Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się w piątek proces 68-letniego mężczyzny, oskarżonego o znęcanie się nad dziećmi konkubiny i doprowadzenie do tego, że 13-letni chłopak popełnił samobójstwo. W I instancji sąd orzekł prace społeczne; apeluje oskarżenie i obrona.

Prokuratura uważa karę za rażąco niską, obrona chce uniewinnienia, ewentualnie uchylenia wyroku i zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania Sądowi Rejonowemu w Sokółce. Wyrok ma być ogłoszony 27 października.

W akcie oskarżenia prokuratura zarzuciła mieszkańcowi jednej z podsokólskich wsi, że w latach 2007-2013 znęcał się fizycznie i psychicznie nad czwórką dzieci swojej konkubiny. "Wyzywał je słowami powszechnie uważanymi za obelżywe, ubliżał, wyganiał z domu, zlecał wykonywanie ciężkich prac w gospodarstwie domowym, popychał, szarpał za ubranie" - tak śledczy opisali te zachowania.

W ich ocenie, właśnie to było powodem próby samobójczej 13-letniego chłopca, który we wrześniu 2013 roku powiesił się.

Sąd Rejonowy w Sokółce uznał 67-latka za winnego znęcania się (w latach 2011-2013, czyli w krótszym okresie niż początkowo przyjęła prokuratura), również za winnego grożenia niektórym świadkom w tej sprawie. Jednocześnie uznał, że nie ma dowodów na przypisanie mu tego, iż następstwem tego znęcania się była próba samobójcza.

Skazał go na karę łączną osiemnastu miesięcy ograniczenia wolności, z obowiązkiem nieodpłatnej pracy na cele społeczne, w wymiarze po 40 godz. miesięcznie. Na konto części tej kary sąd zaliczył okres kilkumiesięcznego aresztu mężczyzny.

W piątek białostocki sąd okręgowy rozpoznał apelacje stron złożone w tej sprawie. Obrońca oskarżonego argumentował, że sąd I instancji dokonał dowolnej, a nie swobodnej, oceny zeznań pokrzywdzonych i części świadków, naruszył też zasadę domniemania niewinności. Przekonywał, że to matka a nie ojczym, zlecała dzieciom prace w gospodarstwie. Dodał, że to nie były prace ponad ich siły, a na wsi częstą praktyką jest to, że dzieci mają swoje obowiązki i pomagają rodzicom w pracach rolniczych.

Prokuratura chce kary surowszej: 2 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat, nadzoru kuratora i 6,4 tys. zł grzywny. Uważa, że sąd nie wziął pod uwagę wszystkich dowodów w sprawie, nie kierował się zasadami logicznego myślenia i doświadczeniem życiowym.

Sam oskarżony mówił, że cała sprawa jest "fikcją", a zarzuty są "wyssane z palca". "Rodzinie, w której zdarzyła się tragedia, zrobiono tragikomedię" - mówił mężczyzna w swoim ostatnim słowie. Zapewniał, że zarzucanych mu przestępstw nie popełnił, prosił o uniewinnienie lub uchylenie wyroku.