Sejm nieoczekiwanie bardzo przyspieszył procedowanie ustawy o współpracy władz ws. przewodnictwa Polski w Radzie UE. W ciągu jednego dnia przeprowadził projekt przez komisję, odbył II czytania i uchwalił dokument.

Można to uznać za zaskoczenie, bo gdy Pałac Prezydencki przedstawił swój projekt, został on chłodno przyjęty w rządzie. Pojawiały się nawet argumenty, że to próba zmiany ustroju państwa tylnymi drzwiami. Skąd więc taka zmiana? – Baliśmy się, że prezydent, widząc, że projekt nie jest poddawany pod głosowanie, zastosuje wobec nas jakieś retorsje, np. nie podpisze jakiejś ważnej dla nas ustawy albo wyznaczy wybory w ostatnim możliwym terminie – mówi nam jeden z najważniejszych polityków PiS.

Większe kompetencje

Partii władzy udało się przegłosować poprawki, które nieco okroiły prezydenckie prerogatywy. Przede wszystkim pałac ustąpił w zakresie szykowania stanowisk rządu na posiedzenia unijnej Rady. Pierwotna propozycja zakładała, że stanowisko to będzie musiało być uzgodnione z prezydentem. Zapis złagodzono – głowa państwa ma jedynie opiniować stanowisko rządu.

W dalszym ciągu w ustawie są jednak propozycje, które znacząco zwiększają kompetencje prezydenta. Utrzymano zapis, że będzie on musiał wyrazić zgodę na wystawienie przez rząd kandydatury na najważniejsze stanowiska unijne, m.in. komisarza czy sędziego Trybunału Sprawiedliwości UE. Na czas polskiej prezydencji Radzie Europejskiej (w I poł. 2025 r.) prezydent będzie mógł przewodniczyć polskiej delegacji udającej się na unijny szczyt.

Z informacji DGP wynika, że Senat najprawdopodobniej przetrzyma maksymalną liczbę dni prezydencką ustawę o współpracy władz w sprawie przewodnictwa Polski w Radzie Unii Europejskiej oraz ustawę o Komitecie ds. Europejskich. – Nikt się jej teraz nie spodziewał, normalnie byśmy rozważali, czy ją poprawiać, ale kampania wyostrza wiele kwestii, więc na 90 proc. w tej sprawie będzie weto – mówi nam wpływowy senator opozycji.

Plan na kohabitację

Według opozycji nowa regulacja jest zabezpieczaniem się Andrzeja Dudy na ewentualną przegraną wyborczą PiS i dwuletnią kohabitację z nowym rządem. Zdaniem Roberta Kropiwnickiego z PO to ewidentne złamanie konstytucji, a ustawa jest także sprzeczna z orzeczeniem TK w sprawie sporu o krzesło oraz przyjętą później tzw. ustawą kooperacyjną. – Autorzy przeinaczają zapisane w art. 133 konstytucji „współdziałanie władz” na „wyrażenie zgody”. To wymuszenie brylowania przez Andrzeja Dudę na europejskich salonach, ale także chęć wpływu na obsadę kluczowych stanowisk europejskich w momencie, gdy PiS przegra wybory – podkreśla Kropiwnicki.

Pałac broni tych regulacji. Zdaniem Małgorzaty Paprockiej z konstytucyjnego punktu widzenia wątpliwości mogły budzić zapisy nakazujące rządowi uzgadniać z prezydentem stanowiska na spotkania Rady Europejskiej, ale akurat one zostały wykreślone. Inne nie budzą już zastrzeżeń. – Prezydent już dziś jeśli zechce, może pojechać na każdy szczyt, także kwestia uzgodnienia kandydatów na stanowiska UE nie budzi wątpliwości prawnych. W każdym układzie politycznym współdziałanie określone w konstytucji może być trudne. Nie patrzymy na to przez pryzmat tego czy innego układu politycznego, ale przez pryzmat obowiązków, jakie konstytucja nakłada na prezydenta w zakresie polityki międzynarodowej – mówi prezydencka minister. Dodaje, że do realizacji swoich zadań głowa państwa musi mieć stosowne narzędzia.

Jeśli ustawa wejdzie w życie, to bez względu na to, kto wygra wybory, będzie oznaczała przewrót. Tym bardziej że w przyszłym roku są wybory europejskie. Do obsadzenia będzie funkcja komisarza UE, a kandydata na nią nowy rząd musiałby uzgadniać z prezydentem. Teoretycznie Polska może też spróbować zagrać o najwyższą pulę – szefa KE, szefa Rady Europejskiej czy szefa unijnej dyplomacji, a choć te funkcje nie są wymienione w noweli, to pytanie, czy prezydent także w tej kwestii nie będzie chciał wtrącić swoich trzech groszy. W końcówce jego kadencji w I poł. 2025 r. Polska przejmuje prezydencję, w której zgodnie z projektem ustawy także miałby odegrać istotną rolę. Jak widać, bez względu na to, kto będzie rządził w kolejnej kadencji, prezydent otrzyma kompetencje pozwalające mu prowadzić z rządem rozmaite polityczne transakcje wymiany.

Pytania o lex Tusk

Kolejne zaskoczenie to przegłosowanie w piątek prezydenckiej nowelizacji dotyczącej komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich na polską politykę, znaną także jako lex Tusk. Ustawa co prawda usuwa z obowiązującej regulacji środki zaradcze w postaci orzeczenia 10-letniego zakazu sprawowania funkcji publicznych czy nie dopuszcza do zasiadania w komisji posłów i senatorów, jednak w dalszym ciągu umożliwi komisji zastosowanie infamii wobec politycznych oponentów. Wydawało się, że pomysł komisji – który zmobilizował całą opozycję i umożliwił Donaldowi Tuskowi organizację Marszu 4 czerwca – jest już politycznie spalony, PiS nie będzie chciał go kontynuować i z tego względu nawet nie podda senackiego weta w tej sprawie pod głosowanie.

Ale na ten moment z obozu rządzącego dochodzą sprzeczne sygnały odnośnie do tego, co dalej. – Komisja miałaby sens, gdyby do jej powołania doszło w listopadzie, ale powstrzymała to Anna Siarkowska, nowy nabytek Konfederacji – mówi osoba z otoczenia premiera Morawieckiego. Nasz rozmówca sugeruje, że jak ustawa wejdzie w życie, to albo znów nie dojdzie do wskazania kandydatów do komisji przez kluby parlamentarne, albo komisja zostanie powołana, ale w praktyce nie będzie odgrywała istotnej roli w kampanii. – Dziś ta kwestia głównie mobilizuje wyborców opozycji – podkreśla nasz rozmówca.

Inna ważna postać w PiS przekonuje jednak, że sprawy mogą się potoczyć szybko. – Zakładam, że pani marszałek niebawem wyznaczy kolejny termin na wskazanie kandydatów, a okazją do ich zatwierdzenia będzie posiedzenie Sejmu, wyznaczone na 16–17 sierpnia – mówi nasz rozmówca. Jak dodaje, PiS ma już gotowy skład komisji.

Z Pałacu Prezydenckiego słychać, że jeśli Sejm poczeka z procedurami na podpisanie przez prezydenta ustawy, to może być ciężko się wyrobić z powołaniem komisji na posiedzeniu w połowie sierpnia. Nasz rozmówca przypomina także, że prezydent jest zwolennikiem powołania komisji. ©℗