Afera "Panama Papers" powoduje zamieszanie w Islandii. Wciąż nie jest pewne, czy premier Sigmundur Gunnlaugsson, którego nazwisko pojawia się z dokumentach z Panamy, będzie musiał odejść, kto go ewentualnie zastąpi, czy dojdzie do przedterminowych wyborów.

Premier Gunnlaugsson "nie podał się do dymisji i nadal będzie też działał jako przewodniczący Partii Postępowej" (PP) - głosi oświadczenie kancelarii szefa rządu, wydane we wtorek późnym wieczorem.

Wcześniej tego dnia wiceszef PP i minister rybołówstwa i rolnictwa Sigurdur Ingi Johannsson mówił dziennikarzom, że w związku z aferą "Panama Papers" Gunnlaugsson poda się do dymisji. Twierdził też, że PP zaproponuje koalicyjnej Partii Niepodległości (PN) jego jako kandydata na nowego premiera.

W oświadczeniu z wtorku wieczorem napisano jednak, że Gunnlaugsson zaproponował tylko, by Johannsson tymczasowo przejął obowiązki szefa rządu.

Wcześniej we wtorek Gunnlaugsson zwrócił się do prezydenta Olafura Ragnara Grimssona o rozwiązanie parlamentu. Zareagował w ten sposób na żądania opozycji, by podał się do dymisji w związku z aferą "Panama Papers".

Opozycja zażądała ustąpienia Gunnlaugssona, ponieważ jego nazwisko pojawiło się w dokumentach panamskiej kancelarii prawnej Mossack Fonseca wyspecjalizowanej w prowadzeniu firm offshore w rajach podatkowych. Z "Panama Papers" wynika, jak podawały agencje, że jesienią 2007 roku Gunnlaugsson i kobieta, z którą się później ożenił, byli udziałowcami firmy Wintris Inc. na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych. Swoje udziały Gunnlaugsson przekazał potem żonie.

Premier zapewnia, że ani on sam, ani jego żona nigdy nie mieli żadnych tajemnic przed władzami podatkowymi Islandii.

Opozycja złożyła w parlamencie wniosek o wotum nieufności dla Gunnlaugssona. Parlament zbiera się ponownie w czwartek. Na środę zaplanowano rozmowy między partiami politycznymi.