Tomasz Wójtowicz: W efekcie planowanych rozwiązań zamiast tej dobrowolnej miękkiej windykacji będziemy mieli przeniesienie spraw od razu na grunt postępowania sądowego. Może to jest jakiś pomysł, tylko konsumenci zapewne nie są świadomi, że ostatecznie będzie się to wiązało z większymi kosztami.

Światło dzienne ujrzał długo zapowiadany projekt o działalności windykacyjnej i zawodzie windykatora, który ma uregulować zasady polubownego odzyskiwania długów. Jakie są pierwsze wrażenia po lekturze?

Negatywne i to z kilku względów. Ustawa, zgodnie z zapowiedziami Ministerstwa Sprawiedliwości, miała stanowić odpowiedź z jednej strony na aferę GetBack, a z drugiej na nieprawidłowości, które się zdarzają w branży windykacyjnej – wielokrotne nękanie telefonami czy sms-ami mającymi znamiona stalkingu, nachodzenie dłużników, powoływanie się na uprawnienia takie, jakie mają komornicy, zmuszanie do określonych czynności etc. Natomiast ten projekt jest słaby w kilku aspektach. Mam wrażenie, że jego twórcy nie znają praktyki rynku windykacyjnego i sposobów polubownej windykacji.

W czym to się przejawia?

Pierwsza kwestia to wymóg prowadzenia przedsiębiorstwa windykacyjnego w formie spółki akcyjnej oraz posiadania dużego kapitału zakładowego w kwocie 5 mln zł. Nawet zmniejszenie jego wysokości z astronomicznej kwoty 20 mln do 5 mln, które znalazły się ostatecznie w projekcie nie gwarantuje, że rozmaite nieprawidłowości na rynku nie będą występować. Proszę zwrócić uwagę, że GetBack był dużym przedsiębiorstwem o znacznym kapitale a i tak doszło do jego upadłości, a wierzyciele pozostali bez niczego. Więc jeśli po wprowadzeniu wymogu posiadania minimalnego kapitału na poziomie 5 mln zł, na rynku zostanie kilkanaście firm, to nie ma żadnej pewności, że nie będą się zdarzać sporadycznie działania nieprawidłowe, jak stalking, nękanie czy upublicznianie w jakiś sposób informacji o zadłużeniu. Natomiast mamy gwarancje tego, że z rynku zostaną wyeliminowani mniejsi gracze a ci, co zostaną, podniosą ceny i ograniczą konkurencję. Oprócz tego uważam, że wbrew temu co napisano w uzasadnieniu, proponowane regulacje są sprzeczne z prawem unijnym.

Dlaczego?

Ponieważ dyrektywa NPL dotycząca podmiotów zajmujących się windykacją produktów kredytowych, która do końca przyszłego roku musi być zaimplementowana, nie przewiduje wymogu kapitałowego. Moim zdaniem może dojść do sytuacji, w której podmiot niespełniający wymogów polskiej ustawy o działalności windykacyjnej, mino wszystko będzie się mógł ubiegać o zezwolenie na jej prowadzenie w Polsce.

Ma pan na myśli podmioty, które nie spełniają wymogu kapitałowego i są zarejestrowane w Polsce, czy chodzi panu o takie, które są zarejestrowane w innym państwie?

Nawet te zarejestrowane w Polsce. Ten projekt ustawy dotyczy działalności windykacyjnej wobec osób zobowiązanych, których definiuje jako konsumenci i rolnicy indywidualni. Wyobraźmy więc sobie, że mamy spółkę, która zajmuje się windykacją, i w związku z wejściem tej ustawy w życie przestaje się zajmować windykacją typu B2C, bo nie spełnia wymogu kapitałowego i kontynuuje działalność tylko w zakresie B2B, czyli windykacji miedzy firmami. Po czym wchodzą w życie przepisy, które muszą wejść, implementujące dyrektywę NPL i taki podmiot moim zdaniem będzie mógł wystąpić o zezwolenie. Bo dyrektywa określa wymogi reputacyjne, proceduralne, dotyczące niekaralności etc., ale nie ma tam kapitałowych.

