- Czy dla Polski byłby lepszy rozpad naszego obozu? Mają wrócić platformersi z Nowoczesną z Wilanowa i znowu ludzie mają klepać biedę. To są mocne słowa, ale na portfelu rodzina się kończy - mówi Tadeusz Cymański w rozmowie z Magdaleną Rigamonti.
/>
Boże Święty, do czego to doszło.
O tych barierkach wokół Sejmu pan mówi?
Takie mamy państwo. Jeszcze płot chcieli robić. Kiedy byłem chłopakiem, pamiętam, w „Trybunie Ludu” było napisane: „Kryzys w PZPR, demokracja wewnątrzpartyjna”.
Porównuje pan do dzisiejszej sytuacji?
Do niczego nie porównuję. Tak mi się przypomniało, jak te zasieki zobaczyłem. Nie jestem politologiem, pochodzę z małego miasteczka i teraz zrozumiałem, że to jest wiecznie żywe.
Kryzys i demokracja?
Oderwanie od mas przede wszystkim. I schlebianie masom.
Przecież to właśnie robicie.
To pani powiedziała. Powtórzę za swoim dowódcą: vox populi, vox Dei. Stare takie, łacińskie. Dokąd idziemy? Pani idzie, a ja jak ten... To jest właśnie siła kobiety. Jeden włos białogłowy mocniej ciągnie niż para wołów. Proszę, tędy wejdziemy do budynku Sejmu.
Koło nowej tablicy. Mnie nie wpuszczą.
Podobno jest większa niż papieska.
Widział pan?
Proszę pani, my umrzemy, a przysłowia wiecznie będą żyły.
Tylko jakie tu pasują?
Wiele można dopasować. Wierzę w naród. Naród rozumie, widzi, wszystko widzi. Poza tym, należy tak czynić, jakby sobie życzyli ci, których już nie ma. Czyli krótko mówiąc, co by powiedział Lech Kaczyński na to, co się teraz w kraju dzieje. Pamiętam, że kiedy startował w wyborach prezydenckich, mówił, że Polska jest teraz inna, że dokonaliśmy ogromnego postępu.
Dlaczego więc politycy PiS mówili przed wyborami o Polsce w ruinie?
Proszę dać dokończyć. Lech Kaczyński mówił, że transformacja dokonała się w taki sposób, że potężna część społeczeństwa czuje się zmarginalizowana. Mówił, że jeśli zostanie prezydentem, to zrobi wszystko, żeby te kontrasty zmniejszyć i żeby ci, którzy zostali zmarginalizowani, partycypowali w owocach wzrostu...
Dlaczego ta tablica jest taką tajemnicą?
Nie mam odpowiedzi na wiele pytań. Od początku nie było na jej temat pełnej informacji. To jest problem, który nas bardzo trapi.
W klubie PiS?
Nie, w ogóle. Jakaś tajemnica, dyskrecja, a przecież tu nie ma nic do ukrywania. Przeciwnie – trzeba obwieścić, zademonstrować, poinformować, doinformować nawet. Zwłaszcza dziennikarzy, oni lubią takie pieszczoty.
Stoją przed Sejmem, nie zostali wpuszczeni na odsłonięcie tablicy.
Istnieje coś takiego jak dziewiczość spojrzenia, więc może ważne, czyj wzrok pierwszy spojrzy...
O wzroku dyktatora pan mówi?
Co do dyktatora, to tak, tak właśnie powiedziałem o Jarosławie Kaczyńskim.
„Bardzo szanuję Kaczyńskiego, to nieprzeciętny i wybitny polityk, ale ta autokracja i dyktatura...” – w 2011 r. pan tak mówił.
Kiedyś mówiłem, że nie mogę w PiS wytrzymać, że ten zamordyzm, ta dyktatura. Mówiłem też, że gdyby PiS prowadził politykę, o której marzyłem, politykę socjalną, wspierającą biednych, to mógłbym się na wszystko inne zgodzić. Wtedy PiS jej nie prowadził, a teraz tak. Prawda jest córką czasu i dzisiejszy PiS dokonał zwrotu. Powiedziałem, że jeśli będziemy pomagać ludziom, to ja zacisnę zęby i będę wszystko przyklepywał. Platforma nie ma brody, ale gdyby miała, to plułaby sobie w tę brodę. Bo oni mówili, że wszystko dla dzieci. Oprócz pieniędzy. Moją mein kampf, moją walką, moją obsesją, zawołaniem bitewnym jako socjalisty było działanie na rzecz tych, którym brakuje. Również tych dzieci, które są chore, niepełnosprawne.
