Można powiedzieć, że tamta laudacja dla Harwardczyka była za książkę, którą teraz ukazuje się po polsku. Praca „Paradoks globalizacji” miała bowiem anglojęzyczną premierę w 2011 r. (myśmy wówczas po polsku mieli jedynie „Jedną ekonomię, wiele recept” z roku 2007).
Wspominam to, żeby pokazać, iż akurat Dani Rodrik ze wszystkich amerykańskich ekonomistów (po prawdzie jest z urodzenia Turkiem, ale od wielu lat pracuje w USA) jest tym, którego prace były u nas chętnie czytane. Mało tego, one wywarły pewien wpływ na przebieg politycznej i ekonomicznej debaty. Rodrik rezonował zwłaszcza jako autor pokazujący, że jak się jest krajem biedniejszym, to można się dzięki mieszance mądrej polityki rozwojowej z tego ubóstwa wydźwignąć. Ważne przy tym tylko (a może aż), by nie podążać niewolniczo za wskazówkami piewców liberalnej globalizacji. Bo oni nie muszą mieć racji. A poza tym prawda jest taka, że mogą wcale nie być zainteresowani udzielaniem dorobkiewiczom dobrych rad. Bo po cóż robić sobie konkurencję i rezygnować z zasobów taniej siły roboczej i rynków zbytu na własne produkty?
Ślady tych wszystkich sporów często odnajdziecie na kartach tej nowej/starej książki Rodrika, którą wam rekomenduję. Bo rekomenduję – choć rzecz straciła już nieco na świeżości, którą emanowała lata temu. Nasza sprawa z globalizacją nie jest przecież zakończona. Warto więc zajrzeć do Rodrika, żeby nie musieć wyważać żadnych szeroko otwartych drzwi. ©Ⓟ