Zastanawiam się też co się stanie z zezwoleniami na zarządzanie wierzytelnościami funduszy sekurytyzacyjnych, wydawanymi na podstawie ustawy o funduszach inwestycyjnych. Dziś są one udzielane także spółkom jawnym, komandytowym, głównie typowo prawniczym. Pytanie czy nowa regulacja także ich dotyczy. ,Projekt napisany jest w sposób bardzo nieostry, wygląda to trochę tak, jakby opracowywali go studenci na praktykach w MS, a do tego jeszcze leniwi, bo nie brakuje przykładów niechlujstwa legislacyjnego.

Ale w czym się ono przejawia?

Sama taka węzłowa definicja działalności windykacyjnej, w moim przekonaniu, może zrodzić wątpliwości co do tego, czy adwokaci bądź radcowie prawni i spółki z ich udziałem będą mogły wysłać wezwanie do zapłaty wobec konsumenta. Bo filozofia tego projektu jest taka, że pierwszą czynnością windykacyjną jest wysłanie do dłużnika noty windykacyjnej, czyli takiego wezwania do zapłaty z oznaczeniem tego, kto jest wierzycielem, kto jest windykatorem, jaki jest termin, czy roszczenie nie jest przedawnione etc. Więc to już jest działalność windykacyjna i pytanie czy przedsiębiorstwo, które może mieć za dłużników konsumentów – np. dostawca usług telewizyjnych czy telekomy będą mogły dochodzić roszczeń wyłącznie za pośrednictwem przedsiębiorstw windykacyjnych z pominięciem radców prawnych czy adwokatów?

Ale nota windykacyjna jest zdefiniowana w projekcie jako dokument wystawiony przez osoby upoważnione do reprezentowania przedsiębiorstwa windykacyjnego, będący podstawą prowadzenia czynności windykacyjnych, więc wezwanie do zapłaty nie spełnia tej definicji.

Zdaję sobie z tego sprawę. Pytanie brzmi, czy w odniesieniu do konsumentów radcowie prawni czy adwokaci będą mogli nadal w świetle tych przepisów wysyłać wezwania do zapłaty, bo ustawa definiuje tez działalność windykacyjną jako ogół czynności faktycznych lub prawnych zmierzających do spłaty długu. A z dalszych przepisów wynika, że te czynności zaczynają się wysłaniem noty, następnie mamy rozmowy telefoniczne i kontakty elektroniczne oraz wizyty terenowe.

Mam wrażanie, że ten projekt jest napisany w sposób, który nie tyle miałby uregulować rynek, lecz utrudnić windykację polubowną. I to jest dla mnie zadziwiające, bo to świadczy o tym, że osoby z MS, które nad nim pracowały w ogóle nie znają branży. Cały czas mówi się o poszanowaniu godności dłużnika, prawa do jego prywatności i ja to doskonale rozumiem. Natomiast trzeba też pamiętać o konieczności spłacania własnych zobowiązań, najlepiej dobrowolnie w drodze konsensusu co do wysokości rat czy terminów płatności. Tymczasem proponuje się przepisy, które pozwalają na dzwonienie do dłużnika i odwiedzania go w domu tylko pomiędzy godz. 9 a 17.

Czyli wtedy, kiedy najczęściej jest w pracy.

To nie tylko jest kontrskuteczne, ale tym bardziej naraża dłużnika na to, że ktoś w pracy czy w miejscu gdzie prowadzi interesy, przez przypadek dowie się o jego problemach. Dzielnicowi, których głównym zadaniem jest doręczanie różnego rodzaju wezwań, nie jeżdżą przecież do adresatów w ciągu dnia, lecz popołudniami lub wieczorami, bo tylko wtedy jest szansa, że kogoś zastaną. Oczywiście, nie chodzi o to, żeby nękać dłużników po nocach, ale są kodeksy dobrych praktyk opracowane przez organizacje przedsiębiorstw windykacyjnych, które określają granicę czasową kontaktowania się z dłużnikiem, czy to osobiście czy telefonicznie, na godz. 21. Zdaję sobie sprawę, że to może być w jakiś sposób uciążliwe, ale nie jest tak, że codziennie ktoś będzie dzwonił wieczorem do dłużnika, a tym bardziej go nachodził, bo kontakt osobisty z uwagi na koszty jest ostatecznością.

