Opinia dotycząca Amber Gold nigdy nie powstała, gdyż nie przekazano dokumentacji niezbędnej do jej stworzenia - mówił w środę przed komisją śledczą Roman Gierszewski, biegły powołany w 2011 r. do sporządzenia opinii. Taka opinia - dodał - mogłaby powstać w ciągu czterech miesięcy.

Gierszewski został wyznaczony jako biegły do sprawy Amber Gold w lutym 2011 r., gdy dochodzenie w tej sprawie nadzorowała Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz, zaś referentem sprawy była prok. Barbara Kijanko. Dochodzeniem zajmowała się zaś policjantka Katarzyna Tomaszewska-Szyrajew. W związku z - jak uzasadniła prokurator referent - przedłużaniem się opracowania opinii, w maju 2011 r. zawiesiła ona postępowanie w sprawie Amber Gold, którą prokuratura zajęła się w grudniu 2009 r. po złożeniu zawiadomienia przez Komisję Nadzoru Finansowego.

Świadek mówił, że na przełomie marca/kwietnia 2011 r. otrzymał od policjantki cztery tomy akt, a później, chyba w listopadzie 2011 r. jeszcze "szczątkowe dokumenty, które zabezpieczyła u szefa Amber Gold". Gierszewski podkreślał, że do sporządzenia opinii potrzebuje pełnej dokumentacji, a takiej nigdy nie otrzymał. Zaznaczył, że na piśmie określił, jakie dokumenty są potrzebne i przekazał to pismo prokuraturze.

Stwierdził, że nie mając takiej dokumentacji, nie podjął żadnych czynności w związku z opinią. Nie mając dokumentów - mówił - nie myślał o sporządzeniu opinii. "Nie wykonałem, bo nie było z czego" - stwierdził. Gierszewski powiedział też, że zaangażowany był na tyle, na ile mógł być - wraz z policjantką prowadzącą dochodzenie był na rozmowie w siedzibie Amber Gold i sporządził na piśmie wykaz potrzebnej mu dokumentacji firmy. Mówił, że przekazane mu akta, zwrócił w grudniu 2011 lub styczniu 2012 r., bo poprosiła o to prokurator referent.

Jarosław Krajewski (PiS) pytał Gierszewskiego, czy Kijanko przekazując postanowienie o powołaniu na biegłego wydała mu zalecenia, co do sposobu sporządzenia opinii. "Żadnych wytycznych nie było" - odpowiedział świadek. Krajewski dopytywał też, w jaki sposób został ustalony termin na sporządzenie opinii - do 30 maja 2011 r. "Czy to pan zaproponował taki termin?" - pytał.

"Ja z tym terminem spotkałem się po raz pierwszy, kiedy otrzymałem to postanowienie o wyznaczeniu mnie jako biegłego (...) i od razu przedzwoniłem do policjantki, że jest to niemożliwe, żebym to mógł wykonać w tym terminie, bo nie ma dokumentacji żadnej. Jak policjantka przekazała mi te cztery czy pięć tomów akt, to tam nie było żadnych materiałów, w oparciu o które można byłoby tę opinię sporządzić" - zeznał świadek.

Gierszewski ocenił, że wcześniej nie spotykał się z takim postępowaniem. "Jak otrzymywałem akta, to tam były dokumenty i było wyraźnie napisane w oparciu o co, co mam zrobić" - zaznaczył. "Napisałem do prokuratury, co jest potrzebne i z tego co jest potrzebne nie zostało zabezpieczone, mówiąc szczerze, nic" - powiedział.

Według niego w tym co ostatecznie zabezpieczono w Amber Gold na pewno nie było kompletnego wykazu wszystkich zawartych umów, wykazu zawartych umów na obrót i przechowywanie metali szlachetnych, ewidencji przychodu metali szlachetnych, kserokopii dokumentacji przeprowadzonych inwentaryzacji, sprawozdań finansowych za 2009, był tylko bilans i rachunek wyników. Prawdopodobnie - dodał - był wykaz wszystkich pożyczek zawartych z klientami w l. 2009-2010 i wykaz wszystkich rozwiązanych umów pożyczek, tylko nie jest w stanie powiedzieć, czy były one kompletne.

