Młodzi, piękni, zamożni. Elita, która ma się dobrze. W ten mit do dziś wierzy wielu. Ale nad Wisłą single są w odwrocie. Tych, którzy mieszkają samotnie, jest z roku na rok mniej. A zdecydowana większość to osoby starsze
Ma nieco ponad 30 lat. Lubi się dobrze ubrać oraz dobrze zjeść. Dobrze zarabia. Oczywiście w wolnym i kreatywnym zawodzie. Czas wolny? W tygodniu nie ma go za wiele, bo dużo pracuje, chodzi na fitness czy siłownię, uczy się co najmniej dwóch języków i cały czas się doszkala. Za to w weekendy jego życie pełne jest niebanalnych imprez i szalonych pomysłów, przy których egzystencja zwykłego Kowalskiego wygląda jak szary papier pakowy. I uwielbia podróże. Najlepiej do egzotycznych krajów, gdzie można robić tylko ciekawe rzeczy, jak nurkowanie czy zwiedzanie zapomnianych świątyń. Zdjęcia z wojaży wrzuca na Instagram i wiesza w swoim wielkim i pięknie urządzonym mieszkaniu – ma sporo miejsca, bo przecież mieszka sam. Singiel to najfajniejsze życie, jakie można wieść.
Taki obraz singli kształtowali spece od marketingu i seriale telewizyjne. W 2006 r. pracownia badań SMG/KRC opublikowała raport „Wielkomiejski singiel”, który dotyczył osób w wieku od 25 do 35 lat. Wynikało z niego, że 40 proc. ma dyplom wyższej uczelni (w całej populacji odsetek ten wynosił wtedy 8 proc.), 23 proc. to dyrektorzy i przedstawiciele wolnych zawodów, 55 proc. lubi życie pełne wyzwań, nowości i zmian itd. Generalnie wydawało się, że jest to wzór, do którego dążyć chce każdy młody człowiek. „Single to bardzo dobra grupa nabywców produktów niszowych, a zwłaszcza elitarnych. Inwestują w siebie, w edukację, języki, kursy, a kupowane produkty traktują jako rodzaj wyróżnika” – mówiła w „Polityce” Beata Wielkopolan, ówczesna dyrektor badań Milliward Brown SMG/KRC.
Mimo atencji biznesu w społeczeństwie nie cieszyli się dobrą opinią. – Analiza mediów pokazała, że single są opisywani jako egoiści i egocentrycy skupieni na karierze. I że zbyt wielu cech pozytywnych nie posiadają – podkreśla dr Julita Czernecka, socjolog z Uniwersytetu Łódzkiego, która badaniem singli zajmuje się od lat.
Dziś też można znaleźć internetowe reklamy, które zdają się w mit singla wierzyć. „Z każdym rokiem przybywa liczba mężczyzn po trzydziestce żyjących w pojedynkę. Są wykształceni, świadomi swojej wartości, mają dobrą pracę, lecz nadal są sami. Nie posiadając na utrzymaniu rodziny są na uprzywilejowanej pozycji, gdy udają się do salonu po nowy samochód. Wydawać by się mogło, że najlepszy byłby model typowo sportowy, jednak rzeczywistość jest inna. Musi to być pojazd nadający się na dojazdy do pracy czy weekendowe wycieczki z przyjaciółmi. Jaki powinien więc być idealny samochód dla singla?”.
Jednak takie ogłoszenia są już tylko reliktami dawnej epoki, w której singiel żył sobie swoim szalonym, wielkomiejskim życiem, czas wolny dzielił na spotkania z przyjaciółmi w restauracjach, grę w squasha oraz wypady do spa czy na narty. Pytanie, na ile wykreowali go specjaliści od reklamy i marketingu, pozostanie otwarte. A dane statystyczne pokazują, że takich singli jest już niewielu, a jeśli gdzieś się jeszcze uchowali to nie są tymi, za których ich uważamy.
W poszukiwaniu zaginionego singla
Z informacji, które zebrano podczas przygotowywania ostatniej Diagnozy Społecznej, odbywającego się co dwa lata badania stanu naszego społeczeństwa, wynika, że najwięcej osób mieszkało w gospodarstwach jednoosobowych w 2009 r. – 10 proc. społeczeństwa. Ta liczba sukcesywnie rosła od przełomu stuleci, kiedy to samotnie mieszkało zaledwie 3,5 proc. Polaków. Największy skok odnotowano między rokiem 2007 a 2009 , z ok. 2 mln osób do ponad 3,5 mln.
