Gośćmi Marcina Cichońskiego w podcaście „DGPTalk Po Stronie Kultury” są Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński, czyli Maryla Szymiczkowa.

W 1903 roku wielka powódź w Krakowie i morderstwo w tle. Jak docieranie do tych opisów?

Zacznijmy od tego, że w ogóle prasa Krakowska jest bardzo dobrze zdigitalizowana. Prasa z tamtych lat. To jest kwestia praw autorskich, nie można tak zdigitalizować prasy z lat dziewięćdziesiątych, natomiast tamte dokumenty już są wolne, jeśli chodzi o prawa autorskie i faktycznie mnóstwo archiwistów, którym my za zawdzięczamy bardzo dużo, dokumentuje to. Udostępnia wszystkie te materiały w internecie. To nie jest tylko prasa Krakowska, bo o tej powodzi pisała również prasa w Królestwie Kongresowym, prasa warszawska. To faktycznie jest bardzo dobrze opisane. Ona jest nieco gorzej sfotografowana niż taka wielka powódź z lat trzydziestych. Natomiast ta powódź lat z roku 1903 ma faktycznie świetne materiały prasowe – mówi Jacek Dehnel.

No Krakowie powodzie były rzeczą normalną. Właściwie co roku była jakaś powódź. Oczywiście nie na taką skalę jak ta w 1903, ale to nie był ewenement. Powodzie się zdarzały i wszyscy na to narzekali. Wszyscy mówili, że trzeba uregulować Wisłę, że trzeba uregulować Rudawe, czyli rzeczkę płynącą przez Kraków. Faktycznie po tej wielkiej powodzi 1903 roku zebrano środki na uregulowanie Rudawy, na zakopanie jej pod ulicą Retoryka, czyli tam, gdzie dzieje się akcje naszej powieści. No i powodziami było lepiej, co oczywiście nie przeszkodziło później powodzi w latach trzydziestych – dodaje Piotr Tarczyński.

Opisujemy też, i to mamy ze źródeł, że ten Kraków zalany i Kraków suchy to były dwa zupełnie różne miasta. Mimo że Kraków nie duży, a wtedy jeszcze mniejszy. Odległości wcale nie są wielkie, to jest 300 m między Krakowem, który tonie, w którym ludzie ratują dobytek swojego życia albo go tracą a Krakowem, czyli Starym Miastem, Rynkiem, gdzie w ogóle nie przejmują powodzią, chodzą do teatru, chodzą do kawiarni i żyją – podkreśla Tarczyński.