Podkreślił, że obowiązek zabezpieczenia dokumentacji nie spoczywał na nim, tylko na policji. Mówił, że gdy pod koniec 2011 r. lub na początku 2012 r. oddawał akta, były to cztery tomy otrzymane kilka miesięcy wcześniej od policjantki oraz "te szczątkowe dokumenty, które zabezpieczyła u szefa Amber Gold".

Świadek zapytany został o to, że prok. Piotr Gronek zastępujący czasowo Kijanko, zeznał przed komisją, że zanim odebrał on akta sprawy na początku stycznia 2012 r. biegły powinien był sporządzić kserokopie materiałów albo wystąpić do policjantki, by sporządziła kopie akt i że nie do zaakceptowania jest sytuacja, że biegły nie ma kopii akt i nie interesuje się opinią przez trzy miesiące.

Gierszewski podkreślił, że pracuje tylko na oryginałach dokumentów. "Jeżeli występowały kopie w aktach sprawy - to tak. Ale ja sam nigdy, bo mnie nie wolno robić kopii, to byłoby przekazywanie informacji przecież. Nawet gdyby prokuratura zrobiła kserokopie, to i tak tam nie było materiałów do sporządzenie opinii" - dodał.

Świadek mówił, że akta sprawy otrzymał od policjantki na przełomie marca i kwietnia 2011 r. Poseł Tomasz Rzymkowski (Kukiz'15) przedstawił mu pokwitowanie odbioru przez niego akt noszące datę 30 listopada 2011 r. i spytał, czy pamięta taką sytuację. "Jest mój podpis, co prawda niezbyt czytelny, ale ja sobie tego za bardzo nie przypominam" - powiedział Gierszewski.

Rzymkowski zwrócił uwagę, że to pokwitowanie zostało wystawione dzień po tym, gdy gdańska prokuratura okręgowa została powiadomiona przez Prokuraturę Generalną, że wpłynęło pismo od szefa KNF - zawierające krytyczne uwagi o postepowaniu ws. Amber Gold prowadzonym przez prokuraturę rejonową we Wrzeszczu. Przytoczył też fragment pisma ówczesnej szefowej prokuratury rejonowej Marzanny Majstrowicz do prokuratora okręgowego w Gdańsku z 3 stycznia 2012 r., w którym stwierdza ona m.in. że "wstępnie planowany czas wydania opinii przez biegłego uległ wydłużeniu z uwagi na przyjętą przez biegłego metodologię przygotowania materiałów źródłowych, z którymi biegły zapoznał się w siedzibie firmy Amber Gold. Aktualnie biegły wskazał, iż opinia zostanie wykonana na koniec stycznia 2012 r., początek lutego 2012 r."

Rzymkowski stwierdził, że wynika z tego, że biegły miał teraz w ciągu miesiąca przygotować opinię. "Nie miałem akt" - odpowiedział Gierszewski. Na uwagę, że jest pokwitowanie odbioru akt z 30 listopada 2011 r., świadek powtórzył, że takiego faktu nie pamięta.

Mówił, że miał akta otrzymane na początku od policjantki i te akta zwrócił, gdy prokurator referent o to poprosiła. Dodał, że zwrócił te akta w grudniu 2011 r. lub w styczniu 2012 r. i że przekazywał je osobiście Kijanko i ona na pewno musiała odbiór pokwitować. Powiedział, że w aktach "były te cztery tomy, które były mu przekazane plus było w tych aktach to, co pani policjantka mu przekazała z Amber Goldu".

Świadek zeznał też, że w początkowym okresie po powołaniu go na biegłego był w siedzibie Amber Gold, żeby - jak mówił - "zorientować się, jak to w ogóle wygląda". "Pojechaliśmy na miejsce do Amber Gold z policjantką. Okazano nam tam dokumenty dotyczące umów, to był taki segment z poukładanymi teczkami, chronologicznie prawdopodobnie. Tych umów było kilka tysięcy, z oświadczenia księgowej, z rozmowy wynikało, że w każdej teczce jest umowa i stosowne dokumenty zabezpieczające tę umowę" - powiedział świadek.

