MSZ podzieliło 5 mln zł pomiędzy organizacje, które mają wzmocnić wizerunek Polski za granicą. To za mała kwota w porównaniu z potrzebami – uważają eksperci.
We wtorek na stronach Ministerstwa Spraw Zagranicznych pojawiła się lista 57 instytucji, które ze środków publicznych będą w 2019 r. realizować działania z zakresu dyplomacji publicznej. W założeniu wizerunek Polski można wzmacniać nie tylko przez oficjalne wizyty polityków i dyplomatów, lecz także przez działania skierowane do masowego odbiorcy i środowisk opiniotwórczych. Wśród dofinansowanych projektów znajdują się m.in. obchody 30-lecia polsko-niemieckiej Mszy Pojednania w Krzyżowej, festiwal muzyczny One Caucasus z udziałem polskich artystów organizowany na pograniczu gruzińsko-armeńsko-azerskim czy promocja polskiej branży gier komputerowych na międzynarodowych festiwalach. W związku z napięciami na linii Polska – Izrael część środków trafiło do specjalnej puli tematycznej „Polacy i Żydzi – wspólne dziedzictwo i przyszłość” .
Budżet działań w ramach konkursu „Dyplomacja publiczna 2019” wynosi 5 mln zł. To niewiele, biorąc pod uwagę, jak często przedstawiciele polskiego rządu akcentują potrzebę wzmacniania polskiego wizerunku za granicą i jak bardzo krytyczne są zachodnie media wobec działań Prawa i Sprawiedliwości, co często przekłada się na negatywne postrzeganie całego kraju. Biuro Rzecznika Prasowego MSZ tłumaczy nam, że obecna wysokość budżetu konkursu to wynik zmniejszenia funduszy na sprawy zagraniczne w budżecie państwa. – Tym samym zaistniała konieczność rozdysponowania przyznanego budżetu na działania służące wzmacnianiu pozytywnego wizerunku Polski za granicą w sposób jak najbardziej skuteczny, w tym przekazanie środków na działania realizowane bezpośrednio przez placówki zagraniczne – informuje Biuro.
Ograniczone fundusze to jednak nie wszystko. Przedstawiciele organizacji, z którymi rozmawiał DGP, zgłaszają kolejny problem, który utrudnia im działalność. – Sugerowalibyśmy MSZ, żeby uwzględnił możliwość wydłużenia czasu na realizację projektów – mówi Przemysław Barański, członek zarządu Instytutu Wolności. – My w Niemczech zajmujemy się budowaniem kontaktów pomiędzy ekspertami i liderami opinii publicznej. To długotrwały proces, który trudno zamknąć w 9 miesiącach. Chcielibyśmy, żeby takie projekty trwały 2 albo 3 lata, oczywiście z zachowaniem corocznej sprawozdawczości – tłumaczy Barański. Instytut Wolności otrzymał ze środków MSZ 91 tys. zł na realizację projektu „Polska – Niemcy, partnerstwo dla rozwoju”.
– Ramy, które narzuca MSZ, to katastrofa – mówi anonimowo przedstawiciel innej organizacji, która otrzymała dofinansowanie. Rozmówca tłumaczy, że tylko w treści regulaminu organizacje mają na swoje działania 9 miesięcy, tzn. od kwietnia do listopada. W praktyce termin ogłoszenia wyników przeciąga się, tak samo, jak podpisanie umów i przelew środków na konta organizacji. MSZ kontruje, że tegoroczne opóźnienie jest związane z „wydłużeniem prac komisji konkursowej z uwagi na konieczność oceny dużej liczby ofert złożonych w konkursie”. Biuro rzecznika dodaje, że podpisanie umów oraz przelewanie środków odbywa się zgodnie z terminami zapisanymi w regulaminie. Nie zmienia to faktu, że projekty startują często dopiero w czerwcu. Na realizację złożonych, prowadzonych za granicą działań zostaje zaledwie pół roku.
W ostatnich latach konkurs wzbudzał dużą uwagę, gdyż rosła ilość dofinansowanych działań o tematyce historycznej i patriotycznej, które realizowały organizacje blisko współpracujące z partią rządzącą. Ten partyjny przechył był łączony z osobą Jana Dziedziczaka, polityka PiS, który od 2015 r. pełnił w MSZ funkcję sekretarza stanu. To jemu podlegała dyplomacja publiczna aż do odwołania rok temu. Na tegorocznej liście dofinansowanych projektów znalazły się organizacje sympatyzujące zarówno z rządem, jak i opozycją, a większość stanowią niepowiązane politycznie podmioty specjalizujące się w swoich dziedzinach.