Wydanie ponad czterech milionów złotych bez przetargu przez ministra spraw wewnętrznych i administracji Jerzego Millera bierze pod lupę Urząd Zamówień Publicznych – dowiedział się „DGP”.
Działania ministra źle ocenia w poufnym jeszcze raporcie Najwyższa Izba Kontroli – miał on hamować budowę jednolitego dla całego kraju systemu powiadamiania ratunkowego, czyli popularnego numeru telefonu 112.

4 miliony bez przetargu

We wczorajszej publikacji pt. „Jak Jerzy Miller wykręcił numer” opisaliśmy sekwencję decyzji Jerzego Millera, dzięki którym dwie teleinformatyczne spółki zarobiły 4 miliony złotych. Przypomnijmy – jeszcze jako wojewoda małopolski w grudniu 2008 roku podpisał umowę z poznańską firmą CompWin. Firma miała „wydzierżawić” aplikację i sprzęt do budowy centrum powiadamiania ratunkowego. Nie zorganizował przetargu, gdyż wartość umowy wynosiła poniżej 15 tysięcy euro. Osiem miesięcy później tej samej firmie urząd przelał na konto ponad 900 tysięcy złotych i zaleddwie dwa miesiące temu trzy miliony.
– Prezes podjął decyzję o wszczęciu kontroli tych decyzji – potwierdziła wczoraj rzecznik UZP Anita Wichniak-Olczak. Tymczasem po naszym tekście rzecznik ministra Millera Małgorzata Woźniak przysłała pismo, w którym napisała: „UZP był informowany na każdym etapie podpisywania umowy i z firmą CompWin. Do tej pory Urząd Zamówień Publicznych nie wniósł żadnych uwag. Nie oprotestował też tego postępowania”.
Kwestia legalności działań ministra Millera przy wyborze firm nie jest jedynym problemem. W swoim najnowszym raporcie krytykuje go również Najwyższa Izba Kontroli – w tzw. wystąpieniu pokontrolnym inspektorzy napisali: „Stwierdzono, że wojewodowie małopolski, wielkopolski i śląski nie dokonali uzgodnień wojewódzkich koncepcji budowy nowego Systemu Powiadamiania Ratunkowego... (i w efekcie) zdaniem NIK terminy wprowadzenia nowego systemu są poważnie zagrożone”.
Dzięki tym uzgodnieniom Ministerstwo Spraw Wewnętrznych chciało opracować jednolitą dla całego kraju koncepcję działania numeru alarmowego 112. Graniczne terminy wyznaczono na koniec 2011 roku, czyli jeszcze przed pierwszym gwizdkiem na Euro 2012. – Kibice, którzy do nas zjadą, są przyzwyczajeni do 112. Dlatego musi on zacząć działać, przynajmniej w województwach, które będą arenami mistrzostw – wyjaśnia jeden z naszych rozmówców.
Z lektury raportu nie wynika, czemu m.in małopolski wojewoda wyłamał się z uzgodnień. Dziś jest to jasne – gdy wojewoda Miller zmienił się w ministra spraw wewnętrznych i administracji Jerzego Millera, natychmiast zamroził funkcjonujące zaledwie od kilku miesięcy rozporządzenie o budowie CPR.



Dojazd trwa dwa razy dłużej

– To rozporządzenie powstało po siedmiu latach starań. Nie pasowała mu koncepcja, którą rozporządzenie i ustawa o ochronie przeciwpożarowej narzucały. Wolał swój, krakowski model CPR, według nas gorszy. Proszę się zresztą dowiedzieć, czy odkąd działa w Krakowie, strażacy na miejsce wypadku i pożaru dojeżdżają szybciej czy wolniej – radzi doświadczony strażak.
Pytania o czas reakcji strażaków od zgłoszenia sygnału do dojazdu na miejsce w latach 2006 – 2010 zadaliśmy na piśmie szefowi małopolskich strażaków Andrzejowi Mrozowi. Odpisał, że nie potrafi odpowiedzieć, ile czasu zajmuje jego strażakom dojazd na miejsce wezwania. Zasłonił się wojewodą: „Realizuje on pilotażowy projekt Centrum Powiadamiania Ratunkowego...”
Według naszych rozmówców – w Krakowie i Warszawie – komendant Mróz doskonale zna odpowiedzi na te pytania. – Średnio dojeżdżamy na miejsce dwa razy później niż przed uruchomieniem CPR. Obawia się to głośno powiedzieć, gdyż dawny wojewoda jest dziś jego najwyższym przełożonym, ministrem spraw wewnętrznych i administracji. Zresztą minister Miller żądał już od komendanta głównego straży pożarnej dymisji Mroza – mówią strażacy. – Nie trzeba dodawać, że od szybkości, z jaką strażacy pojawią się na miejscu pożaru czy wypadku samochodowego, często zależy ludzkie życie.

Pieniądze wyrzucone w błoto

Zresztą sama logika wskazuje na to, że model małopolskiego centrum powiadamiania spowalnia reakcję służb ratowniczych – bo wprowadza on ogniwo między osobą dzwoniącą a służbą ratowniczą. Ten model funkcjonowania CPR nazywany jest „operatorskim”, a konkurencyjny, o budowie którego mówią ustawa i rozporządzenie, nazywany jest „dyspozytorsko-operatorskim”.
I właśnie budowę takich CPR zakłada na razie obowiązujące rozporządzenie, które chce uchylić minister Miller. Zostało podpisane przez ministra Grzegorza Schetynę w lipcu 2009 roku, a jego autorem są były wiceminister Antoni Podolski oraz komendant główny straży pożarnej. To jedyny etap, który pochwaliła Najwyższa Izba Kontroli badająca budowę polskiego systemu powiadamiania ratunkowego.
– Teraz CPR powstaną według koncepcji ministra. Żaden strażak nie powie tego pod nazwiskiem, ale będą to wyrzucone w błoto pieniądze. Dokładnie 450 milionów, bo tyle gwarantuje Unia Europejska na budowę systemu. Ten system operatorski może się sprawdza w Czechach, skąd pochodzi firma MediumSoft, której przedstawicielem jest Comp-Win, ale nie w Polsce – przestrzega nasz rozmówca.