Andżelika Możdżanowska (PSL) nawiązując do tego wątku pytała, czy jakąkolwiek z tych umów miał wtedy w ręce. "Ja tych dokumentów nie dotykałem, bo one nie były jeszcze zabezpieczone" - zaznaczył świadek. "Czyli pan uwierzył na słowo, że na tym regale są umowy, które są kompletne i które musi pan zweryfikować. Czy kiedykolwiek pan te umowy otrzymał?" - pytała posłanka. "Nie, nigdy" - odparł świadek. "Czyli nigdy nie mógł pan sprawdzić, co było w rzeczywistości na tym regale i w tych teczkach?" - dopytywała Możdżanowska. "Dokładnie, nigdy" - odparł Gierszewski.

Możdżanowska zastanawiała się, ile czasu zajęłoby Gierszewskiemu przygotowanie opinii ws. Amber Gold, gdyby otrzymał potrzebną mu do tego dokumentację. "Jeżeli bym otrzymał wszystkie dokumenty, które były mi potrzebne do sporządzenia opinii, to z uwagi na ogrom (materiału - PAP), to około czterech miesięcy" - przyznał.

Na pytanie, czy w jakikolwiek sposób zgłaszał kwestię "przyspieszenia wydania tych dokumentów", odpowiedział: "W żaden sposób nie zgłaszałem. Nigdy się nie zwracałem o przyspieszenie wydania tych dokumentów". Dopytywany, czy nie czuł, że takie działanie byłoby wskazane, odpowiedział, że "ten, kto zleca tę opinię, wie, czy potrzebuje tę opinię, czy nie", a jego rolą nie jest ponaglanie ws. pozyskania dokumentacji. Zwrócił przy tym uwagę, że zarówno Tomaszewska-Szyrajew, jak i Kijanko, wiedziały o tym, że nie trafiły do niego żadne dokumenty z Amber Gold.

Odpowiadając na pytanie szefowej komisji Małgorzaty Wassermann (PiS) Gierszewski powiedział, że nie byli z policjantką w BGŻ, by zobaczyć skrytki, w których miałoby być przechowywane złoto mające być zabezpieczeniem lokat w Amber Gold. "Ale myśmy w banku nie byli" - powiedział.

Wyjaśnił, że on podczas wizyty w siedzibie Amber Gold skierował pytanie do prezesa firmy, czy będzie możliwość pójścia i zinwentaryzowania zabezpieczenia, a odpowiedź Marcina P. była taka, że jeśli prokurator wyda stosowne postanowienie, to nie ma żadnego problemu. Jak mówił, wyobrażał sobie, że jeśli on na piśmie określi, jakie dokumenty są mu potrzebne, to policjantka pojedzie i je zabezpieczy.

Zapytany, czy Kijanko zgłasza problemy w pozyskaniu tej dokumentacji, odpowiedział, że nie. Pamięta tylko, że gdy odbierał akta, które przekazała mu policjantka, stwierdziła ona wtedy od razu, że "to są niekompletne dokumenty".

Pytany przez Krzysztofa Brejzę (PO) o kontakty z Kijanko, gdyż policjantka zeznała przed komisją, że jej kontakty z prokurator referent sprawy Amber Gold były trudne, Gierszewski odparł, że nie miał z Kijanko "innej styczności jak tylko i wyłącznie w rozmowach, może była jedna, dwie telefoniczne i ten kontakt osobisty przy zdawaniu tych akt".

Wassermann pytała świadka czy poza sprawą Amber Gold spotkał się w swojej karierze z taką biernością prokuratury co do opinii, na którą oczekuje. "Nie miałem innego takiego przypadku" - stwierdził Gierszewski.

