Fiaskiem zakończyło się spotkanie premiera z rolnikami. W piątek rząd ma przedstawić konkluzje ustaleń na poziomie unijnym.

Przed sobotnim spotkaniem z premierem Donaldem Tuskiem przedstawiciele rolników zapowiadali, że jeśli szef rządu przedstawi satysfakcjonujące ich konkrety, to dalsze akcje protestacyjne zostaną wstrzymane. Tak się jednak nie stało. Zdaniem rolników premier „przyszedł z niczym”, co oznacza, że należy nastawić się na kolejne rolnicze manifestacje. Rolnicy już zapowiadają rozszerzenie protestów – w przyszłym tygodniu chcą przeprowadzić strajki w wybranych miastach wojewódzkich i powiatowych.

– Prawdopodobnie będzie to 20 marca. Planujemy blokady dróg dojazdowych i ulic w miastach. Będziemy też stali pod urzędami marszałkowskimi i wojewódzkimi. Natomiast to nie znaczy, że w międzyczasie będziemy cicho, bo lokalne protesty będą kontynuowane – mówi DGP Szczepan Wójcik, prezes Instytutu Gospodarki Rolnej i jeden z liderów rolniczych protestów.

Mówił wprost

Postępu nie osiągnięto m.in. w kwestii całkowitej blokady importu towarów rolno-spożywczych z Ukrainy. – My chcemy, by tę granicę zamknąć, ale premier wytłumaczył, że eksport polskich produktów też będzie wstrzymany. My jako rolnicy też to rozumiemy – powiedział po spotkaniu Roman Kondrów ze stowarzyszenia Oszukana Wieś.

Szef rządu zapowiedział, że zwiększy nakłady na inspekcje celne, fitosanitarne i weterynaryjne na granicy.

– Trzeba premierowi oddać, że mówił nam w sobotę wprost, na co możemy liczyć, a na co nie ma szans. Nie mami nas, tylko stawia sprawę jasno. Zdajemy sobie sprawę, że rząd nie może jednostronnie wypowiedzieć Zielonego Ładu, bo jesteśmy częścią UE, pobieramy dotacje, więc rząd na wszystkie zmiany musi mieć zgodę Brukseli – komentuje Wójcik.

W trakcie sobotniego spotkania strony ustaliły, że w tym tygodniu ruszą prace grupy roboczej składającej się z przedstawicieli rządu i organizacji rolniczych.

– Będzie powołana grupa, która w Ministerstwie Rolnictwa będzie pracować na konkretach i szukać możliwych rozwiązań. Jeśli format okaże się skuteczny, będą powoływane kolejne grupy – tłumaczy nam Wójcik.

Pierwszym zadaniem grupy roboczej ma być wypracowanie szczegółów wypłaty rekompensat dla rolników oraz sposobu „zdjęcia” z krajowego rynku nadmiaru 4–5 mln t zboża. – Schemat wypłat pieniędzy wypracujemy wspólnie. To będą bardzo trudne rozmowy, bo mamy pewne ramy finansowe, których musimy się trzymać – zaznaczył po sobotnim spotkaniu wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak.

Poinformował, że 15 marca strona rządowa ogłosi, jakie zmiany zostaną wprowadzone w unijnym Zielonym Ładzie, i że istnieje „bardzo duże prawdopodobieństwo odejścia od tych najbardziej szkodliwych przepisów”. Zmiany mają dotyczyć przede wszystkim tzw. ugorowania, a według Kołodziejczaka w tej kwestii jest „bardzo dużo wskazówek, że będzie odejście”. Premier zapewnił rolników na spotkaniu, że będzie dążył do tego, aby KE wprowadziła możliwość zastosowania przepisów łagodzących Zielony Ład retroaktywnie, czyli jeszcze w 2024 r.

Żądają uczciwych cen

Protesty polskich rolników budzą zainteresowanie w całej Europie, gdzie wciąż są organizowane strajki, choć nie mają one już tak masowego charakteru jak kilka tygodni temu m.in. w Niemczech czy we Francji. W wielu krajach demonstracje mają różną dynamikę, ale w niewielu przypadkach rządowi udało się doprowadzić do ostatecznego porozumienia ze strajkującymi.

