Prezydent swoją decyzją “kupił” PiS dodatkowy miesiąc na oddanie władzy. Wszystko wskazuje na to, że opozycja stworzy rząd dopiero w grudniu, w ramach tzw. drugiego kroku konstytucyjnego.

"Dobra tradycja parlamentarna"

Jak mówił prezydent, chce kontynuować „dobrą tradycję parlamentarną”, zgodnie z którą to zwycięskie ugrupowanie jako pierwsze dostaje prawo stworzenia nowego gabinetu.

PiS ma 194 mandaty w Sejmie; Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica – 248.

Jednocześnie prezydent poinformował, że na marszałka seniora, który 13 listopada poprowadzi pierwsze posiedzenie Sejmu X kadencji, wskaże Marka Sawickiego z PSL. Tę decyzję uzasadnił „najdłuższym stażem poselskim” przedstawiciela ludowców; mówił, że jest on „człowiekiem dialogu i współpracy”.

Ruch ze strony Andrzeja Dudy oznacza, że premier z rządem, któremu uda się uzyskać wotum zaufania, zostanie najpewniej wybrany dopiero w drugim kroku konstytucyjnym, najpóźniej w połowie grudnia. Wtedy inicjatywa w zakresie wskazania kandydata będzie po stronie sejmowej większości.

Wczoraj jeszcze przed orędziem do decyzji prezydenta odniósł się Donald Tusk, zapewniając, że przyszła koalicja jest dopięta w każdym drobnym fragmencie. – (Decyzja prezydenta – red.) nic nie zmieni, na końcu będą bardzo żałowali tego, że jeszcze trochę przedłużają ten upokarzający moment dla nich. To musi być przykre, gdy poczują, że nikt nie chce mieć z nimi już nic do czynienia – mówił Tusk. Lider Platformy zapowiedział też, że do piątku KO, Trzecia Droga i Lewica parafują treść umowy koalicyjnej, a w niedzielę

Gawkowski: Prezydent spoliczkował społeczeństwo

Andrzej Duda wskazał Mateusza Morawieckiego jako kandydata na premiera w pierwszym kroku konstytucyjnym. Jednak szanse na to, że to PIS uda się sformować rząd wydają się małe. Wszystko jednak wskazuje, że to opozycja przejmie ster po tym jak PiS nie uda się uzyskać wotum zaufania. Mateusz Morawiecki jako premier w kolejnej kadencji będzie miał maksymalnie 28 dni od pierwszego posiedzenia Sejmu 13 listopada na uzyskanie wotum zaufania dla swojego rządu (czyli maksymalnie 14 dni na zaprzysiężenie rządu i kolejnych 14 na uzyskanie przez niego wotum zaufania). - Nikt tego sztucznie nie będzie przedłużał - mówi nam osoba z otoczenia premiera. To oznacza, że najpóźniej po 11 grudnia opozycja może zacząć tworzyć rząd. Andrzej Duda już zapowiedział, że takim przypadku nie będzie zwlekał i zaprzysięgnie wskazanego wówczas premiera i rząd.

Po decyzji Andrzeja Dudy liderów partii, które mają utworzyć rząd były spójne. - Prezydent stanął tam, gdzie wyznaczył mu prezes Kaczyński, prezydent spoliczkował społeczeństwo. To jedynie opóźni tworzenie naszego rządu o góra cztery tygodnie- powiedział Krzysztof Gawkowski z Lewicy. “Większość jest znana i spokojnie robimy swoje. Partie Paktu Senackiego są gotowe do wzięcia odpowiedzialności za Polskę” - napisał na portalu X lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz. A jego partner z Trzeciej Drogi, Szymona Hołownia, skomentował decyzję Andrzeja Dudy w sarkastyczny sposób: ”Niewiele oczekując, nigdy się nie zawiodłem”.

Donald Tusk odniósł się do tej decyzji na spotkaniu w Jagodnem we Wrocławiu. - Można grać na czas, ale szkoda tego czasu. Można coś ukraść, ale staramy się dać do zrozumienia, że to nie e to nie będzie bezkarne - mówił Tusk, zapowiadając, że koalicja jest praktycznie gotowa do sformowania rządu, choć podkreślał: - Będę apelował o chwilę cierpliwości, bo to nie będzie prosta koalicja - podkreślał.

Wybór Sawickiego na marszałka tonuje emocje

Zupełnie inaczej odbierana jest przez opozycję decyzja Andrzeja Dudy o wskazania Marka Sawickiego z PSL na marszałka-seniora. Przy czym podkreślane jest, że decyzja ta ma nie tylko charakter symboliczny. - Po pierwsze, na docenienie zasługuje fakt, że prezydent powołał się na dorobek parlamentarny Marka Sawickiego, a nie wyłącznie na jego dostojny wiek. Po drugie, prezydent, wiedząc, że misję powołania rządu powierzy Morawieckiemu, chciał jakoś zrównoważyć emocje, nie rozwścieczyć wyborców opozycji i dlatego powołał na tę funkcję reprezentanta partii opozycyjnych. Wreszcie po trzecie, przy marszałku-seniorze z PiS mogłoby dojść do różnych niespodzianek. Marek Sawicki to gwarancja, że żadnych niespodzianek nie będzie, a procedura będzie przeprowadzona zgodnie z prawem i dobrym obyczajem - komentuje Dariusz Klimczak z PSL.

