Wakacyjny stan zamrożenia sondaży można uznać za zakończony. Najnowsze badania preferencji nie są korzystne dla opozycji: w sondażu Kantar dla TVN PiS uzyskał 37 proc., KO – 31 proc. Podobny dystans dzieli te partie też w badaniach innych ośrodków. Co więcej, te wyniki są zbieżne z wewnętrznymi sondażami PiS, z którymi udało nam się zapoznać. Według nich ugrupowanie rządzące może liczyć na 37 proc., a KO – na 26 proc.

– To się zmieni po sobocie, po konwencji PiS w Końskich i naszej w Tarnowie, wtedy zobaczymy, który przekaz zwycięży – ocenia polityk PO. Inaczej na to patrzy Marcin Duma z pracowni IBRIS. – PiS trwa na dość wysokim poziomie, a PO jest troszeczkę silniejsza, ale tylko troszeczkę. Dziś, przy tej polaryzacji, to mniejsi gracze walczą o tlen – mówi.

W wakacje dotrzeć do wyborców jest trudniej, dlatego dopiero teraz możemy liczyć na finalną pulę programowych propozycji. Jako pierwsze swojej szansy postanowiły spróbować ugrupowania walczące o trzecie miejsce. Lewica w ostatnią sobotę pokazała swoje hasło „Serce mam po lewej stronie”, a także priorytety programowe, m.in. wyeliminowanie patologii rynku pracy, aborcję do 12. tygodnia ciąży czy dwukrotną waloryzację emerytur (w trakcie wysokiej inflacji). Z kolei Trzecia Droga, która zorganizowała konwencję tego samego dnia, pójdzie do wyborów z hasłem: „Dość kłótni, do przodu”.

Odmienne strategie przyjęli najwięksi gracze. PiS i KO, silnie grające na polaryzację, zaplanowały konwencje programowe na ten weekend. Znamienne jest to, że oba wydarzenia nie odbędą się w dużych miastach: PiS będzie w Końskich, a KO w Tarnowie. Złośliwi twierdzą, że nie tylko KO, ale zwłaszcza PiS wziął sobie do serca słowa Grzegorza Schetyny, że „wybory wygrywa się w Końskich”.

Widać różnice, jeśli chodzi o planowanie kampanii. KO stawia na strategię uderzenia. Tak było, gdy pokazano listy wyborcze – od razu poznaliśmy wszystkich kandydatów do Sejmu i Senatu. Teraz KO szlifuje projekt „100 spraw na pierwszych 100 dni”, który zostanie zaprezentowany w sobotę przez Tuska jako przeciwwaga dla weekendowych propozycji PiS. Kolejnym dużym krokiem w wykonaniu KO będzie organizacja wielkiego marszu 1 października.

PiS precyzyjnie dawkuje działalność kampanijną. Zaczął od pytań referendalnych, które liderzy partii ujawniali dzień po dniu. – Efekt był taki, że przez dwa tygodnie głównym tematem był plebiscyt – nie kryje satysfakcji rozmówca z rządu. Teraz PiS to samo robi z propozycjami programowymi. – Dzięki temu przejmujemy agendę, a reporterzy w pierwszej kolejności pytają o to, co jeszcze ujawnimy, a niewygodne pytania, np. o szczegóły dymisji wiceszefa MSZ, schodzą na dalszy plan – twierdzi rozmówca z PiS.

Jego zdaniem takie stopniowanie napięcia wokół programu wyborczego pozwala też lepiej kontrolować to, jak hasła rezonują. – Przy wychodzeniu z propozycjami na początku zawsze jest faza euforii, potem zaczyna się faza szukania dziury w całym, analizowania i pytania, czy one mają sens. Dzięki temu, że codziennie pokazujemy coś nowego, nie ma czasu, by w ogóle doszło do szukania dziur – przekonuje osoba z PiS.

Ale z PO słyszymy inną ocenę. – Słabością ich pomysłów jest to, że tak naprawdę pokazują one to, czego nie zrobili przez osiem lat. Przecież z tymi pomysłami wychodzili już w poprzedniej kampanii – podkreśla polityk PO. Z kolei PiS krytykuje taktykę KO. – W jednym ruchu pokażą 100 spraw, to zdecydowanie za dużo naraz, ludzie tego nie przetrawią, a sam temat będzie żył krócej, niż gdyby KO ujawniała te propozycje dzień po dniu, jak my – wskazuje nasz rozmówca.

Przy czym PiS ma własne kłopoty. Najpoważniejszy to dymisja wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka, w której tle mają być domniemane nieprawidłowości przy wydawaniu wiz dla pracowników z zagranicy. W tej sprawie czynności prowadzi CBA. „Rozpętać antymigrancką histerię, ściągnąć rekordową ilość migrantów, zarobić miliony na wizach, a na koniec rozpisać referendum w sprawie migracji. Łukaszenka to przy nich amator” – napisał Tusk i wezwał kolejny raz Kaczyńskiego do debaty.

Z naszych rozmów wynika, że PiS ją wyklucza, wychodząc z założenia, że jest to politycznie nieopłacalne. – Po co mamy wysyłać prezesa czy premiera na debatę, gdzie będzie sam przeciwko wszystkim? Niech opozycja sama sobie debatuje i się nawzajem wykańcza – mówi rozmówca z rządu.

W cieniu dwóch wielkich graczy znajdą się ugrupowania o mniejszym poparciu. Im trudniej będzie dotrzeć z przekazem do wyborców. Może dlatego Konfederacja, która miała konwencję w czerwcu, kolejną szykuje na 23 września w katowickim Spodku. Chce tym przypomnieć o sobie, bo liczy, że w przyszłym Sejmie bez jej zgody nie będzie mógł powstać rząd. Jej liderzy konsekwentnie unikają przy tym deklaracji, z kim mogą tworzyć koalicję po wyborach. Ta taktyka ma im dać możliwość kreowania się na alternatywę wobec reszty politycznej sceny.

Na finiszu rejestracji list wyborczych doszedł jeszcze jeden gracz – Bezpartyjni Samorządowcy. To zła informacja dla Trzeciej Drogi, bo może im odebrać część głosów i znacząco utrudnić przekroczenie progu 8 proc. O ile na razie nie widać, by Bezpartyjni sami przekroczyli wyborczy próg, o tyle beneficjentem starcia z Trzecią Drogą może się okazać PiS. A to zwiększyłoby szanse na jego samodzielne rządy po 15 października. ©Ⓟ