W ostatnich dwóch miesiącach masowych strajków czy blokad dróg nie odnotowano tylko w Austrii, Estonii, Finlandii i Danii. Dwa tygodnie temu przeciwko unijnej polityce rolnej protestowali Hiszpanie, a kulminacje ich protestów miały miejsce w Madrycie i Barcelonie. Rolnicy hiszpańscy domagają się uczciwych cen w łańcuchu dostaw, zwolnienia z podatku od paliw rolniczych, zmniejszenia obciążeń administracyjnych, zwiększenia kontroli importowanych produktów rolnych i wreszcie stworzenia zupełnie nowego planu dla rolnictwa.

Podobne postulaty tydzień wcześniej artykułowali Francuzi na ulicach Paryża. Do spektakularnych strajków dochodziło też w Belgii, gdzie zarówno krajowi, jak i europejscy rolnicy domagali się zapewnienia uczciwych cen, przeciwdziałania rosnącym kosztom, walki z importem taniego zboża oraz ograniczenia licznych regulacji środowiskowych wchodzących w skład Zielonego Ładu.

Komisja konsultuje

Komisja Europejska, gdy ubiegłej wiosny kryzys rolniczy był dopiero na horyzoncie, a producenci z pięciu krajów najbardziej dotkniętych importem z Ukrainy zaczynali podnosić swoje argumenty, uznała, że problem zostanie rozwiązany dwustronnymi umowami unijnych stolic z Kijowem oraz krótkoterminowymi rekompensatami, których największa część przypadła Polsce. Fala strajków, która od początku roku przetacza się przez UE, nastręcza jednak coraz więcej problemów Komisji kierowanej przez ubiegającą się o reelekcję Ursulę von der Leyen. Wątpliwe jednak, żeby Bruksela zdecydowała się na radykalne kroki, czyli zupełną rewizję Zielonego Ładu, czego domagają się polscy rolnicy.

Komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski zapowiedział kilka dni temu duże zmiany w planie zielonej transformacji, w tym całkowite wycofanie się z obowiązku ugorowania ziemi oraz ograniczenie pestycydów. Bruksela zareagowała stanowczo, dementując deklarację Polaka. W przyszłym tygodniu KE ma przedstawić propozycje dla unijnych rolników, ale mają one dotyczyć przede wszystkim obciążeń biurokratycznych (punktowanych przez protestujących w Hiszpanii).

Według resortu rolnictwa w grze jest także niekaranie rolników za niewypełnienie wszystkich norm niezbędnych do uzyskania dopłat. Komisja po stanowczym zdementowaniu wypowiedzi polskiego komisarza jedynie krótko zapowiedziała przedstawienie do połowy marca kolejnych „wniosków dotyczących działań śródokresowych”. Mogą one dotyczyć m.in. zawieszonych regulacji dotyczących ugorowania i pestycydów, choć oficjalnie nie ma takiego potwierdzenia.

Bruksela poinformowała, że na razie rozpoczyna dopiero konsultacje z rolnikami – od 7 marca do 8 kwietnia potrwa badanie w formie ankiety internetowej, której wyniki będą opracowywane do lata. I to dopiero latem Komisja – najpewniej już w nowym składzie – ma opublikować wyniki ankiety dotyczące głównie barier administracyjnych. Prezentacja nowej, szczegółowej analizy sektora rolniczego w UE ma się pojawić dopiero jesienią tego roku. Komisja jednak przez analizę rozumie raczej „wyjaśnienie” rolnikom celów i działania Wspólnej Polityki Rolnej niż propozycję jej rewizji. ©℗

ROZMOWA

Ceny produktów rolnych spadają na całym świecie

ikona lupy />
dr hab. Wawrzyniec Czubak, prof. UPP Wydział Ekonomiczny Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu / Materiały prasowe
Protesty rolników są najsilniejsze od wielu lat. Czy faktycznie opłacalność produkcji jest tak niska, czy to rozgrywki polityczne, by na nowym rządzie wymusić korzystne rozwiązania?