Niedawno obcięto dofinansowanie do pieluch dla dzieci niepełnosprawnych.
Proszę sprawdzić zapisy moich wystąpień, zawsze mówiłem o oskładkowaniu wszystkich dochodów. I nagle, ku mojemu zaskoczeniu, za naszych rządów, kiedy premierem jest Mateusz Morawiecki, to się dzieje. Oczywiście nikt nie chce płacić. A najbogatsi najbardziej. Ale muszą, bo jest coraz więcej ludzi starych i nimi państwo się będzie musiało zająć.
Będzie też się rodzić coraz więcej dzieci chorych, jeśli całkowicie zakażecie aborcji.
Postawiłem jeden warunek, jeśli nie zostanie spełniony, będę głosował przeciw ustawie zakazującej aborcji. Uważam, że w przypadku ciąż, kiedy dziecko jest bardzo chore, ma bezocze, bezmózgowie, rybią łuskę, wady letalne, państwo musi dać gwarancję przejęcia opieki na tym dzieckiem. Okrucieństwem jest wymagać urodzenia i jeszcze zajmowania się nim.
Okrucieństwem jest także wymaganie urodzenia.
Heroizm nie może być z paragrafu, tylko z wyboru. Heroizmem jest opieka nad takim dzieckiem. I w kwestiach moralnych zdaję się na sumienie, a nie na partię.
Posłanka PiS Krystyna Pawłowicz powiedziała na temat jednej z ustaw, że co prawda jest ona niezgodna z Konstytucją, ale dla dobra partii ją poprze.
Partia jak matka. Jednak diabeł tkwi w szczegółach.
Co pan robi w tym PiS?
Kiedyś tu, w Sejmie, wiele lat temu, spotkałem prof. Andrzeja Zolla. Stał z panią Ireną Koźmińską, która robiła piękną akcję „Cała Polska czyta dzieciom”. Profesor powiedział, że ceni moje zaangażowanie w sprawy społeczne i zastanawia się, co ja w tej partii robię. Poprosiłem, żeby szczerze mi powiedział, do jakiej partii powinienem się zapisać.
I to jest też odpowiedź na moje pytanie?
Prof. Zoll nie znalazł odpowiedzi. Oczywiście, alternatywą jest rezygnacja. Jednak dziś PiS robi taką politykę, o jakiej zawsze marzyłem. Mamy państwo, które walczy z kontrastami, pomaga rodzinie.
Panie pośle, już prawie nikt nie jest przeciwny 500+.
Od 1997 r. mówiłem, że trzeba pomóc rodzinom, bo wiem, jak ciężko było w moim domu. W zmierzchu mojej drogi politycznej jest walczyć o małych Tadków Cymańskich. I miarą zawsze jest dla mnie dochód na osobę.
Czyli tylko biednym chce pan dawać?
Polska nie jest tak bogata, żeby dawać wszystkim. Dla tych Tadków jestem w stanie poświęcić wiele, a nawet przełknąć to, co mi się nie podoba.
Ale co pan może w tej partii?
W tej sprawie mogę sporo. Moje życie to pomaganie najsłabszym. Już kiedyś opuściłem PiS i pamiętam, co powiedziałem o dyktaturze. I w tej kwestii nic się nie zmieniło.
Jest dyktatura?
Jarosław Kaczyński wypracował sobie ogromną pozycję.
Również na Smoleńsku.
Spokojnie, nie na zamachu i nie na krwi. Przez wiele lat był cierpliwy, budował. Komuś się nie podoba, może z partii wyjść. Myśmy sobie zbudowali inną – Solidarną Polskę.
Słabiutką.
Tak jak słabiutka była partia Jarosława Gowina, Kazimierza Michała Ujazdowskiego, Marka Jurka.
I dlatego wszyscy, oprócz Ujazdowskiego, jesteście teraz w PiS.
Tak, ze względów racjonalnych. Trzeba patrzeć chłodnym okiem, bo kto obraża rozum, źle kończy.
Właśnie.
