Jednym z głównych celów integracji europejskiej bezpośrednio po II wojnie światowej była chęć uniknięcia kolejnego konfliktu zbrojnego. Początkowo w integracji uczestniczyły nieliczne kraje, jednak wraz z upływem czasu ich liczba systematycznie rosła. Zwieńczeniem tego procesu było dołączenie do Unii Europejskiej krajów Europy Środkowo-Wschodniej, co symbolicznie dopełniło zjednoczenie Starego Kontynentu po zimnej wojnie. Wydawało się, że ostatni wielki podział – na wschód i zachód Europy – zaczął zanikać. Niewiele osób zdawało sobie sprawę, że w ciągu kilku lat na pierwszy plan wyjdzie nowy wewnętrzny rozłam w UE. Wybuch globalnego kryzysu finansowego obnażył podział na kraje Północy i Południa (albo alternatywnie na kraje centralne i peryferyjne). Pierwsza – reprezentowana m.in. przez Niemcy – to kraje zdeterminowane do prowadzenia restrykcyjnej polityki gospodarczej. Druga – to m.in. Grecja, Portugalia i Hiszpania – zrzeszała kraje, które swój wzrost w latach poprzedzających kryzys oparły na inwestycjach (niestety często nietrafionych) finansowanych na kredyt.
Ostatnie zwycięstwo Syrizy w wyborach parlamentarnych w Grecji oraz prowadzenie ugrupowania Podemos w sondażach w Hiszpanii wskazują na wyraźną chęć zmian na południu Europy. Perspektywa zdobycia władzy przez partie lewicowe kwestionujące konieczność kontynuacji programów oszczędnościowych wymuszonych przez kredytodawców wskazuje granice wytrzymałości społeczeństw w tych krajach. Ostatnie wypowiedzi przedstawicieli greckiego rządu tylko podniosły temperaturę w stolicach europejskich i na światowych giełdach. Wzrost popularności partii lewicowych na Południu podsyca popularność prawicowych ruchów nacjonalistycznych w krajach Północy. Opowiadają się one za zaprzestaniem dalszej pomocy m.in. dla Grecji.
Taka polaryzacja europejskiej sceny politycznej pokazuje, że pomimo wielu lat integracji nie wytworzyła się europejska tożsamość, która ułatwiłaby rozwiązanie obecnych problemów politycznych i ekonomicznych (przejawem tego zjawiska jest m.in. przerzucenie większości ewentualnych strat zwiazanych z programem skupu aktywów EBC na poszczególne banki centralne krajów strefy euro). Tak doszliśmy do sytuacji, w której aby wygrywać wybory na peryferiach Europy, trzeba stworzyć program socjalny – odrzucający dalsze oszczędności i wyrzeczenia. Z drugiej strony kluczem do zwyciestwa w Niemczech, Finlandii i Holandii jest twarde stanowisko wobec dłużników z Południa. Ten układ wyraźnie ogranicza miejsce do kompromisu i będzie w najbliższych tygodniach/miesiącach prowadził do narastających tarć na linii Północ – Południe. Od 2008 r. Europa przeszła już przez kilka fal eskalacji opisywanego powyżej konfliktu. We wszystkich przypadkach ostatecznie osiągano kompromis, który pozwolił trwać unii monetarnej w niezmienionym składzie. Czy tym razem będzie podobnie?
Obecna odsłona znacząco różni się od poprzednich epizodów kryzysu w strefie euro. Kilka lat temu istotnymi kredytodawcami Grecji były zachodnioeuropejskie banki, ale tę rolę przejęły instytucje publiczne. Taka zmiana struktury zadłużenia nie zmienia jego wielkości, jednak zmniejsza ryzyko systemowe dla europejskiego sektora bankowego. Wyjście Grecji ze strefy euro i zaprzestanie obsługi zadłużenia zagranicznego w latach 2011–12 byłoby katastrofą dla całej strefy euro i mogłoby skutkować upadkiem wielu europejskich banków. Dziś jest jedną – choć na pewno nie najbardziej prawdopodobną – z rozważanych opcji.