Syryjski prezydent Baszar al Asad świętuje dzisiaj swoje 48 urodziny. Z tej okazji część mieszkańców Damaszku wzięła udział w uroczystej paradzie samochodowej na jego cześć. Wszystko to dzieje się w czasie, gdy w Syrii trwa brutalna wojna domowa, a siły rządowe bombardują dzielnice miast zajęte przez rebeliantów i są oskarżane o użycie broni chemicznej wobec cywilów.

Jeszcze kilka lat temu Baszar al Asad był sojusznikiem Zachodu, ale teraz zachodni politycy mówią o nim „dyktator” czy „morderca”.

Baszar al Asad to syn byłego syryjskiego prezydenta Hafeza al Asada, oskarżanego o dyktatorskie zapędy. W przeciwieństwie do trójki rodzeństwa, Baszar nie chciał angażować się w politykę. Wyjechał do Londynu na studia, ale po śmierci ojca rządząca partia mianowała go nowym prezydentem.

Jak przypomina z Bejrutu specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, w pierwszych latach rządów Baszara nastąpiło „ocieplenie”, a Syryjczycy zyskali nowe prawa. Jednak jak mówi Polskiemu Radiu dyrektor ośrodka badawczego Carnegie Middle East w Bejrucie Paul Salem, wszystko skończyło się po dwóch latach. „Służby bezpieczeństwa przekonały Asada, że może stracić władzę. Znów zaczęły się represje i wsadzanie ludzi do więzień. Zostawiono jedynie swobody gospodarcze, podobnie jak stało się to w przypadku prezydentów Hosniego Mubaraka w Egipcie i Ben Alego w Tunezji” - wyjaśnia Paul Salem.

Znawcy Syrii twierdzą, że jeszcze w 2011 roku, kiedy zaczęły się protesty w Syrii, Baszar al Asad nie chciał odpowiadać na nie siłą, ale został do tego zmuszony przez służby bezpieczeństwa, m.in. swojego brata Mahera, szefa elitarnej Gwardii Republikańskiej.

Po kilku miesiącach protesty przekształciły się w krwawą wojnę domową, która trwa do dzisiaj. Dwa lata temu Stany Zjednoczone, Kanada i Unia Europejska nałożyły sankcje na syryjskie władze, w tym także na samego al Asada. Zamrożono m.in. jego pieniądze i nałożono na niego zakaz podróżowania.