W wydanym w czwartek wspólnym komunikacie szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton i sekretarz stanu USA Hillary Clinton, krytykując przebieg wyborów, potępiły przemoc po wyborach i zażądały uwolnienia wszystkich zatrzymanych. "W sumie wybory i to, co po nich nastąpiło, stanowią smutny krok wstecz w rozwoju rządów demokratycznych i poszanowania praw człowieka na Białorusi".
Szefowe dyplomacji podkreśliły, że poprawa stosunków Białorusi z USA i UE zależy od postępu w dziedzinie praw człowieka. Dodały, że wezmą to pod uwagę, oceniając kolejne działania rządu w Mińsku i poddając przeglądowi swoje z nim stosunki.
Reakcja UE na ostatnie wydarzenia w Mińsku ma być omawiana na najbliższym posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych "27" 31 stycznia w Brukseli. Polska zaproponowała, by UE wznowiła i rozszerzyła zamrożone jesienią 2008 roku sankcje wizowe dla przedstawicieli reżimu białoruskiego. Inicjatywa w tej sprawie należy do Catherine Ashton.
Nad powyborczą sytuacją na Białorusi oraz reakcją, jaka powinna nastąpić ze strony UE, będą się też zastanawiać eurodeputowani. "W czwartek przewodniczący PE Jerzy Buzek prowadził konsultacje z kierownictwem komisji spraw zagranicznych, podkomisji praw człowieka oraz szefem delegacji PE ds. Białorusi Jackiem Protasiewiczem (PO). Podjęto decyzję o wspólnym, poświęconym Białorusi posiedzeniu komisji, podkomisji i delegacji z udziałem przewodniczącego PE, które odbędzie się 12 stycznia", czyli tuż po świąteczno-noworocznej przerwie - powiedział PAP zastępca rzecznika prasowego Buzka, Robert Golański.
Odnosząc się do sugestii, w tym Polski, że wyniki wyborów przedstawione przez władze w Mińsku nie odzwierciedlają stanu faktycznego, rzecznik MSZ Białorusi Andrej Sawinych oświadczył w czwartek, że polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski miał sfałszowane dane na temat wyników wyborów. Sikorski powiedział we wtorek, że według źródeł, którym polskie MSZ daje wiarę, Łukaszenka "nie wygrał tych wyborów". Zgodnie z danymi, na które powołał się minister, w głosowaniu przedterminowym, które trwało pięć dni przed dniem właściwych wyborów 19 grudnia, Łukaszenka uzyskał dużo mniej niż 50 proc. i dostał mniej niż 50 proc. także w głosowaniu w niedzielę. Oficjalne dane mówią o niemal 80-procentowym poparciu dla Łukaszenki.
Zdaniem rzecznika białoruskiego MSZ, na biurko szefa polskiej dyplomacji musiały trafić sfałszowane dane, podrzucone do internetu w imieniu ukraińskiej firmy TNS (która prowadziła badania exit polls w trakcie wyborów - PAP). Sama firma, wg Sawinycha, zdementowała przekazane w jej imieniu dane i "skrytykowała organizatorów prowokacji".
W odpowiedzi na te opinie rzecznik polskiego MSZ Marcin Bosacki podkreślił w czwartkowej rozmowie z PAP, że strona polska podtrzymuje swoje dotychczasowe stanowisko w sprawie wyników wyborów.
Największy oficjalny dziennik białoruski "SB.Biełaruś Siegodnia" opublikował w czwartek oświadczenia czterech kandydatów na prezydenta, którzy mieli potępić niedzielne starcia uczestników opozycyjnej manifestacji z milicją i krytykować liderów opozycji za przebieg manifestacji. Przypomniała, że oświadczenia zostały ogłoszone w ostatnich dniach przez państwową telewizję. Dwaj kandydaci potwierdzili w komentarzach do oświadczeń, że krytycznie odnieśli się do przebiegu manifestacji. Kandydat opozycyjnej partii Białoruski Front Narodowy (BNF) Ryhor Kastusiou wyjaśniał, że udzielił komentarza państwowej telewizji, która wykorzystała fragmenty z dwóch na sześć odpowiedzi na pytania.
W niedzielę w wieczór wyborczy w centrum Mińska milicja rozbiła wielotysięczną demonstrację i zatrzymała kilku kandydatów opozycji. Łącznie po wyborach zatrzymano ponad 600 osób.
Mińska milicja ogłosiła w czwartek, że 19 osób zatrzymanych po niedzielnej demonstracji opozycji, w tym pięciu kandydatów w wyborach prezydenckich, jest aresztowanych i podejrzanych "o związek z przestępstwem" z artykułu o masowych zamieszkach.
Pięciu aresztowanych kandydatów w minionych wyborach to: Aleś Michalewicz, Uładzimir Niaklajeu, Wital Rymaszeuski, Andrej Sannikau i Mikoła Statkiewicz. Aresztowana jest też żona Sannikaua - dziennikarka Iryna Chalip.
Za organizację masowych zamieszek grozi od pięciu do 15 lat pozbawienia wolności, za udział w nich - od trzech do ośmiu lat.