Maciej Wandzel złożył doniesienie do prokuratury w związku z żądaniem zapłaty 12 mln zł.
Śledztwo prowadzimy w kierunku art. 191 k.k., który mówi o stosowaniu bezprawnych gróźb, aby wymusić określone zachowanie – mówi nam rzecznik prokuratury Renata Mazur. Pod pojęciem określonego zachowania kryje się żądanie wypłaty 12 mln zł dla Janusza G. – „Grafa”.
Jaki związek ma ten stały bohater rubryk kryminalnych z NFI Black Lion i Maciejem Wandzlem? – Nigdy nie spotkałem pana Grafa, nie prowadziłem z nim interesów. To, co się dzieje, jest ubocznym skutkiem transakcji kupna przez nas w publicznym wezwaniu NFI Zachodni w 2006 r., którym kierował wtedy Janusz Lazarowicz. Wartością przejmowanego funduszu były nieruchomości – mówi Wandzel.
Lazarowicz to jeden z najbardziej kontrowersyjnych biznesmenów w historii Polski, były szef firmy Raiffeisen Investment. Kariera w świecie finansjery nie przeszkadzała mu utrzymywać kontaktów z przestępcami. To on miał zlecić „Grafowi” porwanie i brutalne zabójstwo maklera Piotra Głowali. Z ustaleń śledczych wynika, że odcięcie głowy maklerowi miało być ostrzeżeniem dla Grzegorza Wieczerzaka, skłóconego z Lazarowiczem byłego szefa PZU. Zanim śledczy zgromadzili dowody winy, Lazarowicz wyjechał do Londynu, a potem do RPA, gdzie ukrywa się do dziś.
– Wynajęta przez nas kancelaria negocjowała kupno NFI Zachodni. Lazarowicz nawet nie wiedział, komu sprzedaje, a ja go widziałem ostatnio w 2005 r., tylko dlatego, że był wpływową osobą w świecie finansów – wynika z relacji złożonej w prokuraturze przez Wandzla.
Wśród sprzedanych przez Lazarowicza spółek był Mardex, którego majątek stanowiła atrakcyjna działka u zbiegu ulic Hożej i Mokotowskiej w Warszawie. Część udziałów należała do Janusza G., Mariusza P. (brata domniemanego kasjera mafii pruszkowskiej Wojciecha P.) oraz podmiotów kontrolowanych przez Lazarowicza. Spółka została zlikwidowana w procedurze sądowej, a jej majątek trafił ostatecznie do NFI Zachodni. Po postępowaniu przed sądem arbitrażowym przy Krajowej Izbie Gospodarczej rozwiązana została również spłata udziałów Janusza G., który otrzymał ekwiwalent. Dopiero po tej operacji fundusz sprzedał samą działkę irlandzkim inwestorom za ponad 40 mln zł.
Późną wiosną 2012 r., gdy „Graf” odzyskał wolność, z szefem NFI Black Lion skontaktował się mecenas Marek Małecki. Wyjawił, że jest pełnomocnikiem „Grafa”, i zażądał wypłaty 12 mln zł. „Jednocześ- nie wskazał, że zaspokojenie tych roszczeń spowoduje, że klient nie będzie informował o związanych z nimi okolicznościach opinii publicznej” – napisali w doniesieniu adwokaci prezesa NFI Black Lion. Doniesienie dotyczy zarówno „Grafa”, jak i Małeckiego.
Biznesmen uznał słowa mecenasa za groźbę szantażu. Mecenas skierował żądanie na piśmie, które znajduje się w aktach sprawy. „Mój mocodawca („Graf” – red.) jest zdeterminowany (...), aby zawiadomić środki masowego przekazu, które bez wątpienia będą zainteresowane (...) nieprawidłowościami w funkcjonowaniu Funduszu” – pisał Małecki. Co ciekawe, do zapłaty „odszkodowania” wskazał konto swojej kancelarii. Według Janusza G. szef Black Lion to reprezentant Lazarowicza, będącego rzeczywistym właścicielem tego NFI. Jednak spółka jest notowana na giełdzie, struktura udziałów jest publiczna i brak tutaj śladów Lazarowicza.
– Tak absurdalne, że nawet trudno to komentować. Po przejęciu NFI Zachodni w 2006 r. zamówiliśmy w niezależnej kancelarii audyt, którego efektem były dwa doniesienia do prokuratury na poprzednie władze spółki. Od 8 lat nie mam kontaktów z panem Lazarowiczem. Do dziś sprzątamy po ówczesnych menedżerach – oświadcza Wandzel.