Brytyjski premier Boris Johnson zapowiedział w poniedziałek powołanie rządowej komisji do zwalczania nierówności w zatrudnieniu, dostępie do służby zdrowia czy edukacji, ale podkreślił, że tej nierówności nie zwalczy się, usuwając historyczne symbole.

"Nikt, kto troszczy się o ten kraj, nie może ignorować wielu tysięcy ludzi, którzy dołączyli do ruchu Black Lives Matter, aby protestować pokojowo, jak większość z nich, w ciągu ostatnich kilku dni. Nie ma sensu tylko mówić, że poczyniliśmy ogromne postępy w walce z rasizmem. Jest jeszcze wiele rzeczy, które musimy zrobić i zrobimy" - napisał brytyjski premier w artykule opublikowanym w poniedziałkowym wydaniu dziennika "Daily Telegraph".

Zastrzegł jednak: "Musimy zająć się istotą problemu, a nie symbolami. Musimy zająć się teraźniejszością, a nie próbami przepisywania na nowo przeszłości - to oznacza, że nie możemy i nie wolno nam dać się wciągnąć w niekończącą się debatę o tym, która ze znanych postaci historycznych jest wystarczająco czysta lub politycznie poprawna, by pozostać na widoku publicznym".

Brytyjski premier nazwał pożałowania godnym fakt, że pomnik Winstona Churchilla musiał być zasłonięty w obawie, że ponownie stanie się obiektem ataku; jako przykład absurdu, do którego doprowadzi polityczne poprawne ulepszanie historii wskazał postać Ayuby Suleimana Diallo. Portret pochodzącego z Gambii, szanowanego w XVIII-wiecznym Londynie tłumacza arabskich tekstów znajduje się w Narodowej Galerii Portretu. Skoro on też był handlarzem niewolników, czy to znaczy, że należy go również usunąć? - pytał Johnson.

"Jestem też niezwykle sceptyczny co do przybierającej na sile kampanii edytowania czy wymazywania całego krajobrazu kulturowego. Jeśli zaczniemy oczyszczać kroniki i usuwać obrazy wszystkich oprócz tych, których postawy są zgodne z naszymi, to będziemy zaangażowani w wielkie kłamstwo, wypaczenie naszej historii - jak jakaś osoba publiczna, która gorliwie próbuje poprawić swój wizerunek poprzez edycję wpisu na swój temat w Wikipedii" - wskazał szef brytyjskiego rządu.

Przekonywał, że zamiast obalania pomników znacznie lepszym pomysłem jest stawianie nowych. Na przykład w budynku ministerstwa spraw zagranicznych, gdzie stoją posągi brytyjskich odkrywców i kolonizatorów, jest wiele wolnych miejsc, zatem dlaczego nie wypełnić ich innymi zasłużonymi, także tymi wywodzącymi się z mniejszości etnicznych - powiedział.

Zaznaczył, że obalanie pomników w niczym nie poprawi losu osób wywodzących się z mniejszości etnicznych i nie zmniejszy nierówności, a jedynie będzie odwracać uwagę od prawdziwych problemów.

"Walczmy z rasizmem, ale zostawmy nasze dziedzictwo w spokoju. Jeśli naprawdę chcemy to zmienić, to w tym kraju są dostępne demokratyczne środki - co zresztą zawdzięczamy Winstonowi Churchillowi" - zakończył Johnson.

Artykuł brytyjskiego premiera jest reakcją na wydarzenia, do których doszło w miniony i poprzedni weekend podczas protestów ruchu Black Lives Matter. W Londynie wymalowano napisy na stojącym przed parlamentem pomnikiem Churchilla oraz na The Cenotaph - monumencie ku czci poległych w trakcie obu wojen światowych, zaś w Bristolu tłum obalił i wrzucił do portu pomnik Edwarda Colstona, żyjącego w XVII i XVIII w. kupca, handlarza niewolników, posła i filantropa. Z kolei w minioną sobotę sympatycy skrajnej prawicy, którzy, jak twierdzili, bronią pomników przed dewastacją, wzniecali burdy i atakowali policjantów.