Zamiast kampanii wyborczej partie zaserwowały społeczeństwu bezbarwną promocję Unii Europejskiej. Mogą za to zapłacić utratą głosów.
Podczas konferencji na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie moderator zapytał licznie przybyłych studentów, czy są za utworzeniem Stanów Zjednoczonych Europy. Sala odpowiedziała gromkim aplauzem. Następnie padło pytanie o wspólną europejską armię – odzew był zdecydowanie mniejszy, i o wspólny budżet unijny – ponownie oklaski wypełniły salę. Entuzjazm zaczął szybko opadać, gdy głos oddano kandydatom niemieckich partii do Parlamentu Europejskiego. Zamiast sporów o przyszłość Europy, uczestnicy usłyszeli serię bardzo zbliżonych do siebie odpowiedzi.
Brak ostrych linii podziałów był problemem na dziesiątkach podobnych wydarzeń. Cały polityczny mainstream w Niemczech opowiada się konsekwentnie za dalszą integracją UE. Postulat, że Europa powinna być bardziej „socjalna”, trafił na plakaty zarówno socjaldemokratów z SPD, Partii Zielonych, jak i twardej lewicy z Die Linke. Hasło, że Unia Europejska to pokojowy projekt chroniący kontynent przed wojną, trafiło na billboardy i Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU), i Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD). Przy braku większych różnic to, co odbyło się na ulicach niemieckich miast, przypominało raczej pozbawioną konkretów akcję promocyjną Unii Europejskiej, a nie polityczną walkę na programy i wizje UE.
Nawet główni kandydaci pozostają bliżej nieznani niemieckiemu społeczeństwu. Najbardziej rozpoznawalna jest Katarina Barley z SPD, która w rządzie Angeli Merkel sprawuje funkcję ministra sprawiedliwości. Ale nawet ją kojarzy tylko ok. 30 proc. Niemców. Topowi politycy w kraju nie garną się do Brukseli. Niemiecki parlament oferuje nie tylko sprawczość polityczną, ale i większe zarobki. Posłowie Bundestagu zarabiają powyżej 10 tys. euro, o ponad tysiąc więcej niż ich koledzy w PE.
Główną różnicę programową pomiędzy partiami lewicowymi a chadecją i liberałami sprowadzić można do poparcia tych pierwszych dla propozycji francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona. W ich kampaniach podkreślano potrzebę integracji strefy euro oraz „europeizowania” polityki socjalnej państw UE.
Przeciwko transferowaniu pieniędzy niemieckich podatników na biedniejsze południe Wspólnoty sprzeciwiają się w dużej mierze liberalni gospodarczo politycy CDU. Ale i wśród partii kanclerz Merkel nie brakuje pomysłów, które sfery wymagają bliższej współpracy. – Sprawy energetyki, ochrony środowiska, ale także ochrona konsumenta i wspólne badania potrzebują wsparcia na poziomie unijnym – mówi w rozmowie z DGP Agata Reichel-Tomczak. Polka urodzona w Gliwicach mieszka od 10 lat w Dreźnie, skąd kandyduje do Parlamentu Europejskiego z list CDU. – Dlaczego każdy kraj musi osobno wydawać środki na kwestie związane z obronnością? – pyta retorycznie, wskazując na kolejny punkt europejskiego programu chadecji.
Impulsem do startu w wyborach była dla Reichel-Tomczak rosnąca, w szczególności na wschodzie Niemiec, popularność populistycznej Alternatywy dla Niemiec (AfD). – Pomyślałam, że nie mogę dłużej tolerować, że oni wygadują kłamstwa, a my nie potrafimy się przeciwko temu bronić – mówi kandydatka CDU. AfD od powstania w 2013 r. oparła swój program na krytyce UE i waluty euro. Najwięcej zwolenników zdobyła jednak w trakcie kryzysu migracyjnego, krytykując politykę otwartych granic Angeli Merkel. W ostatnich dwóch latach liczba wnioskujących w Niemczech o azyl znacznie się zmniejszyła, a samo CDU zaostrzyło politykę migracyjną. Pozbawiona paliwa Alternatywa od długiego czasu krąży w sondażach wokół 10 proc. Jej aktualne postulaty likwidacji Parlamentu Europejskiego i powrotu do waluty narodowej nie znajdują większego poklasku w społeczeństwie.
Ciekawiej zrobiło się dopiero na ostatniej prostej kampanii. CDU i SPD muszą bowiem odpierać zmasowaną krytykę, ale nie ze strony politycznych przeciwników, a najmłodszych wyborców. Już jutro odbędzie się kolejna edycja demonstracji „Fridays For Future”. Nawet ponad sto tysięcy młodych ludzi w 200 miastach opuści zajęcia szkolne, aby domagać się od polityków większego zaangażowania w walkę ze zmianami klimatycznymi. Uczestnicy o zaniechania oskarżają gabinet Angeli Merkel. Podobne zarzuty sformułował wobec rządzącej koalicji popularny youtuber Rezo. Gwiazda najmłodszego pokolenia niemal godzinne nagranie kończy apelem, aby nie głosować na CDU i SPD. Filmik w ciągu niespełna tygodnia miał na YouTube 3,5 mln wyświetleń. Sondaże wskazują, że obie partie mogą w niedzielę zanotować wyniki o 10 proc. gorsze niż pięć lat temu.