Rząd wykorzystał już jedną czwartą zaliczek, które otrzymaliśmy z UE w ramach nowego rozdania eurofunduszy. Tempo ich wydawania przyspiesza i za kilka miesięcy pula może się wyczerpać. A wciąż mamy zablokowaną dużo większą pulę, obwarowaną zasadami praworządności.

Dziś resort funduszy i polityki regionalnej (MFiPR), którym w ramach „dwutygodniowego rządu” Mateusza Morawieckiego zarządza dotychczasowa wiceminister Małgorzata Jarosińska-Jedynak, ma przedstawić „Pierwsze efekty realizacji Polityki Spójności na lata 2021–2027 oraz podsumowanie wdrażania perspektywy finansowej na lata 2014–2020 dla Polski”.

Kładki, ocieplenia i park

Jeśli chodzi o efekty nowego unijnego rozdania, to tu zapewne wiele do przekazania rząd PiS mieć nie będzie. Jak niedawno przypominaliśmy w DGP, ciągle mamy zablokowany dostęp do 76,5 mld euro z Funduszu Spójności na lata 2021–2027. Na razie więc ratujemy się zaliczkami, które Bruksela wypłaciła nam bezwarunkowo, tzn. bez badania m.in. stanu praworządności. Mowa o kwocie ok. 8,4 mld zł (1,8 mld euro). Pieniądze te już trafiają do podmiotów realizujących inwestycje z unijnym dofinansowaniem. – Do tej pory beneficjentom w ramach perspektywy finansowej na lata 2021–2027 przekazano 2,2 mld zł w postaci refundacji i zaliczek – informuje nas MFiPR. Według danych resortu do 26 listopada tego roku z zaliczek zostało uruchomionych 840 naborów, choć MFiPR nie precyzuje, o które inwestycje chodzi. Zgodnie jednak z Umową Partnerstwa zostaną dofinansowane m.in. takie projekty jak termomodernizacja szkół czy budowa kładek pieszo-rowerowych i odnowa Parku Szczytnickiego we Wrocławiu, termomodernizacja 2,3 tys. lokali mieszkalnych i 350 budynków publicznych na Pomorzu, zakup ekologicznego taboru transportu zbiorowego dla 7,7 tys. mieszkańców Wielkopolski. Przykładów podobnych inwestycji są setki w całym kraju. Zrealizowano ich dotychczas prawie 5 tys. w całej Polsce od początku naszego udziału w Funduszu Spójności.

Tempo wydawania tych pieniędzy przyspiesza – na początku października skonsumowaliśmy 963 mln zł, miesiąc później było to już 1,4 mld zł, a obecnie o ok. 800 mln zł więcej. Jeśli założyć, że obecne tempo się utrzyma, pula zaliczek wystarczy nam na siedem–osiem miesięcy lub krócej.

Zegar tyka

Jeśli do tego czasu rząd Donalda Tuska nie osiągnie porozumienia z Brukselą odnośnie do satysfakcjonującego ją stanu praworządności w Polsce, kurek z unijnymi pieniędzmi na spójność na lata 2021–2027 zostanie na jakiś czas zakręcony. Cios byłby zresztą podwójny, bo w takiej sytuacji wydatki, które beneficjenci normalnie rozliczaliby z Komisją Europejską, będzie musiał tymczasowo pokryć budżet państwa. To zasługa mechanizmu warunkowości, zgodnie z którym beneficjenci końcowi nie mogą ucierpieć na zawieszeniu środków przez Brukselę.

Na to, że w tej kwestii dogada się jeszcze rząd PiS, nie ma najmniejszych szans. Przede wszystkim dlatego, że 11 grudnia swoją misję najpewniej zakończy gabinet Mateusza Morawieckiego, więc to będzie już zadanie dla rządu Donalda Tuska. Poza tym od wielu miesięcy widać rozdźwięk między tym, jak stan faktyczny interpretuje polski rząd, a jak Komisja Europejska. Ten pierwszy twierdzi, że Polsce nie zostały zablokowane żadne środki i że zadeklarowaliśmy spełnienie wszystkich 20 warunków podstawowych (w tym stosowania Karty Praw Podstawowych), tyle że sama KE potwierdziła 17 z nich. Z kolei Komisja utrzymuje, że to władze polskie wykazały w swojej samoocenie, że nie spełniają warunku podstawowego zawartego w karcie i teraz to do Polski należy poinformowanie Komisji, w jaki sposób władze zamierzają zapewnić zgodność z warunkami prawnymi. – Komisja nie może sfinansować wniosków o płatność, dopóki warunki podstawowe nie zostaną spełnione – przekonuje nasz rozmówca zbliżony do KE.

Bufor – KPO albo obligacje

Nawet jeśli środki z nowej perspektywy unijnej zostaną dla Polski czasowo wstrzymane, MFiPR uspokaja, że nie oznacza to jeszcze ich bezpowrotnej straty, bo na rozliczenie pierwszej transzy alokacji mamy czas do końca 2025 r. Co więcej, pewnym buforem bezpieczeństwa w takiej sytuacji może być rychłe uruchomienie środków z KPO, co obiecał Donald Tusk. W tej chwili te pieniądze nie płyną. Pytanie, jak się zmieni sytuacja po ewentualnym rozstrzygnięciu TK w sprawie ustawy o SN wynegocjowanej przez rząd Morawieckiego z Brukselą i zaskarżonej przez prezydenta Andrzeja Dudę (rozprawę zaplanowano na 11 grudnia). Na razie stosujemy bajpas w postaci prefinansowania przedsięwzięć ujętych w KPO przez Polski Fundusz Rozwoju. Pieniądze pochodzą ze zwrotów pożyczek z Tarcz Finansowych PFR (wypłacono już 4,2 mld zł, są prognozowane wypłaty 2,8 mld zł do końca roku), niemniej to źródło też powoli wysycha i PFR już myśli o znalezieniu dodatkowych środków na rynkach. – Na ten moment emitowanie obligacji nie było potrzebne, ale jeśli do stycznia środki z KPO nie wpłyną, trzeba będzie je wyemitować, by utrzymać płynność realizowania inwestycji z KPO. Jeśli pieniądze wpłyną w I kw. 2024 r., to wystarczy bufor w wysokości 1–2 mld zł – mówi DGP szef PFR Paweł Borys.

Jeśli chodzi o poprzednią perspektywę finansową (2014–2020), to według deklaracji resortu funduszy pieniądze na spójność zostały zagospodarowane. – Nasze prognozy wskazują na pełną absorpcję środków z perspektywy finansowej 2014–2020. Z końcem grudnia br. kończy się tzw. okres kwalifikowalności, w ramach którego możemy ponosić wydatki przedstawiane następnie (do końca lipca 2024 r.) do refundacji do KE – twierdzi resort. ©℗