Libijski dyktator Muammar Kaddafi ma zapasy złota o wartości 6,5 mld dolarów. Stać go na opłacanie najemników przez wiele miesięcy.
Choć Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła na reżim Muammara Kaddafiego sankcje i zamroziła konta jego najważniejszych członków, nie wystarczy to do pokonania libijskiego dyktatora. Ma on jeszcze do dyspozycji ogromne zasoby złota.
Dzięki nim Kaddafi będzie się mógł bronić przez długie tygodnie. To z kolei utrudni plany koalicji, która w przypadku przedłużania się operacji – co staje się coraz bardziej prawdopodobne – liczyła, że zmusi dyktatora do kapitulacji, uderzając w libijskie finanse.
Jak podał wczoraj „Financial Times”, według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego w libijskim banku centralnym – wciąż kontrolowanym przez Kaddafiego – znajduje się 143,8 tony złota. Niektóre szacunki mówią o sumie jeszcze o kilka ton większej. To oznacza, że 6,5-milionowa Libia jest wśród 25 krajów o największych zasobach złota na świecie.
Przy obecnych wysokich cenach mają one wartość ponad 6,5 miliarda dolarów, co wystarczy do opłacania armii najemników przez miesiące czy nawet lata. Co najważniejsze – o ile wiele banków centralnych trzyma swoje rezerwy złota w Nowym Jorku, Londynie czy Szwajcarii, libijskie sztabki znajdują się w kraju.
Mogą się one stać ostatnią deską ratunku Kaddafiego – o ile zdoła je sprzedać. Aby to jednak było możliwe, sztabki muszą zostać wywiezione z Libii. Przygotowania do takiej operacji już się zaczeły – przed wybuchem powstania złoto było przechowywane w banku centralnym w Trypolisie. Ale teraz zostało przewiezione w inne miejsca, m.in. do Sebhy na południu kraju, niedaleko granicy z Czadem i Nigrem.
Najprawdopodobniej żaden międzynarodowy bank czy broker oficjalnie nie kupi kruszcu, którego tropy prowadzą do libijskiego reżimu. Ale Kaddafi może przetransportować złoto właśnie do Czadu czy Nigru, gdzie łatwo będzie je wymienić na broń, żywność czy gotówkę. Pieniądze zaś zostałyby przetransferowane do LAFB, czyli libijskiego banku rozliczeń międzynarodowych będącego oddziałem banku centralnego.
Na świecie jest kilka krajów, które mogłyby być zainteresowane libijskim złotem. Od paru lat zapasy kruszcu złota gromadzi np. Iran, chcąc jak najbardziej uniezależnić się od amerykańskiego dolara i zabezpieczyć przed ewentualnym zamrożeniem swoich rezerw walutowych.
Nawet w przypadku zbliżającej się przegranej Kaddafiemu po opłaceniu najemników zostałby jeszcze ogromny majątek, gdyby chciał uciec z kraju. Żona obalonego prezydenta Tunezji Ben Alego, uciekając z kraju, zabrała ze sobą 1,5 tony złota, czyli nieco ponad jeden procent tego, czym dysponuje Kaddafi. Z kolei w Egipcie, aby byli funkcjonariusze obalonego reżimu Hosniego Mubaraka nie próbowali zrobić tego samego, władze wprowadziły na cztery miesiące zakaz wywozu złota.
Tymczasem wkrótce może zostać ograniczone inne źródło dewiz dla reżimu Kaddafiego. Szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle wezwał wczoraj do wprowadzenia embarga na importy libijskiej ropy i gazu. Miałoby ono objąć firmy państwowe oraz ich spółki córki. Berlin będzie forsował podjęcie takiej decyzji podczas szczytu Unii Europejskiej w tym tygodniu.
W Jemenie szykuje się zmiana władzy
Prezydent Jemenu Ali Abd Allah Saleh to kolejna ofiara arabskiej rewolucji. Wczoraj zapowiedział, że ustąpi z urzędu po wyborach parlamentarnych, które odbędą się pod koniec tego lub w styczniu przyszłego roku. Wyjaśnił, że nie chce odchodzić, nie wiedząc, komu przekazuje urząd. Do tej pory Saleh, którzy rządzi Jemenem od 32 lat, mówił, że odejdzie dopiero po zakończeniu kadencji upływającej w roku 2013. Ostrzegł przy okazji, że próba odsunięcia go od władzy może się skończyć wojną domową. Jednak opozycja już odrzuciła ofertę prezydenta i chce jego natychmiastowego odejścia. Przeciwnicy Saleha, do których dzień wcześniej dołączyło kilku generałów i kilkudziesięciu oficerów, są coraz silniejsi i mogą postawić na swoim. Podobnie było w przypadku Egiptu, gdzie Hosni Mubarak po wybuchu protestów też obstawał przy tym, że odejdzie dopiero po zaplanowanych na wrzesień wyborach. Ostatecznie oddał władzę po niespełna trzech tygodniach protestów. Wcześniej do ustąpienia zmuszony został prezydent Tunezji Zin el-Abidin Ben Ali.
bjn