Bezpieczeństwem i migracją mają się zająć przywódcy Unii na rozpoczynającym się dziś w Brukseli szczycie. Będą też debatować, czy pozostawić na Wyspach rozliczanie bilionowych transakcji we wspólnej walucie.



„Możemy śmiało powiedzieć, że spotkamy się w zupełnie innym politycznym kontekście niż jeszcze parę miesięcy temu, kiedy wzbierała fala sił antyunijnych” – takim optymistycznym tonem rozpoczyna zaproszenie dla szefów rządów państw UE na dzisiejszy szczyt Donald Tusk. Przewodniczący Rady Europejskiej wskazuje, że unijni przywódcy obiecali obywatelom, iż więcej uwagi poświęcą kwestii bezpieczeństwa i migracji. To głównie temu będzie poświęcone spotkanie.
Przywódcy nie unikną jednak tematów związanych z brexitem i przyszłą lokalizacją znajdujących się w Londynie dwóch agencji unijnych. Może się też pojawić sprawa ważniejsza z punktu widzenia stabilności strefy euro – przyszłość izb rozliczeniowych zajmujących się transakcjami w euro. To krytyczne elementy infrastruktury rynku finansowego.
Izby rozliczeniowe działają jak pośrednicy, np. w transakcjach między bankami. Każdego dnia ich klienci przelewają sobie nawzajem pieniądze. Jeśli na danym obszarze działa 10 banków, to każdy z każdym musiałby się dogadywać odnośnie do sum, jakie są sobie winne. Problem ten rozwiązało powołanie centralnej instytucji, która zbiera wszystkie informacje o przelewach, sumuje i rozlicza. Takimi instytucjami są izby rozliczeniowe (w Polsce transakcje między bankami obsługuje Krajowa Izba Rozliczeniowa). Izby mogą też rozliczać inne transakcje, np. zakup i sprzedaż instrumentów pochodnych.
Izby działają przy okazji jak ubezpieczyciele, bo biorą na siebie ryzyko dokończenia transakcji w przypadku bankructwa jednej ze stron. Środki na ten cel pochodzą od klientów (tym większe, im więcej transakcji rozlicza klient); więc ryzyko bankructwa jednego z podmiotów jest amortyzowane i rozprowadzane po całym systemie.
Problem w tym, że większość transakcji denominowanych w euro rozliczana jest w Londynie. Londyńska Izba Rozliczeniowa (LCH, London Clearing House), jedna ze spółek zależnych londyńskiej giełdy, rozlicza dziennie transakcje instrumentami pochodnymi o wartości przekraczającej 900 mld euro (ponad 80 proc. tego typu transakcji).
Fakt, że taka potęga znajduje się poza strefą euro, stanowi sól w oku regulatorów z tej strony kanału La Manche. Europejski Bank Centralny przez kilka lat prowadził walkę o to, żeby sprowadzić tego typu działalność na kontynent. Batalia dotarła do Trybunału Sprawiedliwości, który orzekł, że rozliczanie transakcji w euro może odbywać się w państwach nienależących do unii monetarnej. Rok po orzeczeniu miało miejsce referendum, w którym Brytyjczycy zdecydowali o opuszczeniu UE – i sprawa wróciła.
O tym, że problem jest realny, niech świadczy fakt, że europejscy regulatorzy narzekają, iż izby rozliczeniowe przyczyniły się do pogłębienia kryzysu zadłużeniowego w strefie euro. Zażądały wówczas od podmiotów obracających papierami dłużnymi Irlandii i Hiszpanii większego zabezpieczenia niż zazwyczaj. To był sygnał dla rynku, że ryzyko niewypłacalności tych krajów wzrosło.
Tuż po referendum pojawiły się głosy, że to niemożliwe, aby największe izby rozliczeniowe dla strefy euro mieściły się nie tylko poza eurostrefą, ale poza UE w ogóle. Londyn wystraszył się, ale ręce miał związane – ostateczna decyzja nie zależy tu od Downing Street. Komisja Europejska wyszła jednak Brytyjczykom naprzeciw, proponując rozwiązanie, dzięki któremu i wilk będzie syty, i owca cała. Zgodnie z nim „systemowo ważne” izby rozliczeniowe będą pod unijnym nadzorem, nawet jeśli znajdują się poza granicami UE. Jeśli nie będą spełniać wymagań euroregulatorów, stracą rekomendację, co narazi korzystające z ich usług instytucje na wysokie koszty. Prawo przewiduje, że jeśli koncentracja danego typu transakcji w obrębie jednej izby przekroczy poziom ryzyka systemowego, część działalności będzie musiała wrócić w obręb strefy euro.
O propozycji pozytywnie wypowiedział się jeden z członków zarządu EBC, ale decyzja będzie należeć do szefów rządów państw UE. Ci na razie przymykają oko na pozycję City, ale to może się zmienić – w zależności od przebiegu negocjacji nad brexitem lub rozwoju wydarzeń w państwach UE.