A w efekcie planowanych rozwiązań zamiast tej dobrowolnej miękkiej windykacji, będziemy mieli przeniesienie spraw od razu na grunt postępowania sądowego. Bo wystarczy, że dłużnik wyrazi sprzeciw, o możliwości którego trzeba go pouczyć. Więc jak on będzie chciał z tej możliwości skorzystać, to się windykacja w tym momencie kończy. Może to jest jakiś pomysł, tylko konsumenci zapewne nie są świadomi, że skierowanie sprawy do sądu ostatecznie będzie się wiązało z większymi kosztami, a poza tym sądy będą jeszcze bardziej zapchane, a czas oczekiwania na rozstrzygniecie jeszcze bardziej się wydłuży.

A jak pan ocenia kryteria, które muszą spełnić osoby ubiegające się uprawnienia do wykonywania zawodu windykatora?

Muszę powiedzieć, że jestem zdziwiony niektórymi pomysłami. Nie wiem dlaczego musi być to osoba, która ma przynajmniej 24 lata. Wymóg wykształcenia średniego nie nasuwa zastrzeżeń, jednak wg projektu musi być ono uzupełnione kursami prawniczymi na wyższej uczelni oraz orzeczeniem lekarza i psychologa, choć ustawa w żaden sposób nie określa, pod jakim kątem ci specjaliści mają oceniać kandydata, by ustalić czy nadaje się do wykonywania tego zawodu. Nie rozumiem dlaczego ta licencja ma być wydawana tylko na cztery lata podczas gdy licencja dla detektywa, a więc osoby, której czynności mogą znacznie bardziej ingerować w sferę prywatności, jest wydawana bezterminowo. W porównaniu do agentów ubezpieczeniowych czy pośredników kredytowych, wymogi w stosunku do windykatorów są bardzo wyśrubowane bez żadnego uzasadnienia. Przecież w większości przypadków ci windykatorzy będą prowadzić rozmowy telefoniczne i wysłać maile tworzone według szablonu. Windykacja terenowa jest wyjątkiem, ponieważ ten sposób jest najdroższy. W dodatku wprowadzono wymóg zatrudniania windykatorów na podstawie umowy o pracę. Zapomniano przy tym o członkach zarządu przedsiębiorstwa windykacyjnego – czy oni mogą wykonywać czynności windykacyjne?

A zwykle takie osoby są na kontraktach managerskich, tak?

Właśnie. No i na koniec kwestia nadzoru. Nad przedsiębiorstwem windykacyjnym ma go sprawować minister właściwy ds. gospodarki, nad windykatorami – wojewoda. W zakresie finansów Komisja Nadzoru Finansowego, a jeśli przedsiębiorstwo windykacyjne przyjmie większą kwotę w gotówce – tak jak zresztą i obecnie – może być poddane pod nadzór Generalnego Inspektora Informacji Finansowej w zakresie ustawy o przeciwdziałaniu praniu brudnych pieniędzy. A jak nadzór jest rozproszony to praktyce powoduje, że później nikt za nic nie odpowiada, tak jako mieliśmy przy aferach GetBack czy wcześniej Amber Gold, gdzie wszystkie urzędy działały prawidłowo, a pieniędzy odzyskać nie można. Oczywiście zasady windykacji trzeba uregulować, lecz ta próba, którą podjęto, jest moim zdaniem nieudana.

Rozmawiał Piotr Szymaniak
Rozmówca Tomasz Wójtowicz, radca prawny z zespołu roboczego ds. ustawy o działalności windykacyjnej przy Polskim Związku Zarządzania Wierzytelnościami.