Nie brakuje w nim rażących przejawów populizmu i irracjonalnych zaostrzeń kar. To spuścizna po ministrze Zbigniewie Ziobrze. Wiele z tych przepisów to prawdziwe „tykające bomby”, przyjmowane z rażącym naruszeniem zasad legislacji, często z pominięciem wymaganych terminów na zmiany w kodeksie karnym. Nierzadko były to wrzutki w trakcie kolejnych czytań ustawy. Gdyby te przepisy trafiły do Trybunału Konstytucyjnego, zapewne zostałyby uznane za niekonstytucyjne.
Z pewnym zadziwieniem słucham dziś polityków poprzedniej większości sejmowej, którzy mają obecnie problemy z prawem i na własnej skórze odczuwają surowość uchwalanego przez siebie prawa karnego. Oburzają się: dlaczego zostali aresztowani, dlaczego tak surowo.
Wielokrotnie komisja alarmowała, że nadejdzie moment, kiedy obrońcy zaczną wytykać naruszenie konstytucyjnych standardów dokonywania zmian w kodeksie karnym i sądy zaczną to brać pod uwagę. I tak się już powoli dzieje. Do Sądu Najwyższego wpływają sprawy, w których kwestionowane są zmiany w kodeksie właśnie z powodu trybu ich uchwalania.
Ale komisji kodyfikacyjnej nie można zarzucić bezczynności. W kwietniu ubiegłego roku rozpoczęliśmy prace nad ustawą naprawczą – nowelizacją kodeksu karnego i kodeksu postępowania karnego – i już pod koniec czerwca projekt był gotowy.
Kodeks karny przewiduje dożywocie bez prawa do warunkowego zwolnienia, to rozwiązanie rażąco narusza europejską konwencję praw człowieka. Trudno też uwierzyć, że w Polsce istnieje odpowiedzialność karna dla 14-latków na takich samych zasadach jak dla dorosłych. Absolutnym skandalem jest również odbieranie sądom prawa do stosowania prewencji indywidualnej. Politycy, zarówno poprzedniej, jak i obecnej władzy, coraz częściej podnoszą dolne granice wymiaru kar, co prowadzi do absurdów: za kradzież batonika można trafić do więzienia. To czyni prawo karne pozornym. A nie ma chyba nic gorszego niż niepoważne prawo karne. A jeszcze do tego dochodzą przepisy sytuujące w wielu sprawach prokuratora ponad sądem, dopuszczające nielegalne dowody czy uniemożliwiające indywidualizację kar.
Projekt został przekazany ministrowi sprawiedliwości i od tego czasu trwają prace. Ale to, co dzieje się wokół projektu, budzi niepokój. Najpierw długo trwało zbieranie opinii środowiskowych i resortów, potem ministerstwo przygotowało nową wersję projektu. Następnie przez długi czas trwało „przepychanie” go przez Stały Komitet Rady Ministrów. I teraz znów – cisza.
Komisja nie ma już na to większego wpływu. Możemy apelować, ostrzegać przed zagrożeniami. Niestety, politycy nie są szczególnie zainteresowani ustawą naprawczą. To przykre, bo w tej ustawie nie chodzi o politykę karną, ale o przywrócenie sensownego kształtu prawu karnemu.
Tak. Projekt zawiera przepisy implementujące unijną dyrektywę dotyczącą prawa do obrony. Z tego powodu projekt oprotestowało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Nie wnikam w międzyresortowe spory, bo szczerze mówiąc, ich nie rozumiem. Efekt tych sporów jest jednak taki, że projekt ma zostać okrojony.
Chodzi o definicję osoby podejrzanej. Obecnie to organ procesowy – prokuratura lub policja – decyduje, od kiedy w toczącym się już postępowaniu stawia się komuś zarzuty. Od tego momentu przysługują pełne prawa obrony, m.in. tajemnica obrończa.
Problem polega na tym, że mamy do czynienia z arbitralnością w ustalaniu tego momentu. W wielu sprawach wiadomo było, komu zostaną postawione zarzuty, ale moment ten celowo odwlekano, by nie „wpuścić” obrońcy do postępowania.
Dyrektywa unijna nakazuje, by podejrzany miał prawo do obrony od chwili, w której powinno mu się postawić zarzuty – i taka definicja została przyjęta. To nie spodobało się organom ścigania.
