Liderzy węgierskich partii opozycyjnych uznali wysoką frekwencję w niedzielnych wyborach parlamentarnych za obiecujący znak. O godz. 13 frekwencja wyniosła rekordowe 42,32 proc.

„Wysoka frekwencja to bardzo dobra wiadomość, głównie dla tych, którzy chcą zmian, gdyż wedle naszej wiedzy ludzie pragnący zmian są na Węgrzech w większości. Niejasne było tylko to, czy pójdą zagłosować” – powiedział kandydat na premiera Węgierskiej Partii Socjalistycznej i partii Dialog Gergely Karacsony.

Do tej pory najwyższą frekwencję od zmiany ustrojowej na Węgrzech zanotowano w 2002 r. O godz. 13 wynosiła wtedy 40,19 proc., a ostatecznie - 70,53 proc.

Zdaniem Karacsonya wysoka frekwencja to krytyka systemu zbudowanego przez premiera Viktora Orbana oraz prezydenta Janosa Adera, który powinien był zachęcać do udziału w głosowaniu.

Także lider Koalicji Demokratycznej, b. socjalistyczny premier Ferenc Gyurcsany uznał wysoką frekwencję za zapowiedź zwycięstwa opozycji i wyraził nadzieję, że od poniedziałku opozycja będzie miała już nowe zadanie: rozpocząć przygotowania do tworzenia rządu.

Po oddaniu głosu w wyborach ocenił, że sondaże przeszacowywały poparcie rządzącego Fideszu i po wyborach „w sensie politycznym” będzie on w mniejszości.

Również lider skrajnie prawicowej niegdyś partii Jobbik, która od kilku lat przemieszcza się coraz bardziej w stronę centrum, Gabor Vona ocenił, że wysoka frekwencja zwiększa szanse zmiany rządu, i zaapelował o pójście do urn oraz zagłosowanie na jego partię, aby „nasza ojczyzna byłą wolnym, dostatnim, szczęśliwym i spokojnym krajem”.

Po oddaniu głosu w Gyoengyoes (80 km na północy-wschód od Budapesztu) Vona wyraził przekonanie, że obecne wybory przesądzą o przyszłości Węgier na dwa pokolenia, a stawką jest to, „czy będziemy krajem emigracyjnym, czy też nie”.

Dodał, że po wyborach Jobbik będzie skłonny współpracować z partią Polityka Może Być Inna (lewicowo-ekologiczną), z liberalnym Ruchem Momentum i „nowymi partiami” na rzecz budowania Węgier XXI wieku.

Na Węgrzech nie obowiązuje cisza wyborcza, kampanii nie można prowadzić jedynie w promieniu 150 m od lokali wyborczych.

Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska (PAP)