16 osób zginęło, a 54 trafiły do szpitali - to dotychczasowy bilans katastrofy kolejowej pod Szczekocinami na Śląsku. W niedzielę nad ranem zakończyło się przeszukiwanie miejsca wypadku. Według służb nie ma tam już nikogo żywego; konieczny jest ciężki sprzęt do podniesienia wraku pociągu.

To największa katastrofa kolejowa w Polsce od 1990 roku. Na miejsce udał się premier Donald Tusk oraz ministrowie: spraw wewnętrznych, transportu i zdrowia. Kancelaria Prezydenta podała, że Bronisław Komorowski jest informowany na bieżąco. Prezydent rozmawiał z ministrem transportu i wojewodą śląskim.

Do katastrofy doszło w sobotę o godz. 20.57 na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa

W okolicach miejscowości Szczekociny koło Zawiercia zderzyły się czołowo pociągi: TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wsch. - Kraków Główny. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na niewłaściwy tor, po którym z naprzeciwka poruszał się pociąg Przemyśl-Warszawa. Oba składy miały razem 11 wagonów.

"Zakończyło się przeszukiwanie przez psy strażackie, szkolone do poszukiwania żywych. Nie wykazało, żeby ktokolwiek żywy mógł jeszcze być na miejscu katastrofy" - powiedział szef MSW Jacek Cichocki.

"Na chwilę obecną można powiedzieć, że doszło do katastrofy kolejowej, w wyniku której śmierć poniosło 16 osób. Na razie nie można mówić nawet o hipotetycznych przyczynach tragedii" - powiedział PAP Tomasz Ozimek z częstochowskiej prokuratury okręgowej. Na miejsce przyjechało siedmiu prokuratorów z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie i z Myszkowa. Zostaną na miejscu do czasu zakończenia oględzin.

Nie można obecnie potwierdzić, że przeżyli maszyniści

Według prokuratora Tomasza Ozimka z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, po weryfikacji wstępnych informacji, nie można obecnie potwierdzić, że dwaj maszyniści przeżyli sobotnią katastrofę kolejową pod Szczekocinami koło Zawiercia.

Według informacji prokuratury załogę dwóch pociągów, które się zderzyły, stanowiło w sumie czterech maszynistów.

"Ze wstępnych informacji, które otrzymaliśmy od służb ratowniczych wynikało, że z maszynistów jeden został ranny i został odwieziony do szpitala, a drugi nie odniósł większych obrażeń. Jednakże w wyniku weryfikacji, która polegała na uzyskaniu danych osobowych maszynistów i weryfikacji ich w terenie przez jednostki policji, na chwilę obecną takiej informacji potwierdzić nie mogę" - powiedział PAP Ozimek.

Początkowo prokurator informował dziennikarzy, że katastrofę kolejową pod Szczekocinami przeżyli dwaj maszyniści, z których jeden jest w szpitalu.

"Staraliśmy się pomagać wychodzić z pociągu ludziom, którzy byli w stanie to zrobić"

Jednymi z pierwszych osób na miejscu katastrofy kolejowej pod Szczekocinami k. Zawiercia byli - prócz strażaków - mieszkańcy okolicznych wsi. Jak relacjonowali, wybijali szyby i pomagali opuszczać rozbite wagony poszkodowanym, na miejsce przynosili też ciepłe rzeczy.

"Sam dowiedziałem się o wypadku od siostry. Przybiegłem tu, bo mieszkam niedaleko. Widzieliśmy wiele osób, które nie mogły wydostać się z pociągu, staraliśmy się wybijać szyby w oknach, by im to ułatwić" - mówił pan Adam, który sam przy tym został niegroźnie ranny. Pan Adam - wraz z innymi mieszkańcami - wyciągnął z pociągu dziewczynę i dwóch pokiereszowanych mężczyzn. Jego znajomi przynieśli na miejsce katastrofy m.in. koce i ciepłe rzeczy.

Jeden z podróżnych, który nie odniósł poważniejszych obrażeń, powiedział PAP, że jadący pociągiem w pewnej chwili usłyszeli potężny huk i pospadali z siedzeń. "Potem widzieliśmy zmiażdżonych ludzi, poprzyciskanych siedzeniami, widzieliśmy fragmenty ciał w pociągu i poza nim" - relacjonował pasażer.