Jeśli spojrzymy na przedziały wiekowe, okazuje się, że samotnie nie mieszkają ludzie w wieku 25–34 lat. Oni stanowią zaledwie 0,7 proc. społeczeństwa. Dla porównania ci, którzy mieszkają sami i mają 35 lat i więcej, stanowią obecnie 6,8 proc. wszystkich Polaków. Z kolei tych, którzy mieszkają sami i mają poniżej 25 lat, w zasadzie nie ma. Z tych liczb można wyciągnąć dwa wnioski: odsetek osób mieszkających samotnie spada. A wśród nich najwięcej jest tych najstarszych.
W tym miejscu warto się zastanowić nad tym, kim jest singiel. Przestaliśmy mówić o kawalerach, starych pannach czy wdowcach, bo wszystkie te grupy wyparł właśnie singiel. Przynajmniej jeśli chodzi o mieszkańców dużych miast. A definicji tej grupy społecznej jest kilka. Dla niektórych badaczy społecznych, jak np. dla dr Czerneckiej, singiel to samotna osoba z dużego miasta, która dobrze zarabia i ma 35–40 lat. Dla większości z nich bycie singlem to pewien etap przejściowy. Bo tak naprawdę zatwardziałych singli jest garstka, większość to ci, którzy z własnego wyboru lub nie, robią sobie przerwę od bycia w związku. – Sama byłam już na sześciu ślubach singli, którzy zarzekali się, że nigdy tego nie zrobią – opowiada Julita Czernecka, która w czasie przygotowywania pracy doktorskiej przeprowadziła wywiady z ponad 50 singlami z Warszawy i Łodzi.
Inaczej grupę singli definiuje profesor socjologii Aldona Żurek z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. – Bycie singlem oznacza spełnienie trzech podstawowych kryteriów. Po pierwsze, trzeba prowadzić jednoosobowe gospodarstwo domowe, być sobie samemu panem. Po drugie, trzeba być samodzielnym materialnie. Na to, by być singlem, ludzi musi być zwyczajnie stać – wylicza. I dodaje, że trzecią kwestią jest brak trwałych więzi emocjonalnych na płaszczyźnie seksualnej lub rodzicielskiej. Jednym słowem będąc samotną matką z pięcioletnim dzieckiem, singlem się nie jest.
Świat singli, jaki znamy, się zmienił. Z jednej strony tych klasycznych, pięknych, młodych i bogatych, ale samotnych jest mniej. Przyczyn tego stanu jest kilka. Na pewno wpływ miała na to emigracja, bo dużą część wyjeżdżających stanowili młodzi ludzie. Ale ważniejsze wydaje się to, że młodych na bycie singlem po prostu nie stać.
– Sytuacja młodych ludzi na rynku pracy jest zła. Nawet jeśli pracują, zazwyczaj nie są to zajęcia, z których można się utrzymać – tłumaczy prof. Żurek. Dlatego coraz więcej młodych dorosłych mieszka z rodzicami. Jeśli chodzi o moment wyprowadzania się dzieci z domów rodziców, to na mapie Europy jesteśmy gdzieś pośrodku. Daleko nam do Włoch, gdzie w „hotelu Mama” mieszka duża grupa trzydziestokilkulatków. Ale nad Wisłą nie jest też tak, jak w Skandynawii, gdzie spora grupa młodych ludzi wyprowadza się z domu tuż po osiemnastce.
Choć byliśmy zieloną wyspą, to spowolnienie gospodarcze spowodowało, że młodych robiących oszałamiające kariery jest zdecydowanie mniej. Wpływ na to mają też historyczne uwarunkowania naszej gospodarki. W latach 90., mając dwadzieścia kilka lat i mówiąc po angielsku, można było błyskawicznie zrobić karierę. Dziś te atrakcyjne posady są zajęte przez dawnych dwudziestolatków, którzy teraz są po czterdziestce. To oni w dużej części byli singlami. A dziś część z nich jest statecznymi ojcami czy matkami.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego wielkomiejskich singli mamy znacznie mniej. – Polscy single są rozdarci między wartościami indywidualistycznymi, np. robieniem kariery i samorealizacji, a rodzinnymi. Typowi single opisywani przez media należą najczęściej do pokolenia X urodzonego w latach 70. Z kolei osoby urodzone w latach 80. i 90. cenią sobie bardziej wolny czas i pracują, żeby żyć, a nie odwrotnie, jak starsza generacja – wyjaśnia dr Julita Czernecka. Być może wpływ na taką postawę ma także to, że jako społeczeństwo jesteśmy znacznie bardziej zamożni niż 25 lat temu. O ile pierwsze pokolenie, które wchodziło na rynek pracy w kapitalizmie, było głodne wszystkiego, o tyle teraz zaczyna się także dostrzegać minusy robienia kariery. I bycia samotnym.
