Dlaczego ludzie wybierają roślinne zamienniki mięsa?
ikona lupy />
Karolina Kubara współzałożycielka i członkini zarządu Polskiego Związku Producentów Żywności Roślinnej / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Badania konsumenckie pokazują, że główną motywacją skłaniającą klientów do zastępowania żywności odzwierzęcej produktami roślinnymi są kwestie zdrowotne. W Polsce spożywamy za dużo mięsa, szczególnie przetworzonego. Według Światowej Organizacji Zdrowia roczna zalecana dawka to nie więcej niż 35 kg mięsa, w Polsce ta średnia przekracza 70 kg. Inne powody, dla których konsumenci wybierają roślinne zamienniki, to troska o planetę i dobrostan zwierząt, kwestia alergii na składniki zawarte w tradycyjnym mleku czy mięsie, a także walory smakowe.

W składzie tej żywności są jednak nie tylko produkty roślinne, lecz także sztuczne dodatki.

Na potrzeby roślinnych zamienników mięsa stosuje się przede wszystkim białko sojowe, grochowe i pszenne, a także np. boczniaki czy kiełki słonecznika. Przy produkcji zamienników mleka wykorzystuje się natomiast głównie ryż, owies, soję, kokosy czy orzechy. Niektóre firmy, ale nie wszystkie, stosują różne sztuczne dodatki, np. metylocelulozę. To pozwala im uzyskać lepszą strukturę produktu.

W jakim tempie rozwija się w Polsce ten segment rynku spożywczego?

W latach 2019–2021, z racji prawie zerowej bazy, notowaliśmy bardzo duże, sięgające nawet kilkuset procent w skali roku, wzrosty sprzedaży poszczególnych produktów. W ostatnich dwóch latach nastąpiła pewna korekta, widzimy spowolnienie wzrostu popularności produktów roślinnych. To zjawisko, które nazwałabym weryfikacją, widoczne jest nie tylko w Polsce, lecz także w Europie. W poprzednich latach wiele firm weszło na ten rynek, szukając swoich szans, produkty były nowe, więc wzbudzały początkową ciekawość konsumentów, ale nie wszystkie sprostały wymaganiom klientów np. pod kątem smaku czy składu produktów. Niektóre firmy musiały zamknąć działalność, a część produktów zostało wycofanych z oferty. Obecnie jesteśmy w dość ciekawym momencie, po fali boomu przechodzimy do pewnych naturalnych procesów rynkowych – zostają najsilniejsi gracze, którzy dostosowują swoje portfolio produktowe do wymagań konsumentów.

Dodatkowo po 2021 r. sytuację komplikowała bardzo wysoka inflacja, która przetoczyła się przez Europę i Polskę. Żywność roślinna nie jest produktem pierwszej potrzeby, więc naturalne było, że część klientów w tym segmencie zakupów szukała oszczędności.

Może problemem jest cena?

Mięso jest w Polsce i w Europie relatywnie tanie, przez co żywność roślinna, jako alternatywa dla mięsa – np. kiełbaski roślinne jako zamiennik parówek mięsnych – jest faktycznie droższa. Nie jest to przepaść, ale cena jest jedną z barier. Większym ograniczeniem są jednak przyzwyczajenia konsumentów i nawyki żywieniowe. Jak pokazują badania, 30–40 proc. Polaków nigdy nie próbowało roślinnych alternatyw. Wegetarianie i weganie to w Polsce ok. 3 proc. społeczeństwa, natomiast my swoją ofertę kierujemy głównie do osób, które na co dzień spożywają mięso, ale chcą ograniczyć jego spożycie lub urozmaicić swoją dietę.

Tanie mięso to efekt dopłat do produkcji?

Branża mięsna jest mocno dotowana na poziomie unijnym i krajowym. Dotyczy to produkcji, promocji spożywania mięsa, a także eksportu. W Polsce produkcja mięsa jest mocno uprzemysłowiona, koszty są maksymalnie cięte, a z racji długoletnich tradycji i powszechności tej produkcji segment korzysta z efektu skali. My dopiero wchodzimy na rynek. Oczywiście jak każdy producent możemy korzystać z różnego typu dotacji związanych np. z innowacyjną gospodarką czy certyfikacją produkcji, natomiast na poziomie rządowym nie ma dla naszego sektora programów celowanych. Poza celowanym wsparciem zależy nam także na tym, żeby nam po prostu nie przeszkadzać.

Czyli?

W złą stronę idą pomysły dotyczące zmian nazewnictwa pewnych produktów. Od czasu do czasu pojawiają się postulaty, żeby zabronić używania nazw typu „kiełbasa roślinna” czy „roślinny burger”.

Dlaczego to utrudnienie? Klient miałby pełną jasność, że nie jest to kiełbasa czy burger w tradycyjnym rozumieniu.

Piszemy na etykiecie produktu jasno, że burger jest roślinny. To dla konsumenta łatwiejszy przekaz niż np. nazwa „roślinny dysk”. Produkty roślinne powinny być łatwo dostępne dla wszystkich konsumentów, także tych, którzy sięgają po nie dość rzadko i nie są obeznani w pewnych niuansach w nazewnictwie. Żaden producent nie ma intencji nabierania klientów, nazwa „roślinny burger” jest najprostszą i najjaśniejszą dla zrozumienia przez konsumentów. Dzięki takiej nazwie klient po prostu wie, czego może się spodziewać po tym produkcie i jak go przygotować.

Jak wygląda kwestia uzyskania oddzielnej kategorii PKD dla tego sektora rolnictwa?

Na razie zazwyczaj funkcjonujemy w podkategorii „inne”. Główny Urząd Statystyczny jest akurat w procesie weryfikacji kategorii PKD po raz pierwszy od kilkunastu lat, więc jest duża szansa, że od stycznia 2025 r. GUS będzie już rozróżniał nasz segment produkcji. To pozwoli nam lepiej badać branżę i ubrać tę kategorię rynku spożywczego w konkretne liczby.

Netto jesteśmy eksporterem czy importerem roślinnych alternatyw produktów mięsnych?

Dopiero zaczynamy ekspansję. Mamy pewne produkty, które są unikalne – np. jako jedyni w świecie produkujemy roślinne burgery czy klopsy na bazie kiełków słonecznika oraz na bazie boczniaków i mamy opatentowane dwie technologie produkcji. Polskie roślinne alternatywy dla mięsa, mleka i jogurtów powoli pojawiają się już na rynkach w Czechach czy na Słowacji.

Każdy produkt bez udziału produktów odzwierzęcych już się kwalifikuje jako produkt roślinny czy wymagane są certyfikaty?

Nie obowiązuje jedna definicja produktu roślinnego, ale generalnie wszystkie produkty bez udziału produktów odzwierzęcych można nazwać roślinnymi. Częścią tej bardzo szerokiej kategorii są roślinne alternatywy dla produktów mięsnych lub mlecznych. Te produkty smakiem, zapachem czy kształtem nawiązują do produktów odzwierzęcych, ale są całkowicie roślinne. Specjalne certyfikaty potwierdzające roślinność produktu nie są wymagane, chociaż niektórzy producenci decydują się na nadanie swoim wyrobom certyfikatu potwierdzającego w 100 proc. roślinny skład produktu. ©℗

Rozmawiał Nikodem Chinowski