Jeżeli protesty osiągnęły tak dużą skalę, są ogólnopolskie i nawracające, to znaczy, że faktycznie są generowane trudną sytuacją. Mamy do czynienia z wyraźnym spadkiem opłacalności, co jest efektem rozchwiania cen na rynkach. Jesienią 2021 r. rolnicy kupowali środki produkcji na kolejny sezon po relatywnie niskich cenach. Po wybuchu wojny w Ukrainie ceny gwałtownie wzrosły – niektórych środków produkcji aż trzykrotnie, a skupu surowców ponaddwukrotnie. Wtedy rolnicy byli beneficjentami sytuacji, bo sprzedawali drogo. Teraz mamy do czynienia z odwrotną sytuacją – ceny skupu płodów rolnych pikują, podczas gdy ich wytworzenie wymagało dużo wyższych nakładów na energię, środki ochrony roślin czy nawozy. Cykl koniunkturalny w rolnictwie jest jednak taki, że w kolejnych sezonach ceny prawdopodobnie się wyrównają, więc jest to tylko przejściowo trudny moment dla rolników. Natomiast oni domagają się wsparcia i interwencji państwa już teraz.

Punktem zapalnym są tanie towary z Ukrainy.

Ceny produktów rolnych spadają na całym świecie. Szacuje się, że od początku wojny do Polski napłynęło 4,6–4,7 mln t ukraińskich zbóż, licząc z rzepakiem. W tym czasie produkcja unijna – a tak musimy patrzeć, bo Polska należy do jednolitego rynku – wyniosła ok. 280 mln t. To pokazuje, że udział zboża ukraińskiego jest naprawdę niewielki. Oczywiście, lokalnie, w Polsce południowo-wschodniej mogą się pojawić pewne zakłócenia cen i możliwości sprzedaży zbóż, ale nie jest to główny powód niskich cen na rynku w ogóle. Udział Ukrainy w wymianie handlowej jest znikomy – na Wschód sprzedajemy towary rolno-spożywcze za ok. 1 mld euro, a kupujemy za 1,7–1,8 mld euro. Zdecydowana większość naszego eksportu, ok. 80 proc., idzie na rynki unijne.

To, że taniej kupujemy surowiec z Ukrainy, nie pomaga nam budować lepszej pozycji konkurencyjnej w sprzedaży przetworzonych produktów na Zachód?

To proces wieloletni i niestety nie widzę, żeby politycy to podchwycili. Dostrzegam dwie niewykorzystane szanse w związku z sytuacją w Ukrainie. Po pierwsze, odbudowa i rozwój przemysłu przetwórczego. Kupujemy z Ukrainy głównie produkty niskoprzetworzone: zboże, rzepak, kukurydzę. Nasze zakłady mogłyby wypracowywać wartość dodaną i sprzedawać znacznie drożej na rynkach trzecich. Po drugie, odbudowy stada zwierząt, w tym szczególnie trzody chlewnej. W 2007 r. mieliśmy 18,5 mln sztuk świń, obecnie – 9,3 mln. Nie wykorzystujemy momentu, gdy koszty zakupu paszy są bardzo niskie. Gdybyśmy odtworzyli choć połowę tego spadku, to udałoby się dosłownie przejeść nadwyżkę zboża ukraińskiego, ceny zbóż by się wyrównały, a rolnicy mieliby dodatkowe kilka milionów sztuk trzody chlewnej.

Niska jakość towarów z Ukrainy jest faktem?

Media obiegły zdjęcia, na których rolnicy pokazują, że zboże czy owoce z Ukrainy są zgniłe, zamoczone, z pleśnią. Mam jednak wątpliwości, czy to nie były wagony, które stały na granicy od wielu miesięcy, w związku z nałożonym w międzyczasie embargiem. Pokazywanie takich zdjęć to broń obosieczna – na Zachód może pójść sygnał, że Polska produkuje żywność na bazie tak niskiej jakości surowców. ©℗

Rozmawiał Nikodem Chinowski