Szef MSWiA Joachim Brudziński na ostatniej prostej przed 11 listopada porozumiał się z policjantami i ich masowy protest, a w zasadzie strajk absencyjny, się zakończył. W mediach społecznościowych można było nawet przeczytać komentarze, że powinien zostać ministrem zdrowia, bo w ciągu kilku godzin uleczył 30 tys. chorych.
Co spowodowało te uzdrowienia? Porozumienie zakłada 650 zł podwyżki w 2019 r. i 500 zł w kolejnym. Następny punkt to likwidacja granicy 55 lat jako warunku wypłaty emerytury mundurowej. Pozostaje drugi warunek, czyli 25-letni staż służby. MSWiA zgadza się także, by nadgodziny na służbie były płatne w 100 proc. Obie zmiany miałyby wejść w życie od początku lipca. Minister zapowiedział też wprowadzenie systemu zachęt do dłuższej służby. Nie zgodził się za to na płatne w 100 proc. zwolnienia lekarskie, mimo że jeszcze niedawno kierownictwo resortu było za.
Minister podjął jedną decyzję dobrą i jedną złą. Dobrą jest odmowa zgody na pełnopłatne zwolnienia lekarskie. Po tym, jak policjanci zaczęli traktować branie L-4 jako formę strajku, nie miał innego wyjścia. Można powiedzieć, że w tej sprawie policjanci odmowę załatwili sobie sami. Ale ważniejszy jest drugi argument: taka zgoda byłaby poważną zmianą systemową, niesprawiedliwą wobec reszty ubezpieczonych i jednocześnie niepraktyczną. Doświadczenia Polski, ale także innych krajów, wskazują, że pełnopłatne zwolnienia lekarskie zachęcają do nadużyć. Po tym, jak w Polsce wprowadzono zwolnienia płatne w czterech piątych, liczba mundurowych na L-4 spadła o niemal 30 proc. Nie ma powodu, by to zmieniać, tym bardziej że zwolnienia będące konsekwencją wypadków lub chorób wynikających ze służby są płatne w 100 proc.
Natomiast złą decyzją z pakietu porozumień ze służbami mundurowymi jest zapowiedź likwidacji granicy 55 lat jako drugiego warunku przyznania emerytury mundurowej. Zostanie sam staż. Można powiedzieć, że wielu funkcjonariuszy minister uzdrowił, ale system przez to czuje się gorzej ze względu na cenę, którą zapłacił, a raczej – którą zapłacimy my. Nie ma żadnego uzasadnienia, żeby podejmować taką decyzję, ponieważ rozwiązanie wprowadzone przez Donalda Tuska w 2012 r. dotyczy funkcjonariuszy, którzy zaczęli służbę od 2013 r., czyli pracują najwyżej pięć lat. Ma ono dawać największe oszczędności przynajmniej po 25 latach, czyli w latach 30. i 40. Za 20 lat budżet miał oszczędzać na emeryturach służb mundurowych ponad 1,6 mld rocznie, a w 2042 r. już 3 mld zł. Widać więc, że Joachim Brudziński pozbył się dziś kłopotu, ale kosztem przyszłych rządów, bo rachunek zapłacimy mniej więcej wtedy, kiedy szef MSWiA… uzyska prawa emerytalne.
Są jeszcze polityczne aspekty sprawy. Regulacje dla służb mundurowych były jednym z ostatnich nietkniętych elementów pakietu działań rządu PO–PSL. Tyle że, jeżeli chodzi o korekty systemu zaopatrzeniowego, zmiany Tuska były bardzo asekuracyjne. W większości krajów Europy policja ma możliwość przejścia na emeryturę w wieku nieodległym od powszechnego wieku emerytalnego, a jeśli wcześniej, to wymagany staż służby jest czasami bardzo długi – np. we Włoszech czy w Portugalii wynosi 36 lat. Warto zauważyć, że nawet dziś system emerytur mundurowych jest uprzywilejowany w stosunku do systemu powszechnego. Joachim Brudziński swoją decyzją dołożył się do poczucia, że system emerytalny stał się niereformowalny, to znaczy, że zmiany wprowadzone przez jedną ekipę mające obniżyć jego koszty, kolejna odkręci z powodów politycznych, co doprowadzi do tego, że wcześniej czy później stanie się dla finansów publicznych ciężarem nie do udźwignięcia.