Posłanka KO Barbara Nowacka poinformowała w niedzielę, że złożyła zażalenie na decyzję prokuratury, która odmówiła wszczęcia śledztwa ws. użycia wobec niej gazu pieprzowego. Chodzi o wydarzenia z manifestacji w Warszawie w listopadzie ub. roku.

Prokuratura Okręgowa w Warszawie uznała, że policjant, który w listopadzie 2020 r., podczas zabezpieczania manifestacji ws. praw kobiet, psiknął posłance Nowackiej gazem w twarz, nie popełnił przestępstwa. Śledczy odmówili wszczęcia postępowania.

Nowacka w niedzielę wieczorem w TVN24 poinformowała, że złożyła do sądu zażalenie na postanowienie prokuratury o odmowie wszczęcia śledztwa.

"Zobaczymy jeszcze, jaka będzie ostateczna decyzja również sądu; ja się odwołałam do sądu, dlatego że ta sprawa ma wymiar absolutnie symboliczny i - patrząc na działanie prokuratury, która przez pięć miesięcy wyjaśnia sprawę ewidentną, a potem decyduje się ją umorzyć - ma też, niestety, wymiar polityczny" - powiedziała Nowacka.

Oceniła, że demonstracje w obronie praw kobiet są "brutalnie i absolutnie nieadekwatnie do tego, jak wyglądają, pacyfikowane".

Nowacka podkreśliła, że złożyła zażalenie na decyzję prokuratury, ponieważ walczy nie o swoje prawa, ale o "prawa do godnego traktowania obywatelek i obywateli w czasie, kiedy demonstrują przeciwko szkodliwym działaniom władzy".

Zawiadomienie do prokuratury dotyczyło przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza policji poprzez użycie gazu pieprzowego 28 listopada ub. r. w stosunku do Barbary Nowackiej, posłanki RP. Czyn miał wyczerpywać znamiona przestępstwa opisanego w art. 223 Kodeksu karnego, czyli czynnej napaści na funkcjonariusza publicznego. Postanowienie w przedmiocie odmowy wszczęcia śledztwa Prokuratura Okręgowa w Warszawie wydała 1 kwietnia.

Prokurator w uzasadnieniu decyzji napisał, że zdarzenie w dniu 28 listopada 2020 roku miało dynamiczny przebieg, funkcjonariusz policji został odcięty od pozostałych policjantów, a następnie otoczony przez osoby uczestniczące w zgromadzeniu, które napierały na niego. Według prokuratury policjant nie mógł rozpoznać przedmiotu, który pokazywała mu Barbara Nowacka, czyli legitymacji poselskiej. Nie był również w stanie rozpoznać osoby, która ją okazywała, gdyż miała na twarzy maseczkę.

28 listopada ub. roku odbyły się manifestacje Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, które w całym kraju zorganizowano przy okazji 102. rocznicy uzyskania przez kobiety praw wyborczych. Największa demonstracja odbyła się w Warszawie hasłem "Warszawa Niepodległa - W imię matki, córki, siostry". Na Twitterze pojawiło się wiele wpisów dokumentujących protest w Warszawie, wśród nich zdjęcia posłanki KO Barbary Nowackiej, w kierunku której policjant rozpylił gaz łzawiący podczas akcji blokowania Trasy Łazienkowskiej.

Ona sama relacjonowała poźniej, że dostała z bardzo bliskiej odległości gazem pieprzowym w oczy i w ucho oraz że w tym momencie trzymała w dłoni legitymację poselską.

"Policjant powinien się zaciekawić, jaki to dokument. Jestem zdumiona, że policjanci nie są szkoleni, jak wyglądają takie dokumenty. Ale nie ma znaczenia, czy ja jestem posłanką, dziennikarką czy obywatelką. Policjant, który widzi spokojnie stojącą osobę, która się na niego nie rzuca, nie ma prawa psikać gazem prosto w twarz, to jest nadużycie. Wtórne jest to, co ja trzymam w ręku. Pierwotne jest to, że mają odwagę tak postąpić" – mówiła wówczas Nowacka.