Czy dla Polski byłby lepszy rozpad naszego obozu? Mają wrócić platformersi z Nowoczesną z Wilanowa i znowu ludzie mają klepać biedę? To są mocne słowa, ale na portfelu rodzina się kończy. Kiedyś usłyszałem od jednego człowieka: niech nawet diabeł rządzi, byle dobrze było. Miarą demokracji w państwie nie jest to, czy jakiś przywódca jest miękki czy twardy, tylko czy rodzina jest zaopiekowana. Grzegorz Schetyna o tym nie myśli. Robert Winnicki ładnie o nim powiedział, że jest zbyt cwany, by stracić władzę w partii, ale za słaby, by wygrać wybory. Nie jestem bezkrytycznym fanem Jarosława Kaczyńskiego, ale wiem, że on myśli socjalnie.
W 2019 r. wraca Donald Tusk...
I nie obawiam się debaty. Nie jest sztuką krytykować, sztuką jest proponować i wcielać to w życie. A co do dyktatury... To jeśli dyktator to ten, który dyktuje albo ma ogromny wpływ, to tak – Jarosław Kaczyński jest dyktatorem.
Jeśli nie ma demokracji w partii, to nie będzie demokracji i w Polsce.
Jest demokracja. Głosujemy.
Za ustawą degradacyjną, za dezubekizacyjną.
Przy głosowaniu nad ustawą dezubekizacyjną wstrzymałem się od głosu. Prosiłem o łaskę odwagi, by być przeciw, ale Bóg mnie nie wysłuchał i dał mi łaskę wstrzymania, za co do dzisiaj muszę się tłumaczyć. Sprawiedliwość polega na tym, że nie ma odpowiedzialności zbiorowej, tylko indywidualna. Każdy człowiek ma prawo do obrony. W Norymberdze nawet zbrodniarze mieli swoich obrońców.
To również tłumaczy, dlaczego pan jest politykiem bez przydziału. I bez wpływu.
Pani Magdaleno, alternatywą było w ogóle odejść. Syn już kilka razy mówił: tato, rzuć to wszystko, chodź do mnie, do firmy, będziesz jeździł, zajmiesz się marketingiem, wszyscy cię znają... Kardynał Ratzinger powiedział: im knotek życia krótszy, tym wiara łatwiejsza. Moja odwaga jest tania. Bo odwaga jest tylko, kiedy jest ryzyko. Nigdy nie byłem bohaterem, nigdy nie byłem człowiekiem tak odważnym, jakim chciałbym być, ale zawsze, przez te 20 lat, szczerze się wysilałem, żeby nie być tchórzem. Jeżeli mi się zdarzało, a może dzisiaj nawet zdarzy, troszeczkę wychylić, to na bezrybiu i rak ryba.
Tak pan myśli o swoim środowisku politycznym?
Mam 63 lata. Myślę, że kiedy będę już bardzo stary, to przynajmniej będę miał satysfakcję, że nie byłem tchórzem, że nie przytakiwałem, nie przemilczałem, że nie byłem nadgorliwy. Bo jak wiadomo, nadgorliwość gorsza od faszyzmu. Kiedyś, ponad 20 lat temu, kiedy wstępowałem do SKL, Mirosław Styczeń powiedział o mnie publicznie: Tadek Cymański często mówi to, co inni boją się nawet pomyśleć. Zrozumiałem, że to nie było o mojej odwadze, tylko o nędzy innych...
Pan jest socjalistą, bolszewikiem nawet.
Jestem. Pochodzę z biednej rodziny. Tata pracował, mama prowadziła dom, była z nami, uczyła nas, mówiła, co jest dobre, a co złe. Była bieda, ale nie nędza. Pamięta pani, co powiedział Stefan Niesiołowski o mirabelkach i szczawiu? To u nas, w Nowym Stawie, żadna mirabelka nie zdążyła spaść z drzewa... Teraz przeżywam rozkosz, chwilami nawet, nie chcę porównywać tego do orgazmu, ale powiem, że to ekstaza socjalistyczna, kiedy widzę, co się w Polsce dzieje i co się jeszcze będzie działo w kwestiach socjalnych, pomocy ludziom biedniejszym, co się dzieje dzięki 500+.
Z posłem Stanisławem Piotrowiczem znajduje pan wspólny język?
Trochę mnie krępują pani pytania, bo korci mnie, żeby powiedzieć, co myślę, ale jednak się powstrzymuję. Jestem pokorny. Staram się być. Widziała pani, że po 20 latach posłowania, ja, wiceprzewodniczący klubu PiS, byłem przećwiczony przez sejmowych strażników i pokornie się podporządkowałem.
