Przywódca Libii Muammar Kadafi ostrzegł w środę przed zagraniczną interwencją wojskową, grożąc tysiącami ofiar, gdyby do niej doszło. Ponownie zaprzeczył, że w kraju doszło do demonstracji, a o niepokoje oskarżył Al-Kaidę oraz "uzbrojonych gangsterów".

Przemawiając w Trypolisie podczas obchodów 34. rocznicy wprowadzenia ustroju "dżamahirii" (republiki ludowej) Kadafi oznajmił, że nigdy nie wyjedzie z kraju. Utrzymywał, że podczas buntu zginęło jedynie 150 osób. Ocenił jednocześnie, że jeśli dojdzie do zagranicznej interwencji zbrojnej, zabitych będą tysiące.

"Tysiące Libijczyków zginą w razie interwencji w Libii Ameryki lub NATO" - groził.

Według libijskiego przywódcy, w kraju trwa "spisek mający na celu przejęcie kontroli na libijską ropą i ziemią".

Kadafi uprzedził, że nie zgadza się, aby rebelianci w dalszym ciągu kontrolowali część miast w kraju.

"Nikt nie zaakceptuje obecności w swoim kraju zbrojnych grup, które terroryzują mieszkańców. To musi się skończyć. Jeśli nie dojdziemy do tego drogą pokojową, nie będziemy mogli pozostawić naszego państwa w takiej sytuacji" - powiedział, czyniąc aluzję do użycia siły.

"Nawet jeśli wszyscy Libijczycy wyjadą, ja nigdy nie opuszczę Libii, której ziemia jest nasiąknięta krwią moich przodków. Mówię tym wszystkim łobuzom, którzy nakłaniają Kadafiego do wyjazdu: +to wy powinniście wyjechać, a Kadafi pozostanie na ziemi swych przodków+" - podkreślił.

Kadafi powtórzył, że to nie on, lecz naród pełni prawdziwą władzę w Libii. "W 1977 r. ja i oficerowie (którzy w 1969 r. obalili króla Idrisa) oddaliśmy władzę narodowi libijskiemu. To on sprawuje władzę" - ocenił Kadafi, dodając, że świat nie rozumie libijskiego systemu władzy ludu.

Libijski przywódca oświadczył, że nie jest prezydentem kraju, więc nie może ustąpić. "Nie mam stanowiska, z którego mógłbym ustąpić" - przekonywał. "Zawsze będę Kadafim, przywódcą rewolucji" - podkreślił.

Dodał, że w Libii nie ma parlamentu, który mógłby rozwiązać.

Zaprzeczył, jakoby w kraju dochodziło do protestów. "Na wschodzie nie było żadnych demonstracji" - stwierdził przywódca Libii, dodając, że "małe, uśpione komórki" Al-Kaidy "przejęły broń i atakowały siły zbrojne".

Libijski przywódca obiecał także amnestię tym wszystkim, którzy złożą broń.

Zaapelował do ONZ i NATO o przeprowadzenie międzynarodowego śledztwa w celu zbadania obecnych wydarzeń. Oskarżył ONZ o podejmowanie decyzji, które opierają się "w 100 procentach na fałszywych informacjach".

Kadafi zapowiedział walkę do samego końca. "Będziemy walczyć do ostatniego mężczyzny i ostatniej kobiety" - powiedział.

Przyznał, że w związku z opuszczeniem kraju przez pracowników firm naftowych produkcja ropy jest "na najniższym poziomie".

Zapewnił jednocześnie, że libijskie złoża ropy i porty są bezpieczne oraz znajdują się pod kontrolą władz.

Zdaniem Kadafiego, "złoża ropy są bezpieczne, ale firmy boją się (...) uzbrojonych gangsterów". Zagroził, że zastąpi zachodnie firmy naftowe firmami z Indii i Chin.

Nazwał zamrożenie libijskich aktywów "kradzieżą pieniędzy należących do narodu libijskiego".

Podczas rocznicowej akademii Kadafi wyglądał na rozluźnionego i zadowolonego. Jego zwolennicy krzyczeli: "Pozostaniesz wielki" oraz "Allah, Muammar, Libia i nic poza tym".

W następstwie upadku reżimów w Tunezji i Egipcie od połowy lutego w Libii trwa krwawa rewolta przeciwko reżimowi Kadafiego. Według szacunków ONZ, w jej wyniku zginąć mogło nawet kilka tysięcy osób.