Po zwycięstwie w prawyborach republikański kandydat na prezydenta rozpoczął poszukiwania swojego zastępcy. W odróżnieniu od niego samego ma on być politykiem.
Jak zmieniało się poparcie dla kandydatów podczas kampanii / Dziennik Gazeta Prawna
Niemal natychmiast po tym, jak Donald Trump został jedynym kandydatem do prezydenckiej nominacji Partii Republikańskiej, ruszyły spekulacje na temat tego, komu zaproponuje wspólny start w wyborach. Lista potencjalnych wiceprezydentów jest długa i brak na niej wyraźnego faworyta.
Zgodnie z zasadami politycznej sztuki kandydat na wiceprezydenta powinien uzupełniać swojego szefa, tak aby razem przyciągali jak największą grupę wyborców. Czyli – pochodzić z innego regionu USA, z innego skrzydła partii (bardziej umiarkowanego lub radykalnego), z innego pokolenia, mieć inne pochodzenie społeczne lub etniczne. Do tego najlepiej by było, by reprezentował jeden z tzw. swing states, czyli stanów, gdzie poparcie dla obu partii zawsze jest zbliżone i gdzie faktycznie rozstrzygają się wybory.
Donald Trump najwyraźniej rozumie, że jego największą słabością jako prezydenta byłby brak politycznego doświadczenia i zaplecza, bo chce, aby wystartował wraz z nim jakiś polityk dobrze znający realia Kongresu. – Jestem człowiekiem biznesu. To jest pole, które rozumiem. Ale w świecie polityki – choć w pewnym sensie jestem w polityce całe życie – sądzę, że dobrze byłoby mieć kogoś, kto potrafi przepchnąć jakąś ustawę i mi w tym pomoże – mówił Trump w rozmowie ze stacją CNBC. Faktycznie, takie wsparcie będzie mu potrzebne, bo może mieć przeciwko sobie nie tylko demokratów. Niechętnie na niego patrzy też spora część republikanów.
Jednak wielu kandydatów, którzy z punktu widzenia wyborczej strategii byliby idealną przeciwwagą Trumpa, jasno zadeklarowało, że to absolutnie nie wchodzi w grę. We wtorek Trump zdradził, że ograniczył liczbę potencjalnych kandydatów do pięciu-sześciu osób, a przy innej okazji powiedział, że na 40 proc. zaproponuje któregoś z byłych rywali w walce o partyjną nominację. Jeśli chodzi o tych ostatnich, to w grę wchodzą w zasadzie tylko Chris Christie i John Kasich.
Gubernator New Jersey jako pierwszy z czołowych polityków republikańskich przełamał bojkotowanie Trumpa i wycofując się, poparł jego kandydaturę. Christie wprawdzie niewiele dodaje z punktu widzenia geografii, ale ma duże doświadczenie polityczne i postrzegany jest jako atut w starciu z Hillary Clinton, poza tym pomiędzy nim a Trumpem jest wzajemne porozumienie. Umiarkowany Kasich był w czasie prawyborów postrzegany przez partyjny establishment jako najlepsza osoba i stanowiłby istotną wartość dodaną, szczególnie że jest gubernatorem innego ważnego stanu – Ohio, a jako jedyny z republikańskich pretendentów stale wygrywał w sondażach z Clinton.
Trump wspomniał, że Kasich byłby dobrym wiceprezydentem. Ten wprawdzie powiedział, że nie jest zainteresowany, ale nie tak zdecydowanie, jak kilkoro innych, więc trzeba go brać pod uwagę. Pozostali albo wykluczyli start (Ben Carson, Marco Rubio), albo jest to zupełnie nieprawdopodobne (Jeb Bush, Ted Cruz, Carly Fiorina), albo niewiele mogą wnieść do kampanii Trumpa (były gubernator Teksasu Rick Perry).
W spekulacjach medialnych często przewijają się nazwiska byłego przewodniczącego Izby Reprezentantów Newta Gingricha i senatora z Alabamy Jeffa Sessionsa. Pierwszy byłby chętny, dobrze się rozumie z Trumpem, zna kulisy działania Kongresu i jest niezłym strategiem, ale na jego niekorzyść przemawia wiek (72 lata) oraz fakt, że jego elektorat jest zbieżny z elektoratem Trumpa. Sessions jest architektem polityki imigracyjnej Trumpa, która zapewniła mu sukces w prawyborach, i jego głównym doradcą w sprawach zagranicznych, ale jest zainteresowany stanowiskiem sekretarza stanu.
Biorąc pod uwagę, że w sondażowym starciu z Clinton Trump szczególnie słabo wypada wśród kobiet i Latynosów, nominacja osoby z którejś z tych kluczowych grup byłaby z punktu widzenia wybieralności republikańskiego duetu trafionym pomysłem. Dlatego wysoko stoją akcje gubernator Nowego Meksyku Susany Martinez, gubernator Karoliny Południowej Nikki Haley, gubernator Oklahomy Mary Fallin i byłej gubernator Arizony Jan Brewer. Pierwsze dwie wprawdzie różnią się z Trumpem w kilku istotnych sprawach i mówią, że nie są zainteresowane, lecz też nie dementują takich spekulacji kategorycznie. Fallin i Brewer byłyby chętne, ale są zbyt słabo rozpoznawalne.
W odwodzie jest jeszcze senator Rob Portman z Ohio. Jego atutami są centrowe poglądy, doświadczenie w Senacie i reprezentowanie ważnego stanu. On wprawdzie też mówi, że w listopadzie będzie się zajmował własną reelekcją, ale fakt, że ostatnio też poparł Trumpa, każe brać go pod uwagę. Na razie jednak sprawa pozostanie na poziomie spekulacji – Trump powiedział, że nazwisko kandydata na wiceprezydenta przedstawi dopiero na partyjnej konwencji, czyli w lipcu.