Wraz z dojściem do władzy po wyborach 2015 r. nowego rządu zmieniła się polityka wobec Białorusi. W komentarzach od razu pojawiło się słowo „reset”. W istocie jednak to, co zdarzyło się w relacjach Warszawy z Mińskiem, należy nazwać raczej pragmatyzacją lub realpolityzacją.
Na pierwszy plan relacji polsko-białoruskich wysunęły się sprawy gospodarcze. Zdominowały one kontakty między rządami i przysłoniły najważniejszą w poprzednich latach kwestię wartości: rządów prawa, praw człowieka i demokracji. Uznawanie przez PiS kwestii demokratycznych za drugorzędne dla funkcjonowania państwa polskiego przełożyło się na wzrost gotowości do współpracy z białoruskim reżimem. Dotyczy to także kwestii tak delikatnych, jak polityka historyczna.
Poprawa stosunków nie polega jednak na rozwiązywaniu, tylko raczej na wyciszaniu konfliktów. Przesunięcie akcentów z kwestii aksjologicznych w kierunku pragmatycznej współpracy zostało ciepło przyjęte w Mińsku. W zamian władze białoruskie prezentują większą otwartość na współpracę w sprawach symbolicznych – polityki historycznej czy mniejszości polskiej. Choć zwiększa się polskie wsparcie finansowe dla białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego, nie widać woli państwa polskiego do zmieniania Białorusi. Wizerunek Polski jako partnera białoruskiej opozycji ucierpiał też mocno wskutek zamieszania wokół telewizji Biełsat w 2017 r.
Obserwowane ocieplenie relacji z Białorusią wpisuje się w strategię UE, która – rozczarowana nieefektywnością polityki sankcji – poszukuje nowej formy relacji z Mińskiem. Paradoksalnie także białoruskie społeczeństwo obywatelskie w dużej mierze popiera dialog polsko-białoruski i unijno-białoruski, ponieważ widzi w nim jedyny sposób na wyciąganie Białorusi z objęć Rosji. Rząd PiS balansuje na cienkiej granicy między użyteczną, pragmatyczną polityką i dialogiem a dwuznacznym, niepotrzebnym spoufalaniem się z reżimem.
W latach 2016–2017 znacznie wzmocniły się stosunki gospodarcze. Częściowo jest to zasługa obiektywnych czynników makroekonomicznych, rosnącej polskiej gospodarki i kurczącej się rosyjskiej (to główny partner handlowy Białorusi). Nie bez znaczenia była też sprzyjająca atmosfera polityczna. Wymiana handlowa wzrosła z 2 mld dol. w 2016 r. do 2,55 mld dol. w 2017 r. i zbliżyła się do rekordowych 3 mld dol. sprzed załamania relacji w 2010 r. Polskie inwestycje na Białorusi wzrosły w 2017 r. o 39 proc. rok do roku (w tym inwestycje bezpośrednie o 33 proc.). Przejawem ocieplającej się atmosfery, a także sygnałem dla inwestorów była wizyta w Mińsku ówczesnego wicepremiera Mateusza Morawieckiego w październiku 2016 r. Choć już od kilku lat odbywały się spotkania gospodarcze na różnych szczeblach, to pierwszy raz od początku resetu w stolicy Białorusi gościł tak ważny polski polityk odpowiedzialny za politykę gospodarczą. Nastąpił także realny, choć punktowy, postęp w sprawie nauczania języka polskiego.
Mimo poprawy w niektórych sferach rząd w swoich działaniach wobec Mińska nie uniknął błędów. Najpoważniejszym z nich, bo podkopującym podstawy dotychczasowej polityki, była nadmierna kordialność wobec władz i samego prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Białoruska elita polityczna takich gestów nie oczekuje, Polskę zaś stawiają one w niezręcznej sytuacji, zagrażając wizerunkowi dyplomacji nie tylko w oczach partnerów zachodnich, ale też Mińska. Ich przejawem było uznanie podmiotowości parlamentu, instytucji całkowicie fasadowej. Przyzwolenie państwa na nawiązanie bliskich relacji międzyparlamentarnych (wizyty w Mińsku wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego i marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego) było zbędne. Warszawa nie tylko wystawiła na szwank wizerunek, ale też nic nie wiadomo o tym, by uzyskała w zamian jakiekolwiek korzyści.