Wielokrotnie rozmawiałem z ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem. Jest on zwolennikiem pilnej zmiany. Natomiast widzę, że gdzieś to grzęźnie w takich między resortowych przepychankach.
To tylko kwestia czasu. Najpierw pierwsza osoba doprowadzi do tego, że sąd uzna dane przepisy za niekonstytucyjne ze względu na procedurę ich uchwalenia, a potem ruszy już lawina. W każdej innej sprawie jest ten sam problem, bez względu na to, jaka jest treść danego przepisu. Czyli będziemy mieli prawo precedensowe, a nie prawo takie, jakie powinno być. A jak do tego dojdą orzeczenia TK, zaczną się masowe wznowienia postępowań. Nie ma przy tym żadnych ram czasowych. Taka niekonstytucyjność proceduralna nie przedawnia się. Do tego mogą dojść jeszcze postępowania przed unijnymi trybunałami. Będzie gorąco.
Nie rozumiem całego tego zamieszania z ustawami dotyczącymi neosędziów. Przecież chodzi w nich o to, by wszyscy sędziowie mieli pełną konstytucyjną legitymację do orzekania. Dzięki temu wreszcie sądowe orzeczenia nie będą kwestionowane i zniknie problem, który dziś mamy w sądach. Ryzyko wznowień postępowań jest dużo bardziej niebezpieczne. Tylko nic się na ten temat nie mówi.
W tej chwili przedstawiamy ministrowi sprawiedliwości bardzo duży projekt, przywracający i rozszerzający konsensualizm w prawie karnym. Chodzi o porozumienia procesowe, pozwalające odciążyć w ogromnym zakresie sądy od spraw, w których za porozumieniem prokuratora i pokrzywdzonego ze sprawcą można wymierzyć temu ostatniemu karę albo dojść do innego porozumienia, a nie prowadzić długoletnie procesy sądowe. Projekt dotyczy nie tylko przestępstw, które są związane z pokrzywdzeniem osoby indywidualnej.
Kolejny projekt dotyczy wprowadzenia na szerszą skalę technik prowadzenia czynności na odległość. My to nazywamy wideokonferencjami, ale nie do końca tylko o to chodzi. Także o możliwość wykonywania różnych czynności z różnymi osobami w trakcie postępowania karnego, które nie mogą się stawić w sądzie czy prokuraturze fizycznie.
Z pewnym zadziwieniem słucham dziś polityków poprzedniej większości sejmowej, którzy mają obecnie problemy z prawem i na własnej skórze odczuwają surowość uchwalanego przez siebie prawa karnego
Intensywnie pracujemy nad karą łączną. Chcemy zmienić kodeks wykroczeń, który nie był nowelizowany od lat, a jest już zupełnie anachronicznym aktem. Zaproponowaliśmy zmiany w słynnym art. 212 k.k. Przedstawiliśmy projekt ułatwiający prowadzenie postępowań w związku ze zbrodniami popełnionymi w Ukrainie. Zakończyliśmy pracę nad pilną nowelizacją regulacji dotyczących środków zabezpieczających. W projekcie naprawczym jest cały kompleks regulacji racjonalizujących stosowanie tymczasowego aresztowania. Obecnie kończymy pracę nad kompleksem zagadnień dotyczących przestępstw gospodarczych – robiliśmy to już wówczas, gdy hasło „deregulacja” nie było jeszcze takie popularne.
Zdaję sobie sprawę, że inna jest rola ekspertów, a inna polityków. Eksperci przygotowują projekty według swojej najlepszej wiedzy, a nie preferencji politycznych, także w zakresie polityki karnej. Jeżeli takie projekty eksperci przygotowują, oddają, a rząd, jakby nie było, za to płaci, bo utrzymuje funkcjonowanie nie tylko tej komisji kodyfikacyjnej, wypadałoby coś z nimi zrobić – a przynajmniej merytorycznie się do ich treści.
To za duże słowo. Od bardzo wielu lat obserwuję z bliska legislację w zakresie prawa karnego. Widziałem różne rzeczy i różnie w przeszłości traktowano komisję kodyfikacyjną oraz jej projekty. Miałem nadzieję, że deklaracje powrotu do praworządności coś znaczą. Czasami przychodzi mi jednak do głowy pytanie, czy moja praca i praca innych członków komisji jest rzeczywiście potrzebna. Bo jeżeli miałaby ona pozostać tylko pracą dla idei, to nasze funkcjonowanie nie ma sensu. ©℗