„Zarówno w 2014, jak i 2015 r. »Dziennik Gazeta Prawna« jako jedyny tytuł jednoznacznie i trafnie przewidywał rozwój konfliktu na Ukrainie” – piszą w opublikowanym wczoraj raporcie naukowcy z Laboratorium Badań Medioznawczych Uniwersytetu Warszawskiego. Badacze przeanalizowali 15 tekstów, w których autorzy DGP przedstawiali prognozy rozwoju rosyjsko-ukraińskich sporów o Krym i Zagłębie Donieckie.
W 14 przypadkach, czyli w 93 proc., okazały się one słuszne. Dla porównania publicyści „Rzeczpospolitej” mieli rację w połowie własnych prognoz. W przypadku „Gazety Wyborczej” odsetek ten sięgnął 32 proc.
Równolegle naukowcy z LBM sprawdzili, co o konflikcie na Zagłębiu Donieckim myślą Polacy. Większość z nas nie uległa rosyjskim tezom obarczającym winą Zachód lub Ukrainę. 58,5 proc. ankietowanych uznaje, że za konflikt odpowiedzialna jest Rosja, kolejne 7,5 proc. wini Rosję i któregoś z innych aktorów (Ukrainę, Zachód, UE lub USA). Tylko co dziesiąty z nas sądzi, że winien jest wyłącznie Kijów, a kolejne 6,4 proc. dzieli winę między obie strony konfliktu. – Polacy sytuują Rosję w roli regionalnego hegemona, który na trwałe zmienia porządek polityczno-militarny we współczesnej Europie – ocenia dr Karolina Brylska, wiceszefowa LBM.
Najbardziej skłonne do obwiniania Rosji są osoby po 55. roku życia mieszkające w wielkich miastach. W tej grupie badanych 61,3 proc. obarczyło wyłączną winą Kreml. Na drugim biegunie znaleźli się 20-latkowie z miejscowości liczących poniżej 10 tys. mieszkańców. Wśród nich tylko na Rosję wskazało 49,3 proc. ankietowanych. Ta ostatnia grupa najmniej też ufa polskim mediom relacjonującym konflikt. Nie wierzy im 58,9 proc. badanych 20-latków, przy wskaźniku zaufania rzędu 20,5 proc. Największe zaufanie wykazują zaś osoby po 55. roku życia z wielkich ośrodków. W tej grupie zaufanie deklaruje 37,8 proc. badanych, a nieufność – 29,7 proc.
– Duża grupa Polaków negatywnie oceniająca wiarygodność mediów może poszukiwać informacji w innych źródłach, często internetowych, które nierzadko stają się też polem uprawiania rosyjskiej propagandy – mówi dr Brylska.