Cztery dni przed eurowyborami, w brytyjskiej prasie pojawił się list przywódcy antymigracyjnej i antyunijnej Partii Niepodległości UKIP.

Nigel Farage tłumaczy się w nim z nieprzyjemnego uogólnienia w dyskusji radiowej podczas weekendu, że "każdy by się zaniepokoił, gdyby w domu po sąsiedzku nagle zamieszkała grupa Rumunów". Dziś, w wielkich, całostronicowych ogłoszeniach lider UKIP pisze, że użył niefortunnych sformułowań i nie przytoczył jasnych argumentów. Teraz więc cytuje Scotland Yard: że 92% wszystkich kradzieży z bankomatów w Londynie to dzieło rumuńskich gangów, że tylko w stolicy, w ciągu 5 lat policja dokonała 28 tysięcy aresztowań Rumunów, których jest na Wyspach zaledwie 100 tysięcy. Farage powołuje się też na Europol, że w Unii operuje 240 rumuńskich gangów, które odpowiadają za 7% wszystkich przestępstw w 28 krajach członkowskich.

Przywódcy głównych brytyjskich partii o dziwo potraktowali łagodnie wpadkę Farage'a. Ich zdaniem lider UKIP nie jest osobiście rasistą, ale podtekst tych wypowiedzi jest jasny - może on sam nie, ale jego partia tak. Najostrożniej wypowiadał się Ed Miliband, lider labourzystów, którzy prowadzą w sondażach przed eurowyborami, ale łeb w łeb z UKIP. Najostrzej - wicepremier Nick Clegg, lider Liberalnych Demokratów, którzy mogą stracić na rzecz partii Farage'a wszystkich swoich 11 eurodeputowanych.