Drugą poważną zmianą w singlizmie jest to, że duża część takich osób to ludzie, którzy są w późnej dorosłości. Zazwyczaj są to starsze panie, w wieku powyżej 65 lat, zazwyczaj wdowy. Często są właścicielkami mieszkania, mają emeryturę i statystycznie przed sobą jeszcze kilkanaście lat życia. – Na Zachodzie ci ludzie często sobie układają jeszcze życie, biorą np. drugi ślub lub po prostu żyją z nowym partnerem. W Polsce jest to wciąż trudne do wyobrażenia – stwierdza Aldona Żurek z UAM. Co ciekawe, zgodnie z jej definicją singla, w Polsce od zawsze najwięcej było singli w starszym wieku.
Porzuceni przez biznes
Z jakiegoś powodu utarło się, że jest zupełnie inaczej. Jeszcze dziesięć lat temu za podtrzymanie tego mitu można było winić branżę reklamową i seriale, które kopiowały zachodnie wzorce. Ale dziś można powiedzieć wprost: singiel, jakiego znaliśmy, oficjalnie umarł. Potwierdza to przytaczana statystyka, którą wspierają dane GUS z narodowych spisów powszechnych w latach 2002 i 2011. W tym pierwszym roku było ogółem 13,34 mln gospodarstw domowych, w tym drugim już 13,57 mln. Tak więc choć w tym czasie przybyło nam ponad 200 tys. nowych gospodarstw domowych, to liczba tych jednoosobowych się zmniejszyła o blisko 50 tys.
O tym, że zmieniła się rola singla, świadczy również inne podejście branży reklamowej. – Jeszcze 10 lat temu było tak, że wśród marketerów grupa singli była postrzegana jako ciekawa – zauważa Albert Hupa, prezes firmy IRCenter, która specjalizuje się w badaniach konsumentów. – Dziś tego nie widać. Mówi się raczej o affluentach, po prostu tych, którzy mają pieniądze.
Jeszcze dalej idzie Marcin Pawłowski, który odpowiada za kampanie w wyszukiwarkach internetowych i portalach społecznościowych w domu mediowym Performics. – Być może są klienci, którzy targetują się na singli. Ale zdecydowanie więcej jest tych, którzy ich ze swojej komunikacji wykluczają. Dzieje się tak np. wśród firm spożywczych lub handlujących lekami bez recepty. Dla nich zdecydowanie lepszym klientem jest rodzina – przekonuje. I dodaje, że bycie singlem w reklamie może być ewentualnie wykorzystywane przy pozycjonowaniu konkretnych marek. Ale to też w bardzo ograniczonym zakresie.
Wbrew pozorom o singli nie dba też biznes. Choć kilka lat temu niektóre biura podróży zaczęły wprowadzać dla nich specjalne oferty, to i tak muszą zazwyczaj więcej płacić niż osoba, która podróżuje jako „połowa pary”. – Na Zachodzie regularnie organizowane są targi produktów specjalnie dla singli. U nas biznes jakby nie do końca zauważył potrzeby tej grupy społecznej – ocenia socjolog Julita Czernecka. Co ciekawe, w pewnym sensie przestało ich dyskryminować państwo i już np. z rządowego wsparcia kredytów Mieszkanie dla Młodych korzystać mogą także single bez dzieci (w jego wcześniejszej wersji Rodzina na Swoim było to niemożliwe).
I wreszcie patrząc z przymrużeniem oka, dowód koronny na to, że era singla jest już za nami. Istnieje swego rodzaju podręcznik singla, czyli serial „Seks w wielkim mieście”. Choć być może niewielu to zauważyło, to tak naprawdę pod koniec ostatniej serii wszystkie bohaterki mają u swoich boków partnerów. A o dawnych szaleństwach z czasów singlizmu mogą już tylko opowiadać swoim dzieciom.