Upokarzające to było.
Niby żartuję, a to naprawdę było trochę upokarzające. Jestem jednak żołnierzem, no, może oficerem Jarosława Kaczyńskiego, weteranem walk.
Który minister?
Czyli działa. Nabrała się pani. Lubię żartować. Uważam, że życie jest tak krótkie... Kiedyś ktoś mi powiedział: Tadek, jak chcesz podnieść rangę i zrobić przyjemność gościom, to odbierając telefon, udaj, że to minister. Bóg ci wybaczy. A nigdy, że prezydent, bo za gruba nitka.
W „Misiu” Stanisław Tym udawał, że rozmawia z Romanem Polańskim.
Mówiliśmy o Jarosławie Kaczyńskim.
Autoryzujemy ten wywiad?
Pani i inni dziennikarze wiedzą, czego mi nie wolno i nie mogę powiedzieć.
Czego panu nie wolno?
Obraziłbym pani inteligencję. Może nie tyle nie wolno, bo mogę wszystko powiedzieć, natomiast rozum, krytyczny umysł i mądrze rozumiana lojalność na froncie każą mi trzymać język za zębami.
Mówi się, że prawda nas wyzwoli.
Gdybyśmy w polityce, w której obowiązuje zasada, że to przeciwnik wybiera broń, mówili wszystko i do końca publicznie, to nie byłaby to polityka. Zwłaszcza mam na myśli mówienie o dużych błędach.
Takich jak nagrody dla ministrów rządu Beaty Szydło?
Uważam, że Jarosław Kaczyński miał rację, mówiąc o premiach, że to żaden skandal.
Najpierw kazał pokazać Szydło pazurki, a potem, gdy się wystraszył reakcji społeczeństwa, rzeczniczka partii przekonywała, że wywiad na wPolityce.pl został zmanipulowany.
Wierzę, że powiedział o tych pazurkach.
Dziwię się więc, że dziennikarze z wPolityce.pl nie zareagowali na oszczerstwa.
Może siądziemy w saloniku prasowym. Są wszystkie gazety.
„Gazety Wyborczej” nie ma.
Ostatnio znalazłem „Wyborczą” w Telewizji Republika. Ucieszyłem się, bo ja zaczynam lekturę od „GW”. Muszę wiedzieć, co piszą u wroga, czym się żywią ludzie. Kawy się teraz napijemy. Z ekspresu prawdziwego. Zaraz pani powie, że za pieniądze podatników. Więc uprzedzę: tak, za pieniądze podatników.
W telewizji pana nie będzie widać.
To nie jest najważniejsze. Będę z moimi przyjaciółmi zabezpieczał tyły.
Nie chcę się pan pokazywać z prezesem Kaczyńskim, z jego przybocznymi?
Nie, nie zajmuję się takimi sprawami. Myślę o tym, co się działo w Smoleńsku, co potem. Przecież znam Ewę Kopacz tyle lat, z Sejmu głównie. To, co ona powiedziała, że każdy kawałek ziemi został przekopany w Smoleńsku, świadczy o tym, że mówiła cynicznie. Przecież to widziała, a więc również wiedziała, że to ściema i nieprawda. Dziwię się, że potem, w obliczu faktów, nie przeprosiła. Moja matka nas wręcz tresowała do przeprosin. Przeprosiny to śmierć pychy żywota.
Może dlatego w PiS nikt nie przeprasza.
My, ludzie, wszyscy ludzie, przepraszać nie lubimy. Zawsze przecież jest, że to nie ja zawiniłem, tyko ty, to nie my, tylko wy. Przeprosiny są w zasadzie wbrew naturze, bo natura to ja. Chcemy jeść, posiadać, rozkoszy, chcemy pognębienia przeciwników. No ale można wyrazić ubolewanie, powiedzieć, że przykro, cofnąć się o pół kroku. Konferencja prasowa, spokojne wyjaśnienie sprawy, wytłumaczenie, że premier Szydło nie kierowała się złymi intencjami. Przecież to nie były żadne kradzione czy nielegalne pieniądze. Może wystarczyło przeprosić, że nie ogłoszono oficjalnie informacji o nagrodach. Choć z drugiej strony, dopiero jak się człowiek znajdzie w konkretnej sytuacji, wie, jakby się zachował, co by powiedział.