Dyżurni ruchu przebadani na obecność alkoholu

Nie ma informacji, aby dwaj dyżurni ruchu, którzy zostali przebadani na obecność alkoholu w związku z katastrofą kolejową w gminie Szczekociny koło Zawiercia, byli nietrzeźwi - wynika z informacji przekazanych PAP przez Prokuraturę Okręgową w Częstochowie.

Dyżurni ruchu, którzy w chwili wypadku byli na swoich stanowiskach, zostali przebadani na obecność alkoholu w wydychanym powietrzu. "Nie ma informacji, żeby byli pod wpływem alkoholu" - powiedział PAP Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.

Jeszcze w niedzielę zostanie formalnie wszczęte śledztwo w sprawie katastrofy kolejowej w pobliżu Szczekocin k. Zawiercia, w której zginęło co najmniej 15 osób, a 56 zostało rannych. Będzie je prowadziła Prokuratura Okręgowa w Częstochowie. "Obecnie prowadzimy czynności na miejscu zdarzenia" - powiedział Ozimek. Dodał, że wszczęcie śledztwa jest tylko kwestią formalną.

Jak powiedział PAP prokurator Romuald Basiński, to śledztwo już się faktycznie toczy. "Siedmiu prokuratorów wykonuje czynności od godzin nocnych, równolegle dokonując zabezpieczenia składów pociągów, dowodów oraz wszelkich informacji, które pomogą odpowiedzieć na pytanie, dlaczego doszło do tragedii" - powiedział PAP Basiński.

Prokuratorzy zabezpieczają na miejscu katastrofy dokumentację, która posłuży do ustalenia, kto i za co odpowiadał, zbierają także informacje nt. stanu technicznego torowiska oraz instalacji kolejowych.

Śląski Urząd Marszałkowski wysyła psychologów do poszkodowanych

Psychologowie z jednostek wojewódzkich Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach zostali wysłani do poszkodowanych w katastrofie kolejowej w Szczekocinach pod Zawierciem - poinformowało biuro prasowe marszałka województwa.

Jak poinformowała PAP rzeczniczka marszałka województwa śląskiego Aleksandra Marzyńska, pierwsi psychologowie zostali oddelegowani do rannych, którzy przebywają w szpitalach w Sosnowcu i Piekarach Śląskich.

"Wicemarszałek Mariusz Kleszczewski będzie odwiedzał także inne szpitale, aby zorientować się, jakie mają potrzeby w kwestii pomocy psychologicznej" - powiedziała Marzyńska.

Jak dodał rzecznik Komendanta Głównego Policji Mariusz Sokołowski, przekazywaniem informacji rodzinom ofiar zajmują się policjanci, którzy mają doświadczenie w tego typu sytuacjach i wiedzą, jak taką informację przekazać. Jeśli jest to konieczne, zapewniana jest pomoc psychologiczna, w tym przypadku policjanci sięgają po psychologów z ośrodków interwencji psychologicznej.

Prezydent odwiedził rannych w Sosnowcu

Prezydent RP Bronisław Komorowski odwiedził w niedzielę rano pacjentów poszkodowanych w katastrofie kolejowej pod Szczekocinami, przebywających w szpitalu św. Barbary w Sosnowcu.

W towarzystwie sosnowieckich lekarzy i wojewody śląskiego prezydent rozmawiał z kilkorgiem lżej rannych. Zamienił też kilka słów z krewnymi dwóch poszkodowanych kobiet, którzy jako jedni z pierwszych dotarli do szpitala.

"Wiem z własnego doświadczenia, że czasami kontakt z rodziną jest (dla poszkodowanych - PAP) niesłychanie ważny, albo nawet najważniejszy. Teraz może być tylko lepiej. Wszystkiego dobrego" - mówił bliskim pacjentów prezydent.

Po niespełna półgodzinnej wizycie w szpitalu w Sosnowcu prezydent pojechał na miejsce katastrofy.

Do szpitala św. Barbary trafiło dziewięcioro poszkodowanych w katastrofie. Ich stan lekarze określają jako stabilny, większość osób z tej grupy ma m.in. złamania twarzoczaszki, kręgosłupa i miednicy.