Decyzji prezydenta o daniu szansy PiS na sformowanie rządu w ramach tzw. pierwszego kroku konstytucyjnego, spodziewano się w partii rządzącej. Nie bez znaczenia był sam termin wygłoszenia orędzia, tj. przed pierwszym posiedzeniem Sejmu i wyborem marszałka przez nową większość.

- Gdyby prezydent chciał desygnować Morawieckiego już po wyborze marszałka, którego zapewne wskaże dzisiejsza opozycja, cała narracja o dawaniu PiS szansy na sformowanie większości rozjechałaby się - ocenia polityk partii rządzącej. Jak dodaje, partyjne doły były święcie przekonane, że jeśli Andrzej Duda nie wskazałby kogoś z PiS, okaże się zdrajcą. - Jeśli wizja Marcina Mastalerka o Dudzie jako liderze prawicy ma się spełnić, to nie może popełniać takich prostych błędów, które zostaną mu zapamiętane - wskazuje.

Morawiecki położy kamień węgielny

W podobnym duchu mówi nasz rozmówca z rządu. - Prezesowi Kaczyńskiemu jest bez różnicy, czy zostanie powołany Morawiecki czy Tusk, on i tak szykuje się do bycia silną opozycją. Są marne szanse, by Morawiecki zdobył większość. Natomiast sens desygnowania Morawieckiego jest taki, że on stworzy kamień węgielny swoim expose, mit założycielski dotyczący bycia PiS w opozycji - ocenia rozmówca DGP.

Prezydent miał jeszcze co najmniej dwie inne opcje na stole. Jedna to wskazanie Donalda Tuska, czego domagała się opozycja, a druga to odsunięcie decyzji o desygnacji premiera do czasu wyłonienia marszałka Sejmu przez nową większość. Najwyraźniej jednak prezydent i jego otoczenie uznali, że oba te warianty mogłyby być niezrozumiane przez partyjny aktyw i elektorat PiS, a to mogłoby uniemożliwić Andrzejowi Dudzie wejście do gry o schedę po Jarosławie Kaczyńskim na polskiej prawicy. - Wiadomo, że tamci mają 248 posłów, a my 194, ale Duda ma jeszcze własny elektorat. Ci ludzie poczuliby się zdradzeni, gdyby wskazał kogoś innego. Tak więc zadbał o własny interes i o środowisko, z którego pochodzi - tłumaczy rozmówca z otoczenia Mateusza Morawieckiego.

W PiS generalnie nie ma zbyt dużych nadziei na to, że misja powierzona Mateuszowi Morawieckiemu zakończy się sukcesem. Partia, aby zdobyć większość, musiałaby przyciągnąć na swoją stronę aż 37 posłów opozycji. - Łatwo nie będzie, ale podejmiemy tę rękawicę i spróbujemy coś z tego skleić. Z PSL mieliśmy głosy, że możemy rozmawiać, ale pod warunkiem, że nie będzie Ziobry w tym układzie. A jeśli nic nie zmontujemy, to przynajmniej korzyść będzie taka, że opozycja będzie mieć dwa tygodnie dłużej, by móc się pokłócić. A widać, że oni jeszcze nie są dogadani - przekonuje rozmówca z rządu.

Nic, co dane, nie będzie odebrane

Wczoraj działacze PiS zjechali się na Nowogrodzką, by naradzić się przed pierwszym posiedzeniem Sejmu. Nasz rozmówca uczestniczący w tym spotkaniu relacjonuje, że spotkanie miało charakter wyłącznie mobilizacyjny. - Nawet prezesa nie było, bo chory. Głos zabrali: Beata Szydło, Mariusz Błaszczak, Elżbieta Witek, Stanisław Karczewski i Mateusz Morawiecki. Nie zapadły żadne decyzje personalne, nie zatwierdzono nawet wyboru Mariusza Błaszczaka na szefa klubu PiS - twierdzi rozmówca DGP.

Opozycja z kolei przekonuje, że jest gotowa do przejęcia władzy w Polsce, a wczorajsza decyzja prezydenta jedynie odsunie w czasie ten moment. Donald Tusk na wczorajszym spotkaniu z wyborcami we Wrocławiu zapowiedział, że do piątku KO, Trzecia Droga i Lewica parafują treść umowy koalicyjnej. - Nikt już nie będzie mógł mieć wątpliwości, kto wygrał wybory i że jesteśmy przygotowani w każdym calu do utworzenia rządu - stwierdził lider KO. W obszarach dotykających kwestii programowych potwierdził, że “nic, co dane, nie będzie odebrane”.

Zapowiedział też, że “nie będzie żadnej rewolucji finansowej”. - Nie obniżymy podatków w sposób radykalny, kwota wolna 60 tys. zł jest oczywiście obniżeniem podatku, ale takim uaktywniającym miliony ludzi. Na szczęście w ekonomii nie jest tak, że mniejsze podatki oznaczają mniej pieniędzy dla państwa - powiedział Tusk. Potwierdził też, że 30 proc. podwyżki dla nauczycieli jest “zagwarantowane i nieodwołalne”. Zapowiedział również kontynuowanie inwestycji w atom, choć zapowiedział, że jeśli będzie to możliwe, to obecnie wyznaczona lokalizacja może zostać zmieniona. Choć sam podkreślał osadzenie tego projektu w partnerstwie transatlantyckim. - Musimy budować wspólnotę z USA - podkreślał. Krytycznie za to wypowiedział się o Centralnym Porcie Komunikacyjnym jako przejawie choroby centralizacji PiS. Stwierdził też, podając przykład rodzinnego Sopotu, że jest zwolennikiem portów regionalnych.