Sobotnie manifestacje nie miały wiele wspólnego z debatą o migracji. Były za to największym jednorazowym przejawem nienawiści w historii III RP. W dodatku doszło do nich pod patronatem partii aspirującej do współtworzenia rządu w 2027 r.
Zawsze można powiedzieć, że organizatorzy nie mieli wpływu na to, jaki element przyjdzie na wiece. I że to nie posłowie skandowali hasła w rodzaju „Polska cała tylko biała” (i inne, bardziej wulgarne). Tyle że politycy skrajnej prawicy świadomie podgrzewają nastroje społeczne wymierzone w cudzoziemców. Najlepszą podbudowę teoretyczną zapewnił poseł Konfederacji Konrad Berkowicz, mówiąc w Tok FM, że „ksenofobia jest ważnym elementem naszej wspólnoty narodowej” i należy ją „pielęgnować”, ponieważ jest „warunkiem zdrowej wspólnoty”. Nie bardzo wiem, zgodnie z jaką chorą definicją zdrowa wspólnota to taka, która dopuszcza ataki na ludzi z innym paszportem. Kto sieje ksenofobiczny wiatr, ten zbiera praktyczną burzę.
Burza przejawia się rosnącą liczbą napaści na obcokrajowców, których symbolem był pogrom w Wałbrzychu. Jego przebieg był bliźniaczo podobny do historii znanych sprzed 100 lat. Paragwajczyka oskarżono o filmowanie dzieci na placu zabaw. Wezwana policja niczego nie potwierdziła, ale plotka poszła w miasto, mężczyzna został pobity, a przed podpaleniem hostelu, w którym mieszkają cudzoziemscy robotnicy, uchroniła dopiero interwencja mundurowych. W kwietniu próbę najazdu skrajnej prawicy przeżyli obcokrajowcy mieszkający w ośrodku Urzędu ds. Cudzoziemców w Czerwonym Borze. Donald Tusk tradycyjnie jest mistrzem akcyjności – wszyscy pamiętają walkę z dopalaczami i chemiczną kastrację pedofili – ale może tym razem nie warto czekać, aż ktoś zginie.
Na razie niewiele wskazuje na to, żeby organy państwa się szczególnie przejęły. Jeśli ktoś nie słyszał wykrzykiwanych haseł o „wyp... z uchodźcami”, po komunikacie policji mógłby odnieść wrażenie, że nic się nie zadziało. Ot, „na terenie kraju odnotowano 12 zdarzeń, które będą podlegały ocenie pod kątem wyczerpania znamion przestępstw”, ale „pomimo kilku incydentów zgromadzenia przebiegły bezpiecznie i bez poważniejszych zakłóceń”. Nie ma tu niczego do oglądania, proszę się rozejść. Nieco więcej dostrzegł rzecznik rządu Adam Szłapka. „Służby dokładnie przeanalizują materiał z wczorajszych wydarzeń. Każde naruszenie zostanie skierowane do prokuratury” – napisał. Jednocześnie trudno nie odnieść wrażenia, że pod naporem histerii opartej o na wpół zmyślony kryzys migracyjny rząd pozostaje reaktywny.
Politycy z partii koalicji obecnej i tej sprzed 2023 r. – zostawmy na chwilę z boku Konfederację – prześcigają się w okrzykach o „zwiększaniu kontroli nad migracją” i konieczności „lepszego integrowania obcokrajowców”. To puste hasła. Praktyka idzie w dokładnie odwrotną stronę. Temu drugiemu celowi miały służyć wymyślone za rządów Mateusza Morawieckiego centra integracji cudzoziemców. Migranci mieli w nich korzystać z pomocy prawnej, kursów języka polskiego, wsparcia w adaptacji na rynku pracy. Teraz, jeśli brać na poważnie retorykę PiS, które po utracie władzy z własnego pomysłu CIC uczyniło chochoła do pompowania sondaży, można dojść do wniosku, że cudzoziemców należy jednocześnie integrować i nie integrować.
W pierwszy cel w postaci „zwiększania kontroli” uwierzę, jeśli ktoś chociaż spróbuje odkorkować procedury związane z legalizacją pobytu. Przewidują one m.in. sprawdzenie cudzoziemca pod kątem zagrożeń dla bezpieczeństwa. Kodeks postępowania administracyjnego przewiduje na nie 60 dni, ale średni okres rozpatrywania wniosku o pobyt czasowy wynosi w skali kraju średnio 11 miesięcy: od 175 dni w Małopolsce do 651 dni na Śląsku. Państwo od lat nic z tym nie robi, bo przecież cudzoziemiec nie zemści się przy urnie. Złożony wniosek legalizuje pobyt na czas jego rozpatrywania, więc zanim państwo oceni, czy cudzoziemiec nie stanowi zagrożenia, mija często nawet półtora roku więcej niż stanowią przepisy. Jeśli chcecie, szanowni politycy, „zaostrzyć kontrolę”, zacznijcie przynajmniej od zwiększenia liczby etatów w wojewódzkich wydziałach spraw cudzoziemców. Równolegle można się zająć opanowywaniem rosnącej nienawiści, zanim dojdzie do tragedii. ©℗