W PiS nikt tak nie robi, nikt nie mówi, że wyraża ubolewanie.
Kto wie, czy nie zapłacimy za to pewnej ceny.
Za butę?
Nie nazywałbym tego butą.
Najpierw to kazanie o przeprosinach...
Wiem, że to tak brzmi konfesyjnie. Kiedyś byłem ministrantem.
Mama chciała, żeby został pan księdzem.
Ale powiedziała mi już o tym po moim ślubie. Wiedziała, jaki mam stosunek do płci nadobnej. Uważam, że ludzie, którzy wiedzą, że mogliby mieć problem z celibatem, nie powinni zostawać księżmi. Choć dość często mi się zdarza usłyszeć, że mówię jak ksiądz, że powinienem był zostać księdzem.
Albo przynajmniej nauczać partyjnych i klubowych kolegów.
Nie ma na to otwarcia. Nie tylko w PiS czy w SP, ale w ogóle. Ludzie nie chcą słuchać. Nie chcą też mówić. Może przy wódce. Dlatego bulwersujące, wstrętne, ale jednocześnie prawdziwe, szczere były rozmowy z restauracji Sowa i Przyjaciele, bo były prowadzone przy wódce, winie albo innych trunkach. Radosław Sikorski miał rację, mówiąc, że sojusze są niewiele warte, szkodliwe. Zgadzam się z nim, że są niewiele warte, że zwodnicze, że dają tylko poczucie bezpieczeństwa.
Wyrzucą pana z PiS.
Jestem w Solidarnej Polsce. Należę do klubu PiS. I nigdzie się nie wybieram.
Kiedyś prezes Kaczyński mówił o internautach pijących piwo i oglądających filmiki.
To było w kontekście głosowania w wyborach przez internet. Dym się wtedy zrobił straszny. Jechano po nas jak po łysej kobyle. Naradzano się, kto pójdzie do prezesa i powie Jarkowi, że to był błąd. Poszedł Adam Lipiński.
Bo on ma poważanie.
Właśnie, ma poważanie. I często wybiera milczenie.
Dlatego zniknął. Mądrych w PiS odsuwają.
To nieprawda, że człowiek jest kowalem własnego losu. Ludzie, którzy nas otaczają i kształtują, mają wpływ na nasz los. Gdyby nie moja mama, której zawdzięczam najwięcej, to kim bym był?
Wy tu w Sejmie wszyscy jesteście oderwani od rzeczywistości.
Nie, nie jesteśmy. Nie wszyscy, w każdym razie. Powiedziałem ostatnio Robertowi Felusiowi, naczelnemu „Faktu”, że to on jest niekoronowanym premierem. Platforma się bała podać go do sądu, SLD się bało i my się boimy. Kto wie, czy za katastrofę w Smoleńsku nie odpowiada właśnie dziennik „Fakt” i ludzie, którzy za nim stoją. Przecież Tu-154 nazywany był Trupolewem i przed 2010 r. mówiło się o naglącej potrzebie wymiany rządowych samolotów. Jednak w „Fakcie” podnoszono larum, że to fanaberie władzy, że drogo strasznie. Pamiętam, jak rozmawiałem z Olkiem Szczygłą, który potem zginął w Smoleńsku. Mówiłem: weźcie, zróbcie coś z tymi samolotami. Leszek Miller powiedział przecież, że jak nie zrobicie tego, to się spotkamy na dużym, pięknym pogrzebie... Prorocza wypowiedź. Olek wtedy na to: Tadek, ja bym kupił, ale nas r...ą w „Fakcie” i „Super Expressie”... Siostra rodzona do mnie mówi: cwaniaczku, nie chwaliłeś się, że możesz w Sejmie wziąć kredyt 25 tys. zł na jeden procent. Patrz, tu jest to napisane, w „Fakcie”. Manipulacja, bo to zakładowy fundusz socjalny, ale w świat poszło, szkodliwość społeczna ogromna.
Bo przez pieniądze słabniecie w sondażach i prezes Kaczyński zarządza, że posłom zabierze 20 proc. pensji.
Dobrze, że za miesiąc nie ma wyborów.
Bo byście nie wygrali.
Ktoś powiedział, że jak się bawić, to się bawić, i pensja poselska będzie średnią krajową. Może nawet parlament powinien być działalnością wolontariacką.
