Ministerstwa edukacji i zdrowia chcą lepiej kształcić opiekunów medycznych. Lepiej dla systemu, ale nie dla pacjenta – obawiają się praktycy.

– Opiekun medyczny z założenia miał być osobą, która napoi, przewinie, ubierze osobę chorą, niesamodzielną. Czyli zrobi to, na co pielęgniarka nie ma dziś czasu. Proponowane zmiany oddalają opiekuna od pacjenta – mówi dr Elżbieta Szwałkiewicz, była konsultant krajowa w dziedzinie pielęgniarstwa przewlekle chorych i niepełnosprawnych, współtwórczyni zawodu opiekuna medycznego. Zmiany, o których mowa, są zawarte w rozporządzeniu resortu edukacji i nauki, które wejdzie w życie 1 września. Wydłuża ono okres kształcenia opiekunów do półtora roku i likwiduje możliwość nauczania na kwalifikacyjnych kursach zawodowych (KKZ).
Jak czytamy w uzasadnieniu, zmiana wynika z potrzeby wykształcenia personelu, który będzie wspierał pielęgniarki i lekarzy, bo rośnie zapotrzebowanie na usługi w tym zawodzie w szpitalach, zakładach opiekuńczo-leczniczych i domach pomocy społecznej, do czego przyczyniają się choroby cywilizacyjne. W Koalicji na Pomoc Niesamodzielnym słyszymy, że zapotrzebowanie naprawdę jest gigantyczne. Tymczasem spośród 60 tys. opiekunów medycznych, których wykształcono przez ostatnie 15 lat, w Polsce w zawodzie pracuje jedynie co dziesiąty. Reszta zmieniła zawód lub wyjechała za granicę. Czy proponowane zmiany poprawią sytuację, to sprawa dyskusyjna.
Jolanta Kłoczewska, dyrektorka policealnej szkoły w Olsztynie, mówi, że nigdy nie udało jej się uruchomić nauki w systemie dziennym. Tymczasem projektowane zmiany wymuszają właśnie tryb dzienny i stacjonarny, wyłączając zaoczny. – Do zawodu szły dotąd głównie kobiety w wieku 40–50 lat, które chciały się przebranżowić. One nie są w stanie wygospodarować na naukę czterech wieczorów w tygodniu. To rozwiązanie zamyka im tę drogę zawodową. Podobnie skasowanie KKZ, które kończyły się państwowym egzaminem – mówi.
Jak zauważa Kłoczewska, w propozycji podstawy programowej (do 5 marca potrwa zgłaszanie do niej uwag) jest wpisana np. obsługa rurki tracheotomijnej czy dializ. Do tego dochodzą działania z zakresu fizjoterapii, przygotowanie miejsca pracy pielęgniarce na sali operacyjnej, pobieranie materiałów biologicznych do badań laboratoryjnych, iniekcje, walka z odleżynami. – Zakres kompetencji rośnie radykalnie, a na naukę daje się trzy semestry. To niewykonalne – mówi. Jej zdaniem to doraźna próba zniwelowania potężnych braków w kadrach pielęgniarskich.
Co na to same pielęgniarki? Wiceszefowa Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych Mariola Łodzińska ocenia, że zmiany są zbyt daleko idące. – Opiekun dostaje kompetencje, które pielęgniarka z licencjatem zdobywa w ramach kursu kwalifikacyjnego. Gdy wziąć pod uwagę programy kształcenia, wiele elementów zostało po prostu przeklejonych – mówi. Zwraca uwagę, że w rozporządzeniu zmieniono kwalifikacje opiekuna medycznego z zakresu pielęgnacyjno-opiekuńczego na medyczno-pielęgnacyjny. – Nie boimy się, że ktoś zagrozi naszym kompetencjom. Obawiamy się, czy możemy polegać na kimś, kto odbył kurs i w ramach licznych kompetencji zdobył te uprawniające, by wejść na blok operacyjny – zaznacza.
Bartosz Mikołajczyk z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Opiekunów Medycznych przekonuje, że jego środowisko samo zabiegało o likwidację KKZ, bo wprowadzały zamieszanie. Same kwalifikacje mogła zdobyć osoba bez wykształcenia średniego, ale żeby zostać zatrudniona jako opiekun w podmiocie leczniczym, musiała mieć dyplom potwierdzający zdobycie kwalifikacji, który z kolei otrzymywali tylko absolwenci szkół średnich. – Postulowaliśmy też, by opiekunom medycznym dodać umiejętności z zakresu pobierania krwi – mówi. Jego zdaniem zmiany mogą się przyczynić do podniesienia prestiżu zawodu, ale nierozwiązanym problemem pozostają pieniądze. – W koszyku świadczeń gwarantowanych dla szpitali nie ma wpisanego takiego stanowiska. Jeśli placówka chce mieć opiekuna, musi wygenerować na niego środki. Jeśli urosną nasze kompetencje, w naturalny sposób powinny urosnąć i pensje – zastrzega.