Prawie wszystkie francuskie media oceniają w poniedziałek, że druga debata kandydatów na prezydenta USA, Hillary Clinton i DonaldaTrumpa, zakończyła się remisem. Podkreślają, że napięcie było duże, ale brakowało rozmowy o wyzwaniach, które czekają Amerykę.

Rozgłośnia "France Info" uznała, że w niedzielnej debacie były tylko "seks, przemoc i wideo". Clinton i Trump "okazywali sobie nawzajem pogardę" - ocenił korespondent radia w Waszyngtonie. Nazwał spotkanie partią ping ponga, w której obydwoje kandydaci "chcieli mieć ostatnie słowo".

Z kolei korespondent dziennika "Le Figaro" twierdzi, że kandydat Partii Republikańskiej "Donald Trump był równie nieskładny, jeśli chodzi o meritum, co zaczepny, jeśli chodzi o formę".

Na swoim portalu tygodnik "L’Obs" napisał, że poziom debaty bardzo szybko spadł do poziomu "ciosów poniżej pasa", a cała wymiana zdań "była zredukowana do wzajemnych oskarżeń o kłamstwa".

Waszyngtońska korespondentka tygodnika "Le Point" podkreśla, że "w przeciwieństwie do pierwszej debaty tym razem Trump był dobrze przygotowany, (...) gwałtownie i skutecznie atakując Clinton, o wiele lepiej dał sobie radę".

Za "najbardziej zadziwiającą" uważa odpowiedź Trumpa na pytanie, czy zgadza się ze stanowiskiem swego kandydata na wiceprezydenta Mike'a Pence'a, że "USA powinny bombardować reżim (prezydenta Syrii Baszara) el-Asada". "Nie rozmawialiśmy o tym, nie zgadzam się z nim" - odparł Trump.

Według "France Info" po debacie kandydat Partii Republikańskiej "wciąż jest żywy, ale nie ma mowy o triumfie". Zdaniem "Le Point" nie jest pewne, czy niedzielny pojedynek przysporzy Trumpowi głosów, ale może przynajmniej zahamować spadek poparcia dla niego wśród Republikanów. "Le Figaro" pisze natomiast, że choć Clinton "parę razy się zachwiała, pokazując pewne zdenerwowanie i napięcie, jednak wytrzymała uderzenie i ostatecznie gra była wyrównana".

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)