PiS liczy na uchwalenie ustawy wiatrakowej na trwającym posiedzeniu, ale spiera się z ziobrystami o szczegóły. Dużo bardziej pewne są losy ustawy o Sądzie Najwyższym, którą większość rządząca zamierza zgodnie oczyścić z senackich poprawek.

Rozpoczęte we wtorek posiedzenie izby niższej może się okazać kluczowe, jeśli chodzi o utorowanie rządowi drogi do miliardów euro z Krajowego Planu Odbudowy. Prawo i Sprawiedliwość zdaje sobie sprawę, że bez KPO nie ma szans w wyborczym wyścigu. Pokazują to zarówno spotkania polityków tego ugrupowania w terenie, jak i badania opinii.

Uelastycznianie wiatraków

Pierwsza sprawa to przegłosowanie ustawy, która ma zliberalizować obowiązujące od 2016 r. przepisy dotyczące stawiania wiatraków. Stanowi ona ostatni kamień milowy KPO objęty pierwszym wnioskiem o płatność (samego wniosku rząd do Brukseli jeszcze nie złożył). Nie udało jej się przegłosować – choć była taka możliwość – na poprzednim posiedzeniu Sejmu 25–26 stycznia. Wczoraj po południu wciąż nie było pewne, czy uda się tym razem. W koalicji rządzącej trwa bowiem spór o dopuszczalną odległość wiatraków od zabudowań.
Podczas wczorajszej debaty w II czytaniu projektu ustawy zgłoszono wiele poprawek. Najdalej idącą zaproponowali ziobryści. Chcą, by minimalna odległość wiatraków od innych zabudowań wynosiła 1000 m. Przekaz jest jednoznaczny: – Jeśli nie będzie naszej poprawki, to nie poprzemy ustawy – mówi nam polityk Solidarnej Polski. Pierwotnie w wersji rządowej odległość od zabudowań miała wynosić 500 m. Podczas prac w komisji Marek Suski, wiceprzewodniczący klubu PiS, zaproponował, by było to 700 m od budynków mieszkalnych. Taka wersja jest obecnie wspierana przez rządzącą partię. – To jest troska o obywateli – mówił Suski. Powoływał się na ograniczenia istniejące w innych krajach Unii Europejskiej.
Do uporu koalicjanta PiS podchodzi ze spokojem. – Znamy sceptycyzm naszych kolegów z Solidarnej Polski. Na pewno będziemy nadal z nimi rozmawiać. Zobaczymy, do którego momentu będziemy w stanie ich przekonać – mówił wczoraj Rafał Bochenek, rzecznik prasowy PiS. Na pytanie dziennikarzy, czy Solidarną Polskę czekają jakieś konsekwencje za głosowanie przeciw ustawie wiatrakowej, odparł: – Nie sądzę.
Dlatego w sprawie wiatraków PiS liczy na pomoc opozycji. Wczoraj poseł PSL Mirosław Kasprzak zaproponował powrót do dystansu 500 m i wprowadzenie możliwości przeprowadzania referendów, w których lokalna wspólnota miałaby szansę jeszcze skrócić dystans.
Także lewica wolałaby pół kilometra. – Jeśli nie będzie 500 m, to poprzemy w wersji 700 m, najważniejsze to odblokować tereny pod inwestycje. Gdy opozycja przejmie władzę, zmienimy te przepisy – mówi Marcelina Zawisza, posłanka klubu Lewicy.
Podobnie jak było w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym, Prawu i Sprawiedliwości wystarczy, by opozycja nie zagłosowała przeciwko ustawie. Wtedy PiS wystarczy głosów, by została ona uchwalona.
PiS jest pewny, że niezależnie od finalnego kształtu ustawy wiatrakowej uda się zrealizować wymóg stawiany przez Komisję Europejską. Kamień milowy KPO dotyczący wiatraków mówi jedynie o „uelastycznieniu” obowiązującej dziś zasady 10H (zgodnie z nią wiatrak może być stawiany w odległości od zabudowań nie mniejszej niż 10-krotność jego wysokości) oraz o przyznaniu większej władzy gminom „w zakresie określania minimalnych odległości w ramach procedury zagospodarowania przestrzennego i procedury planistycznej”, a regionalnym dyrekcjom ochrony środowiska „w ramach procedury wydawania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach”.
– Tak naprawdę już zmianę zasady 10H na 9H można by potraktować jako wypełnienie tego kamienia milowego – przekonuje współpracownik premiera Mateusza Morawieckiego.

Zgodna koalicja

Do pieniędzy z KPO ma nas też przybliżyć przegłosowanie w Sejmie ustawy o Sądzie Najwyższym, według zapewnień rządu stanowiącej trzon kompromisu, jaki udało mu się wynegocjować z Komisją Europejską. Przepisy zakładają m.in. przekazanie spraw dyscyplinarnych sędziów SN i sądów powszechnych do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ustawa spotkała się ze zmasowaną krytyką m.in. I prezes Sądu Najwyższego, Krajowej Rady Sądownictwa czy NSA.
Wszystko wskazuje na to, że sejmowa większość zgodnie odrzuci poprawki, które w zeszłym tygodniu do ustawy wprowadził Senat. PiS ma to przegłosować wspólnie z ziobrystami, którzy na wcześniejszym etapie prac nad ustawą zagłosowali przeciwko niej, przez co PiS musiał szukać wsparcia po stronie opozycji (ta wstrzymała się wówczas od głosu; jedynie Polska 2050 zagłosowała przeciw).
– Skoro wtedy głosowaliśmy przeciwko ustawie, to nie możemy poprzeć poprawek senackich, które pogarszają ją jeszcze bardziej – tłumaczy polityk Solidarnej Polski.
Poprawki Senatu zakładają m.in. zniesienie Izby Odpowiedzialności Zawodowej (następczyni nieistniejącej już Izby Dyscyplinarnej SN), powierzenie spraw dyscyplinarnych Izbie Karnej SN (zamiast NSA, jak chce PiS) czy unieważnienie orzeczeń wydanych przez Izbę Dyscyplinarną.
Jednak najważniejszy w tej sprawie będzie nie głos Sejmu, lecz prezydenta. Jego minister Małgorzata Paprocka krytycznie oceniła ostatnio poprawki Senatu do ustawy. Co oznacza, że gdyby przeszły, ustawa praktycznie nie miałaby szans na podpis Andrzeja Dudy. Nie ma jednak pewności, czy jeśli Sejm je odrzuci, to będzie to gwarancją podpisu. Z Pałacu Prezydenckiego płyną zapewnienia, że decyzja będzie podjęta szybko, ale nie ma sugestii, jaka będzie. Politycy PiS jednak liczą na to, że Andrzej Duda nie zatrzyma ustawy, bo zmniejszyłby szanse swojego politycznego zaplecza na trzecią kadencję. ©℗