Zaniechanie przez Polskę mówienia o wartościach, niepodnoszenie podczas oficjalnych spotkań i konferencji kwestii zniesienia kary śmierci czy zapewnienia wolności słowa to poczynania wpisujące się wprawdzie w pragmatyzację stosunków, jednak źle odbijające się na wizerunku Polski w białoruskim społeczeństwie obywatelskim. W efekcie, mimo znacznych środków finansowych, jakie rząd przeznacza na wsparcie białoruskiego społeczeństwa, w środowisku tym pojawiło się poczucie porzucenia go na rzecz budowy przyjaznych relacji z władzami. Na dodatek postawa polskich władz kontrastuje z postępowaniem przedstawicieli innych państw i instytucji unijnych, którym pragmatyzm nie przeszkadza w otwartym podnoszeniu kwestii praw człowieka.
Wciąż nierozwiązany pozostaje status mniejszości polskiej. Według spisu powszechnego z 2009 r. na Białorusi żyje 294,5 tys. Polaków, z których 10 tys. jest zrzeszonych w nieuznawanym przez władze od 2005 r. Związku Polaków na Białorusi (ZPB). Wówczas utworzono reżimowy ZPB, który przejął większość majątku organizacji, w tym wyremontowane za pieniądze rządu w Warszawie domy polskie. Zdelegalizowany ZPB był najliczniejszą na Białorusi organizacją pozarządową. Mińsk oskarża go o nadmierne upolitycznienie i działalność antysystemową. W efekcie okresowo dochodzi do prześladowań działaczy tej organizacji. Mińsk kategorycznie odmawia też ponownej legalizacji związku, choć w następstwie ocieplenia relacji władze zaczęły w większym stopniu tolerować jego działalność. Przejawem tego jest umożliwienie otwarcia siedziby zdelegalizowanego ZPB w Mińsku w 2017 r. w pomieszczeniach wynajmowanych od administracji prezydenta. Jednocześnie bez większych przeszkód działają organizacje postrzegane przez władze jako niepolityczne, jak Polska Macierz Szkolna.
Z mniejszością polską wiąże się dylemat, czy rząd powinien kontynuować walkę o uznanie ZPB, czy też ograniczyć te wysiłki i skupić się na staraniach o możliwość jak najszerszego nauczania języka i krzewienia kultury przez inne organizacje. Scenariusz wynegocjowania ze stroną białoruską przekazania domów polskich w zarząd PMS jest rozpatrywany przez oba rządy. Jego realizacja oznaczałaby radykalną zmianę prowadzonej od prawie 15 lat polityki wobec ZPB i w związku z tym niesie ze sobą ryzyko. Po pierwsze, takie działanie mogłoby zostać odczytane jako wycofanie poparcia dla ZPB. Po drugie, mogłoby nasilić i tak ostre konflikty personalne wśród przedstawicieli mniejszości polskiej. Po trzecie, nie gwarantowałoby sukcesu. Niewykluczone, że władze białoruskie w chwili pogorszenia relacji z Polską po raz kolejny zajęłyby domy polskie i postarały się ograniczyć działalność PMS.
Realpolityczny zwrot w polskiej polityce wobec Białorusi odpowiada na potrzebę czasu, wpisując się w politykę UE po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jednak w ostatnim czasie polskie władze mniej mówią o Białorusi. Nie należy o niej zapominać, nawet jeśli efekty ocieplenia mogą wydawać się rozczarowujące. Doświadczenie i geopolityczne położenie Polski wymagają wyższego niż średnia europejska zaangażowania w politykę wschodnią. Choć to dobrze, że nadmiernie serdeczne gesty pod adresem władz w Mińsku zdarzają się rzadziej, to normalizacja stosunków ze wschodnim sąsiadem nie powinna zniknąć z listy priorytetów rządu PiS.
Potrzeba jednak lepszej koordynacji, by utrzymać grę na wielu fortepianach – rozmawiać z władzami, rozwijać stosunki gospodarcze, ale jednocześnie wspierać opozycję, prawa człowieka i rozwój niezależnej białoruskiej kultury i języka. W przeciwnym razie Polska narazi się na zarzuty niepotrzebnego spoufalania się z reżimem, utratę wiarygodności, a w konsekwencji także skuteczności. Normalizacja stosunków nie może oznaczać rezygnacji z aksjologicznego minimum.