Pan tak może mówić, bo pan przez pięć lat zarabiał 40 tys. zł miesięcznie w Parlamencie Europejskim.
Proszę uczciwie powiedzieć, czy sądzi pani, że taki wolontariat spotkałby się z dezaprobatą społeczną.
Wychowujecie tak społeczeństwo. Sam pan mówił o PO, kiedy przejmowaliście władzę: w tej chwili operacja odcinania ryja od koryta jest strasznie bolesna i wielu się broni, słychać kwik.
Prezes Kaczyński mówił, że do polityki się nie idzie dla pieniędzy.
Można tak mówić, jak się nie ma rodziny i potrzeb.
W 1997 r. kończyłem drugą kadencję bycia burmistrzem Malborka. Przyszło do mnie dwóch działaczy i mówią: Tadek, startuj do Sejmu. Miałem czworo dzieci, żona nie pracowała i była przeciwna. Wiedziała, że w ten sposób jako ojciec okradnę dzieci z czasu, bo miłość to obecność. Moją pensję burmistrza dzieliłem przez sześć i pensję posła też musiałem właśnie tak dzielić. Mówi się: cnota albo pieniądze, ale w tym świecie bez pieniędzy trudno o cnotę. Czy ja byłem człowiekiem chciwym, materialistą, czy takim, który się sprzedał?
Próżność jest jeszcze.
Prestiż. Bycie posłem to prestiż. Policzyłem sobie nawet, że jeden poseł przypada na 80 tys. ludzi. Oprócz prestiżu, była jeszcze możliwość wpływania na losy Polski. A do tego dochodziły względy materialne i wcale się tego nie wstydzę, nie uważam za nic nagannego. Są w Sejmie posłowie, dla których ta pensja poselska jest jedynym dochodem.
Może ktoś powinien pójść, może znowu Adam Lipiński do prezesa, i mu o tym powiedzieć.
Odbiór społeczny jest taki, że rządzą nie wiedza, a wyobrażenia.
A prezes Kaczyński rządzi tymi wyobrażeniami.
Mam nadzieję, że te decyzje, które zapadły na Nowogrodzkiej, zostały przeanalizowane, zostały wzięte pod uwagę różne aspekty.
I że jednak minister Elżbieta Bieńkowska miała rację, kiedy mówiła, że praca w ministerstwie za 6 tys. zł to za mało.
Miała rację.
I premier Szydło, krzycząc, że pieniądze się należały politykom, ministrom, wiceministrom, też miała rację.
Miała. Co do Beaty, to jestem mentalnie z nią. Jest dziewczyną dobrą, uczciwą. Przeszła straszny magiel, oddając władzę Morawieckiemu, zniosła to godnie. Dziękowałem jej kwiatami w Sejmie, bo to przy niej była ogromna część sympatii i wśród elektoratu, i tu, w Sejmie. Premier Morawiecki nie ma takiego zakorzenienia w elektoracie. Teraz zrobiono z Beaty korkociąg po akcji z premiami. Byłem w tym z nią. Natomiast podejrzewałem, że taka szczera prawda w polityce jest bardzo różnie odbierana. Tu też decydują wyobrażenia i emocje. Proszę sprawdzić, ile w tej sprawie dezinformacji.
Przede wszystkim w telewizji publicznej.
Na pewno też. A przecież ignorancja jest siostrą populizmu. Poza tym wiele milionów Polaków zarabia poniżej 2350 zł miesięcznie na rękę, więc trzeba myśleć o nich, tłumacząc, dlaczego ministrom i wiceministrom zostały przyznane pieniężne nagrody. Oczywiście pieniądze są zwykle trefnym tematem... Widzę teraz te czarne billboardy zrobione przez Platformę, te teksty: oddajcie kasę... Trafili w nasze miękkie podbrzusze.
Sami się trafiliście.
Tego się bronić nie da. W polityce brakuje odwagi. Mnie się dziś wygodnie mówi, bo dzieci już poszły na swoje, jestem przed emeryturą, bezpiecznie.
Czyli wyszło na to, że minister Elżbieta Bieńkowska miała rację, kiedy mówiła, że praca w ministerstwie za 6 tys. zł to za mało? Miała rację. I premier Szydło, krzycząc, że pieniądze się należały, też miała rację? Miała.
Tadeusz Cymański poseł Solidarnej Polski (od 2012 r.), wcześniej należał do Prawa i Sprawiedliwości