Nikomu nie opłaca się zmieniać sposobu liczenia. Powodów jest wiele, bo np. urealnienie liczby ludności oznacza dla nas mniej głosów w Unii Europejskiej. Rozmawiamy z Piotrem Szukalskim, demografem i gerontologiem z Uniwersytetu Łódzkiego.
Piotr Szukalski demograf i gerontolog, profesor Uniwersytetu Łódzkiego, członek Komitetu Nauk Demograficznych i Komitetu Prognoz PAN fot. Materiały prasowe / DGP
Czy program 500+ to sukces czy porażka?
Oficjalnie sukces. W 2017 r. osiągnęliśmy 402 tys. urodzeń. Współczynnik dzietności też podskoczył – i to do wartości niewidzianych od połowy lat 90. Jednak…
Statystyki kłamią?
Dodatkowo rodziły się głównie drugie i trzecie dzieci. Tylko w nieznacznym stopniu 500+ zachęciło pary bezdzietne do pierwszego dziecka. Za późno wprowadzono ten program. Przynajmniej o kilka lat za późno. Bo najliczniejsza grupa kobiet, które mogły rodzić, ma dziś, niestety, po trzydzieści kilka lat.
Ale przecież kobiety rodzą coraz później.
To prawda. Mediana wynosi obecnie prawie 27 lat przy pierwszym dziecku. W 1989 r., gdy zaczynała się transformacja, było to niecałe 22 lata. A skoro później rodzi się pierwsze dziecko, to także kolejne – i szansa na większą liczbę dzieci maleje.
Dlaczego 500+ należało wprowadzić wcześniej?
Program nie obniżył wieku kobiet rodzących pierwsze dziecko – decyzję podejmują coraz starsze panie. Należało więc to rozwiązanie wprowadzić wtedy, kiedy mieliśmy najwięcej kobiet w wieku rozrodczym. Jakieś 10 lat temu.
Ale dlaczego 500+ wpłynęło na decyzję o drugim i trzecim dziecku?
Obniżył się średni wiek matek, co sugeruje, że rodzice przyspieszyli decyzje. Te dzieci pewnie by się urodziły za rok, za dwa czy trzy lata, tylko rodzice uznali, że teraz im się to bardziej opłaca. Bo dziś 500+ jest, a za kilka lat może go nie być.