Odpowiadając na pytania posłów mówił też, że nie pamięta tego, by będąc biegłym przy sprawie Amber Gold, był też przesłuchiwany jako świadek. Dopytywany przez Elżbietę Kopcińską (PiS), kiedy i od kogo dowiedział się, że jest taka informacja, odpowiedział: "w tej chwili, mówiąc szczerze, się dowiedziałem". "Musiało tak rzeczywiście być, tylko upływ czasu spowodował to, że to..." - odparł świadek. "Ta sprawa odbiegała od wszystkich spraw, bo nie było żadnej dokumentacji. Jak ja pojechałem na policję, to być może, że tam było to przesłuchanie, w tym momencie, jak byłem tam" - dodał.

Mówił też, że jako biegły był przesłuchiwany jako świadek, "ale wtedy kiedy cokolwiek się już robiło". "A tu ja jeszcze nic nie zrobiłem. I dlatego stąd możliwe, że umknęło to mojej uwadze. Bo jeżeli ja wydaję opinię, to potem sąd mnie wzywa i przesłuchuje w charakterze świadka. I wtedy muszę się odnieść do tych wszystkich problemów" - odparł.

Witold Zembaczyński (Nowoczesna) zapytał świadka, czy szefa Amber Gold Marcina P. "prowadziła jakaś niewidzialna ręka?". "Tego nie potrafię powiedzieć" - odpowiedział Gierszewski. "Ktoś stał za Marcinem P., czy Marcin P. był słupem?" - dopytywał poseł. "Nie odpowiem na to pytanie" - odparł Gierszewski. "Uchyla się pan, czy nie ma wiedzy?" - kontynuował Zembaczyński. "Raczej się uchylam" - padła odpowiedź. "Wiedzy na pewno nie mam, ale mam swoje przemyślenia - dodał świadek.

Zembaczyński poprosił więc o podzielenie się tymi przemyśleniami. "Jeżeli chodzi o sam Amber Gold, to przecież wiadome jest, że z tej działalności, którą on prowadził, tylko z pożyczek nie mógł wypłacać takich odsetek, no bo skąd?" - mówił Gierszewski.

Wątek podniesiony przez Zembaczyńskiego kontynuowała szefowa sejmowej komisji śledczej. "Pan już zaczął ten wątek, że pan ma swoje przemyślenia w tym zakresie, kto stał za Marcinem P. (...) czy mamy to rozumieć w ten sposób, że to jest dość oczywiste dla ludzi, którzy analizowali tę sprawę, że przypadek tu jest mało prawdopodobny?". "Tak wiele ludzi sądzi" - odpowiedział Gierszewski.

Zembaczyński dopytywał, czy chodzi o kogoś "z biznesu, świata prawniczego, z polityki, z zagranicy". "Szczegółowo żeśmy tego nie rozpatrywali (...) ale (...) Na pewno wydaje mi się, że jeszcze ktoś musiał w tym uczestniczyć" - ocenił świadek.

Posłanka Kopcińska dociekała, czy "ten niestandardowy sposób prowadzenia postępowania przez prokuraturę ws. Amber Gold może w jego ocenie świadczyć o tym, co pan powiedział przed chwilą, że ktoś brał w tym udział dodatkowo?". "Kiedy pan powziął takie przypuszczenia, że może brać w tym ktoś jeszcze udział?" - pytała posłanka.

"Po wybuchu całej afery, już wtedy, kiedy w tym środowisku zaczęło się mówić (...) to był rok, ja wiem, może 2013-14 - dodał. "Mówi się, że kto za tym stoi?" - dopytywała Kopcińska. "Za panem P.? Nie potrafię jednoznacznie tak w tej chwili (...) mówi się, ale dowodów na to nie ma (...) że sam tego nie mógł po prostu zrobić" - oświadczył Gierszewski.

"A mówi się, że wymiar sprawiedliwości mu pomógł?" - dopytywała Wassermann. "To znaczy inaczej, podejrzewa się różne środowiska (...) m.in. to też" - odparł Gierszewski. (PAP)

rbk/ mja/ mww/ son/ mok/ jbr/