Irański Korpus Strażników Rewolucji zajął we wtorek tankowiec „Hankuk Chemi”, pływający pod banderą południowokoreańską. Statek płynął z saudyjskiego portu Al-Dżubajl z 7200 tonami etanolu na pokładzie.

Teheran podał, że zainterweniował, bo doszło do wycieku, a co za tym idzie – zagrożenia skażenia wód Zatoki Perskiej. Amerykański Departament Stanu wezwał do uwolnienia tankowca i ostrzegł, że stacjonująca w Bahrajnie V Flota przygląda się sytuacji. Przejęcie jednostki może nie być przypadkiem, gdyż wkrótce ma dojść do rozmów między Teheranem a Seulem w sprawie 7 mld dol., które Korea Płd. zamroziła, gdy USA w 2018 r. przywróciły sankcje na Iran.
Ostatnie dni prezydentury Donalda Trumpa na swój sposób chcą wykorzystać wszyscy gracze na Bliskim Wschodzie. W ostatnich tygodniach można zaobserwować ich wzmożoną aktywność. W poniedziałek ogłoszono, że Arabia Saudyjska otworzy granicę z Katarem, kończąc tym samym ponadtrzyletni kryzys dyplomatyczny. Władze w Dosze utrzymują bliskie relacje z Teheranem, co nie podoba się sprzyjającym Saudyjczykom państwom regionu, które oskarżały Katarczyków o wspieranie terroryzmu. Amerykanie początkowo wspierali w tej sprawie Rijad, jednak stopniowo stali się mediatorem. Nie bez znaczenia był fakt, że Katar zakupił od Stanów Zjednoczonych sprzęt wojskowy wart 12 mld dol.
Rozmowy między Katarem a innymi państwami arabskimi odbywały się za pośrednictwem Kuwejtu, ale aktywną rolę odegrali Amerykanie. Donald Trump przez całą prezydenturę próbował stworzyć w regionie jednolity front przeciw Iranowi. Dlatego chciał zakończyć spory z Katarem i sprzyjał normalizacji relacji Izraela z Bahrajnem, Marokiem, Sudanem i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Biały Dom spieszył się w sprawie Kataru z obawy, że kolejny prezydent Joe Biden będzie z większym dystansem traktował władze w Rijadzie. Wśród demokratów powszechniejsza niż w otoczeniu Trumpa jest negatywna opinia o Saudyjczykach, zwłaszcza po zabiciu przez nich dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego. ©℗