować w to wszystkie resorty, które zalały pomysłami, czasem wątpliwymi, jak np. zadaszenie parkingu panelami fotowoltaicznymi. Najpierw powinna powstać strategia, a dopiero potem konkretne projekty. Nie na odwrót – uważa nasz rozmówca.
Wiele resortów, jak słyszymy, podeszło do zadania na zasadzie „wyciągamy z szuflad wszystko, co mamy”. W efekcie pojedyncze ministerstwa zgłaszały fiszki projektowe o łącznej wartości często przekraczającej to, co Polsce przypadnie z funduszu odbudowy, czyli ok. 60 mld euro w ramach grantów i pożyczek. Przykładowo sam resort aktywów państwowych Jacka Sasina przekazał do Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej (MFiPR) 546 fiszek projektów o łącznej wartości ponad 330 mld zł.
Niektórzy ministrowie postąpili ambicjonalnie i kiedy przyszło do weryfikowania projektów i ich odrzucania, nie chcieli ze swoich rezygnować. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że odpuścić nie chciał np. minister rolnictwa Grzegorz Puda. – To młody, nastawiony na Unię polityk – komentuje jeden z naszych rozmówców.

Premier optuje za zdrowiem i środowiskiem

Dodatkowo, jak słyszymy, na ostatniej prostej w przygotowanie KPO zaangażował się Mateusz Morawiecki, który miał zastrzeżenia. – Chciał, by plan bardziej był nakierowany na kwestie środowiskowe, związane z jakością powietrza oraz na ochronę zdrowia – słyszymy w kręgach rządowych.
Formalnie nie można jednak mówić o opóźnieniu, bo termin na oddanie planów odbudowy wyznaczono na koniec kwietnia. Ale sama Komisja chce sprawę przyspieszyć. Valdis Dombrovskis poinformował, że Bruksela rozmawia ze stolicami, by przesłały gotowe plany do końca lutego. Co prawda nie uchwalono jeszcze rozporządzenia regulującego warunki, na jakich mają być wydawane pieniądze z funduszu odbudowy, ale porozumienie w tej sprawie osiągnięto już w grudniu. Regulacja ma być przegłosowana w europarlamencie i ostatecznie zatwierdzona przez kraje członkowskie w lutym. – Wówczas będą mogły oficjalnie składać plany, chociaż wiele zrobiło to już nieformalnie – mówił Dombrovskis. To da dwa miesiące KE na ocenę planów, a następnie miesiąc ministrom finansów krajów członkowskich, które będą musiały również dać zielone światło każdemu planowi odbudowy. Bruksela liczy, że do tego czasu uda się zakończyć ratyfikację w parlamentach narodowych i w połowie roku pieniądze zaczną płynąć do stolic.
Opóźnienie niepokoi euro posła PO Jana Olbrychta, który z ramienia Parlamentu Europejskiego negocjował europejski budżet. Zastanawia się, na ile jest to celowa gra na zwłokę. – Do Sejmu do tej pory nie trafiła decyzja o dochodach własnych UE, którą muszą ratyfikować wszystkie parlamenty narodowe. Bez tego KE nie będzie mogła pójść na rynki i fundusz odbudowy nie ruszy – podkreśla europoseł. Ratyfikacja ruszyła już w innych krajach. Zakończyła ją Chorwacja, a wśród państw, które przygotowują się do ratyfikowania, są Niemcy, Francja i Portugalia. Pojawia się pytanie o borykającą się z kryzysem rządowym Holandię, która jest też liderką państw oszczędnych, opowiadających się za jak najmniejszym budżetem UE. Portugalski minister finansów João Leão nie spodziewa się, by ten proces miał być zagrożony.
W polskim parlamencie ratyfikacja może nie być prosta. PiS musi tu liczyć na głosy opozycji, bo ziobryści konsekwentnie zapowiadają, że będą głosować przeciwko. Traktują to jako głosowanie „pakietowe”, czyli uwzględniające nie tylko możliwość sfinansowania przez UE funduszu odbudowy, ale i kwestię powiązania wypłat eurofunduszy z zasadą praworządności.

Boląca od nadmiaru głowa

W tle pojawiają się pytania o to, czy Polskę będzie stać na skonsumowanie środków z funduszu odbudowy. Z jednej strony realizować będziemy inwestycje z okresu programowania na lata 2021–27, a z drugiej będą inwestycje objęte krajowym planem odbudowy. W rządzie już słychać głosy, że to tak, jak byśmy realizowali równolegle dwa unijne budżety, a to spory wysiłek finansowy. – Pamiętajmy, że zgodnie z zapisami projektu rozporządzenia dotyczącego KPO inwestycje będą realizowane ze środków krajowych i dopiero po osiągnięciu kolejnych etapów ich realizacji (kamieni milowych) będzie możliwa refundacja poniesionych wydatków ze środków UE – przyznaje Małgorzata Jarosińska-Jedynak. Mimo wszystko rząd jest przekonany, że Polska poradzi sobie z tym wyzwaniem. Ministerstwo Finansów uspokaja, że dość optymistyczne prognozy dotyczące długu publicznego uwzględniają potrzeby pożyczkowe budżetu wynikające ze współfinansowania europejskich projektów. Co więcej, rząd podkreśla, że te w ramach Funduszu Odbudowy – w przeciwieństwie do tych realizowanych w ramach polityki spójności – będą finansowane w 100 proc.